XXIV

39 11 29
                                    

- Tu będziesz spał. Zaraz przyniosę ci świeżą pościel. Zmień sobie sam, bo z tym unieruchomionym nadgarstkiem byłoby mi ciężko. - Ania wprowadziła Wiktara do pokoju Michaliny. Najpierw oczywiście sprawdziła, czy gdzieś na widoku nie walają się jakieś elementy dziewczęcej garderoby i w ogóle czy pokój prezentuje się w miarę przyzwoicie. Już wcześniej, w autobusie, ustalili też, że dla wygody przechodzą na ty. - I nie grzeb proszę po szufladach ani nie przestawiaj rzeczy, bo Misia bardzo tego nie lubi. Ubrania możesz ułożyć na krześle i na biurku, chyba że wolisz je zostawić w plecaku. Niestety w szafie nie ma miejsca, moje dziecko ma zdecydowanie więcej ubrań ode mnie. Rozgość się, jakbyś czegoś potrzebował, jestem w salonie.

Ania uznała, że skoro zdecydowała się na przyjęcie Wiktara pod swój dach, powinna traktować go jak normalnego gościa (ale paszport na wszelki wypadek od niego wzięła i schowała w szufladzie w szafce nocnej w swojej sypialni. A przedtem sprawdziła rok urodzenia. Był od niej o osiem lat młodszy). Kiedy zatem po niecałych dziesięciu minutach mężczyzna pojawił się w salonie i zaczął oglądać wiszące na ścianach obrazki, które kiedyś dawno malowała i najbardziej udane oprawiała, zapytała go:

- Napijesz się czegoś? A może jesteś głodny?

Wiktar przechylił głowę na lewo, przypatrując się akwareli przedstawiającej łąkę kwietną o wschodzie słońca, i powiedział w zamyśleniu:

- Ładny widok i dobrze namalowany. Tak, z ochotą coś zjem. Ale ty siedź, ja sobie zrobię. I dla ciebie zrobię. Pewnie kanapki? Wszyscy Polacy jedzą kanapki na kolację - zaśmiał się.

Był teraz znacznie bardziej wyluzowany niż podczas spotkania w kawiarni. Dżinsy zmienił na czarne spodnie dresowe, miał też własne kapcie, ale poza tym cały jego dobytek mieścił się w średniej wielkości plecaku turystycznym.

- Kanapki - potwierdziła Ania. - Chleb jest w drewnianym pojemniku na blacie, w lodówce jest masło, szynka, ser i ogórki.

- Jutro zrobię zakupy, bo ja to dużo jem, a tu w lodówce to się mysz powiesiła. Znaczy się nic nie ma - wytłumaczył widząc zdziwione spojrzenie Ani.

Przyjemnie było usiąść przy stole w kuchni w czyimś towarzystwie, zwłaszcza gdy był to przystojny mężczyzna, który zrobił kolację i zaparzył herbatę. Mimo deklarowanej pogardy dla kanapek Wiktar przygotował dla siebie trzy duże pajdy chleba bogato obłożone wędliną i serem, wsypał do herbaty dwie łyżeczki cukru i teraz mieszał, głośno stukając o ścianki kubka. Ania zagadnęła go, żeby przerwać panujące milczenie i dowiedzieć się czegoś więcej o swoim tymczasowym gościu:

- A co z twoimi bliskimi na Białorusi? Nie będą mieć problemów, że tak nagle wyjechałeś za granicę?

Wiktar wzruszył ramionami.

- Ojca ja prawie nie znał. Odszedł od matki, jak ja miał cztery lata. Już pomarł, na raka. A matka nie mieszka w Mińsku, jest daleko od tego wszystkiego. Braci i sióstr nie mam. Żony też - machnął ręką, jakby demonstrując brak obrączki, i obrzucił ją spojrzeniem jednocześnie badawczym i lekko ironicznym.

- I jakie masz dalej plany? Nie myślałeś, żeby kontynuować doktorat w Polsce?

Wiktar zaśmiał się.

- Kiedy ja pisał doktorat o białoruskiej sztuce współczesnej. I nawet badań nie ukończył. Nie ma szans.

- A praca? Próbowałeś szukać czegoś bardziej odpowiadającego twoim kwalifikacjom i wykształceniu?

- Nu, na to trzeba mieć papiery w porządku. A ja nie mam pozwolenia na pracę. Tam w centrum handlowym to ja pracuję trochu po znajomości.

Ania westchnęła. Jeszcze tego brakowało, żeby narobił jej z tego powodu jakichś kłopotów!

Nigdy nie jest za późno?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz