XVII

61 11 79
                                    

Tym razem jednak Ania znacznie szybciej zapanowała nad swoimi emocjami. Płakała intensywnie, ale krótko.

"Może nie wszystko stracone?" - przemknęło jej przez głowę, kiedy wycierała nos. - "Może są jeszcze uczciwi ludzie? Ktoś znalazł, gdzieś odniósł, może słuchawki na mnie czekają?"

Popatrzyła na zegarek. Dochodziła 20.30, a zatem zdąży dojechać od centrum handlowego przed zamknięciem. Co prawda dopiero wzięła prysznic, umyła włosy i przebrała się w domowe dresy, a na dworze było już ciemno i siąpił deszcz, ale w Anię wstąpiła jakaś determinacja. Chciała za wszelką cenę postawić na swoim i odzyskać zagubione słuchawki, jak gdyby zaklinając w ten sposób rzeczywistość, że dzięki temu wszystko ułoży się po jej myśli. Trochę jak w dzieciństwie, kiedy omijając szczeliny pomiędzy płytami chodnikowymi w duchu prosiła o dobrą ocenę z klasówki z historii.

Aby nie suszyć włosów i nie stracić motywacji Ania wcisnęła na głowę kaptur bluzy dresowej, narzuciła z wierzchu sportową kurtkę nieprzemakalną i wciągnęła wysokie czarne kalosze w białe grochy. Do małej torebki wrzuciła tylko najpotrzebniejsze przedmioty - portfel, kartę miejską, chusteczki do nosa, komórkę i klucze do mieszkania - i wyruszyła z powrotem do centrum handlowego.

Tym razem miała więcej szczęścia niż rano, bo autobus pojawił się dosłownie chwilę po tym, jak znalazła się na przystanku. W środku było nawet wolne miejsce przy oknie, więc przez całą drogę gapiła się na skąpane w blasku ulicznych latarni mokre warszawskie ulice. Ten widok z jakiegoś powodu uspokajał ją, wprowadzał w stan zapomnienia. Światła samochodów, rozświetlone okna domów... Ania złapała się na tym, że tak jak w dzieciństwie zagląda uważnie do wnętrz mijanych mieszkań, ogląda znajdujące się w nich regały z IKEI i peerelowskie meblościanki, obserwuje zatrzymane jak na stop-klatce gesty ludzi, snując wewnętrzną, podświadomą narrację o relacjach między nimi... Ani się obejrzała, jak jej autobus dotarł na miejsce. Zerwała się z siedzenia i w ostatniej chwili wyskoczyła na zewnątrz.

Wchodząc do galerii najpierw skierowała się do recepcji, znajdującej się w wielkim hallu przy drzwiach wejściowych. Tu jednak nikt nic nie wiedział o żadnych słuchawkach, więc Ania poszła do tajskiej knajpy, w której zamawiała jedzenie.

- Nie mam pojęcia - odpowiedziała stojąca za kasą miła dziewczyna ze wschodnim zaśpiewem. - Ale niech pani jeszcze spyta tych, które sprzątają, może oni coś znaleźli.

Ania podziękowała i podeszła prosto do grubszej kobiety w ciemnozielonym kombinezonie, kręcącej się ze ścierką przy stolikach.

- Przepraszam, czy może pani albo któraś z pani koleżanek nie znalazła gdzieś tutaj torby plastikowej z Saturna? W środku były słuchawki, które dziś kupiłam i przez pomyłkę tu zostawiłam.

Kobieta podniosła na nią zmęczone oczy.

- Ja nic nie widziałam, ale zdaje się, że Wiktar coś mówił o jakiejś torbie.

- Wiktar? A gdzie go mogę znaleźć? 

Kobieta rozejrzała się po przestrzeni restauracyjnej i machnęła ręką gdzieś w kierunku najbardziej odległego rogu, koło pierogarni.

- Tam jest nasza przebieralnia, pewnie się już zbiera do domu.

Ania podziękowała kobiecie i pobiegła we wskazane miejsce. Rzeczywiście, obok pierogarni znajdowały się niedomknięte drzwi z napisem "Staff only". Ania zastukała, a nie słysząc odpowiedzi weszła do środka. Na drewnianej ławie stojącej przy szafkach na rzeczy, takich jak w szkole czy na basenie, siedział z wyciągniętymi przed siebie długimi nogami w podniszczonych buciorach wpatrzony w komórkę chłopak o lekko kręconych blond włosach do szyi. Miał na sobie sprane dżinsy i szary t-shirt, odsłaniający mocne, umięśnione ramiona.

Nigdy nie jest za późno?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz