Rodział I - Tuzin

267 8 5
                                    

Kilka dni później...

W południe jak zwykle nie miałam nic do roboty. Siedziałam na łóżku zastanawiając się, czy tak naprawdę Kvar istnieje i dlaczego nie dowiedziałam się tego wcześniej od osób, które mi tego nie chciały powiedzieć. Diane także była plotkarą i znającą dosłownie każde informacje krążące po szkole i poza nią.

Kilka dni wcześniej nawet sama poprosiłam o informacje przyjaciółek, a także bliskich. Nawet brata i taty.

Powiedzieli mi tylko, że to nie jest ważne, i że po prostu jest mordercą.

- Hej, Crystal koleżanki do ciebie przyszły, zejdź na dół. Czekają już dziesięć minut - powiedziała mama wchodząc do mojego pokoju i dodatkowo rzucając na mnie wyprany koc, a także wychodząc spowrotem z pomieszczenia.

- Nie mam siły - jękłam zrzucając z siebie koc na bok i wstając niechętnie z mojego wygodnego łóżka.

Ruszyłam w stronę drzwi, a potem w stronę schodów z których omało nie spadłam, zapominając o istnieniu poręczy. Gdy wkońcu bezpiecznie zeszłam ze schodów, otworzyłam szerzej oczy na widok czekających na mnie koleżanek na korytarzu. Diane, Eveline, i Brina.
Przestarszyłam się na ich widok, ruszając w ich stronę z bardzo powolną prędkością. Tak, jakbym miała zaraz umrzeć.

- Hej, Crystal zapomniałaś, że dziś wychodzimy? - Odezwała się Eveline lekko mnie przytulając na przywitanie. - Miałyśmy iść, bo długo cię nie było.

- Poczekajcie na mnie - odpowiedziałam ubierając moje czarne trampki i podwijając jeansy, by zawiązać sznurówki.

Dziewczyny powoli wychodziły z domu, na co ja zapominając wsiąść telefonu pobiegłam w butach na schody, wpadając do pokoju tak szybko, że mogłabym się poślizgnąć. Odszukując swój telefon, zbiegłam ze schodów, wbiegając na korytarz i zabierając moją kurtkę.
Wyskoczyłam z domu na koniec krzycząc szybko coś na pożegnanie dla mamy a także biegnąc w stronę koleżanek stojących przed bramą.

Ruszyłam zwalniając biegu w ich stronę, a także dysząc gdy tylko wolno szliśmy w przeciwną stronę od lasu.
Dziewczyny rozmawiając nie zauważyły nawet, że podbiegłam do nich i nie zastanawiając się krzyknęłam, żeby na mnie poczekały. Takie właśnie było moje życie.

- Ej, Diane a ten cały Kva... - Nie dokończyłam, ponieważ koleżanka zakryła mi usta swoją ręką, rozglądając się dodatkowo wokoło nas.

- Cicho! nie gada się o tym w miejscach publicznych Crystal. - Szepnęła mi do ucha opuszczając ręke z mojej twarzy. Dała mi do zrozumienia, że on mógłby tu być, ale nie miała takiej pewności.

Czyli podajże Kvar istnieje.

Wszystko totalnie wyleciało mi z głowy. Nawet teraz mi się przypomniało, że Izzany się do mnie od tamtego czasu nie odezwała.

- Ej idziemy na urbex?! - Krzyknęła przed nami Eveline odwracając się w naszą stronę i idąc przez chwilę tyłem, patrząc na naszą reakcję.

- Ściemnia się, może nie - odpowiedziałam nie mając ochoty na zwiedzanie opuszczonych budynków. - Albo w sumie - zdecydowałam się, mając jednak ochotę. Przeszła mnie jakaś dwubiegunowość.

- To może pójdziemy tak na te ruiny obok stadionu, to jest niedaleko stąd. - Powiedziała Brina, na co wszystkie dziewczyny, nawet ja, pomachały głowami.

Wszystkie we czwórkę szliśmy przez chwilę bez odezwania. Przejmowało mnie to, że gdy za każdym razem wychodzę z koleżankami, to nie gadają nic, bo jestem w pobliżu. Było mi trochę źle nawet wtedy kiedy się do mnie nie odzywały.
Przez chodnik i ulice miasta szliśmy spokojnie. Wszystkie sklepy i stragany oświetlały nam ciemne drogi prowadzące do opuszczonego domu. Nawet ja, i Diane byliśmy najbardziej podekscytowane od Eveline i Briny.
Chwile później szliśmy nawet blisko siebie. Eveline po drodze skoczyła szybko do sklepu, bo zachciało jej się żreć.

Til We Fall || Repair #0.5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz