Rozdział IX - Zachcianka

172 10 0
                                    

Dziś jak zwykle nie było żadnej kłótni o tym, gdzie byłam wczoraj. Moi rodzice nawet nie zauważyli że wróciłam do domu, nie zwracając na mnie uwagi.

Matka musiała zająć się dokumentami ze szpitala, a ja oczywiście wstając o szóstej rano nie słyszałam już jej kroków, choć wiedziałam że po drodze spotkam mojego ojca, miejącego pracę na siódmą.

Ciągle w głowie kręciły mi się myśli. Na kopertach, które dostałam, miały swoje konkretne daty. Najbliższa z nich była po jutrze. Czyli w dzień, w który znów nie wrócę do domu.

Zaczęłam powoli rozumieć, dlaczego tak bardzo każdy martwił się o siebie. Mimo tego, że ja niestety nie martwiłam się o żadną rzecz, nie spostrzegłam tego w swoim życiu. Po tym jak zrozumiałam, co to znaczy śmierć, od czasu kiedy wróciłam do domu zaczęłam się o siebie bać.

Kilkanaście dni temu, nawet tym się nie przejmowałam. Myślałam, że ktoś robi sobie ze mnie jaja, i że to co przeszłam było tylko żartem.

W końcu zrozumiałam problemy moich koleżanek.

Carillone, jakże dawno jej nie widziałam, wiedziała więcej o tym, jak zobaczyć w jaki dzień ogłoszone będzie zabójstwo. Uważałam ją za tą, która nie ukrywa w sobie zagadek.

Za oknem słyszałam szumy wiatru i zauważałam, że na dworze robiło się cieplej. Mijała już zima, więc to oczywiste, że długo czekałam na wiosnę.

Ale obawiałam się na tej moment jednej kwestii.

Jutro mam przyjść z Diane do wieżowca.

Podejrzewałam, że zabito tam więcej ludzi, niż w moim mieście. Wszytko wskazywało na tajemniczy nóż, a dodatkowo na podejrzanie dziwne dekorację, w niektórych z pomieszczeń.

Diane napewno śpi teraz w swym domu, rozmyślając nad tym co się właściwie wydarzyło. Myślę, że nigdy nie podejrzewała, że takie coś mogło się stać.

Zabójstwo Izzany. Zabójstwo Marvin. A dodatkowo kolejną ofiarą będzie prawdopodobnie Maya. Nie sądziłam o niej źle, jednak miałam dziwne przeczucie co do jej śmierci.

Florence i tak nie pomoże mi w moich problemach. Nie obchodzi ją to i nigdy nie obchodziło. Podobno jestem już dorosła i sama poradzę sobie z nieporozumieniami.

W szkole jak zwykle spotykałam Diane kiedy tylko do niej szłam. Byliśmy w liceum prawie w tym samym czasie. Nie zawsze przychodziliśmy na czas. Miała kilka spóźnień, ale to chyba przez stres.

Kiedy stałam na korytarzu, podeszła do mnie Eveline z smutnym wyrazem twarzy. Widziałam w jej oczach żal a dodatkowo sądziłam że coś się stało.

- Crystal. Hej. - Zaczęła, a ja nie wiedząc o co chodzi, chciałam po prostu odejść. Po tym jak mnie zwyzywała, nie miałam już u niej ani trochę zaufania. - Możemy pogadać na osobowości?

- No chyba jesteśmy raczej - zauważyłam, patrząc na to jak coraz mniej uczniów chodzi do szkoły udając się do swoich sal.

- No, dobra. - Odpowiedziała, ja czekałam na to, aż nie przedłużając zacznie swoją wypowiedź. - Pamiętasz może jak cię zwyzywałam?

- Tak i co.

- Chciałam cię za to przeprosić.

* * *

Kilka minut później siedziałam w klasie razem z Briną. Chociaż ona nie była taka nie miła i mogłam na spokojnie z nią porozmawiać. Lubiłam ją. Nasza relacja była bardzo dobra odkąd się poznaliśmy.

- Eveline mnie przeprosiła. Nie bardzo rozumiem dlaczego nie zrobiła tego od razu wiedząc, że jest mi źle. - Mówiłam, widząc że chciała mnie wysłuchać. - Nie wiedziałam co z tym zrobić, więc po prostu jej wybaczyłam.

Til We Fall || Repair #0.5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz