Rozdział XXX - Łapówka

101 6 0
                                    

Chciałam na początku zaznaczyć, że jeśli znalazły się tu jakieś błędy, lub treść tego rozdziału jest nudna to bardzo za to przepraszam. Dałam z siebie wszystko, by zrealizować to, co szykowałam.

Ps. Jeszcze dwa rozdziały i zaczynam nową część
___________

- Verena, co się z tobą stało? - Zapytała matka padając na mnie.

- Gdzie ja jestem?

Po chwili uświadomiłam sobie, że znajdowałam się w szpitalu. Tym razem nie Resovet. To był szpital na końcu naszego miasta.

- Dlaczego to zrobiłaś? - Łzy polecały jej po policzkach. - Jesteś moją jedyną córką. Nie możesz tak robić...

- Źle się poczułam.

- To nic nie znaczyło. - Usiadła na krzesełku obok łóżka.

- Poniosło mnie. Chyba byłam pijana. - Złapałam się za głowę, która momentalnie mnie rozbolała.

- Lekarze nic takiego nie wyczuli.

O chuj.

- Ktoś ci coś powiedział? Zrobił? To napewno Lucan...

- Sama to zrobiłam.

* * *

Minęło dobre kilka dni, aż w końcu wyszłam ze szpitala. Matka wciąż niedowierzała, że zrobiłam to sobie a nie ktoś mi. Czułam się okropniej, kiedy znów wspomnienia przychodziły, a też raz odchodziły. Dalej nie mogłam się pozbierać, bo i tak Florence odkryła to, ojczym myślałam i zrobiłam to już dwa razy, chcąc się pozbyć.

Nadal oba nadgarstki miałam zawinięte w bandaż. Kompletnie nic nie mogłam utrzymać w dłoniach, ponieważ cokolwiek wezmę, to mi z nich wypadnie.

Moje rozmyślenia na temat matki już minęły. Krótko mówiąc, nie obchodziło mnie to. Miałam gorszą sprawę na myśli, czyli dowiedzenie się, gdzie są bronie tej całej grupy. Gdybym maila taką opcję, to bym je rozwaliła i wyrzuciła, by nikt ich nie znalazł. Wcale nie chciałam im w tym pomagać, ale za mnie wzięliby Brinę. Bałam się, że to ona sobie tam nie da rady.

Ja w sumie też.

- Jadłaś coś? - Weszła do mojego pokoju matka, siadając obok mnie na łóżku. Widziałam doskonale, jak bardzo moje zachowanie ją dręczyło. Pokręciłam głową. - Musisz.

- Nie jestem głodna.

- Nie jesteś głodna już od paru dni. Nawet jedzenia w szpitalu nie jadłaś. Odmawiałaś. - Zmartwiła się, łapiąc mnie delikatnie za dłoń. - Chce dla ciebie dobrze. Nie rób sobie krzywdy. Co ja ci takiego zrobiłam.

- To nie chodzi o ciebie. - Mruknęłam, nie podnosząc na nią wzroku.

- Przez Lucana? - Zagdywała. Nic bardziej mylnego.

Także pokreciłam zaprzecznie głową.

- Przez kogoś innego. - Przyznałam się, nie wypowiadając na początek imienia tej osoby. Zbrzydło mi się do takiego stopnia, że czułam, jakbym nie mogła żyć spokojem.

- Kogo? - Spytała spokojnie.

W moich oczach pojawiły się łzy. Zawsze gdy wspomniałam sobie tego człowieka, nie mogłam się od niego uwolnić. Gry tylko na niego spojrzę, przechodzą mnie ciarki, a z tym ogromna fala złości. Nienawidziłam go, nawet i dlatego, że był dla mnie niesamowicie miły. Nie mógł. Dla mnie nikt nie mógł być miły. Jak i on. Powinien traktować mnie jak ofiarę i nie dawać za wygraną. On dawał. Coraz bardziej obawiałam się tego, co najlepszego wymyśli po naszej szczerej rozmowie.

Til We Fall || Repair #0.5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz