Chciała już, żeby jak najszybciej się wyniósł. Zastanawiała się, czy nie powiedzieć mu tego wprost, ale w niedzielę rano miał taką skruszoną minę, że odpuściła. Jednak nie zamierzała tak zupełnie zostawić sprawy w spokoju.
- Co ty sobie wyobrażasz, mieszkasz u kogoś przez grzeczność i wracasz nawalony w środku nocy, i jeszcze urządzasz jakieś przedstawienia! - obsztorcowała go, kiedy tylko pojawił się w kuchni około dziesiątej, o dziwo nawet niespecjalnie wymięty.
Demonstracyjnie zrobiła sobie własne kanapki i tylko obserwowała, jak Wiktar podgrzewa parówki i smaży cienko pokrojone kartofle.
- Nu, przepraszam, przepraszam. Musiał pogadać z kumplem, który rozejrzy się za mieszkaniem. Wiesz, najlepiej się gada za piwem. Wiem, za dużo wypił. Czasem trzeba - opuścił głowę.
- Ale jest choć jakaś korzyść z tej rozmowy? Załatwi ci to mieszkanie w najbliższym czasie? Bo po tym, co odwaliłeś w nocy, to się naprawdę robi uciążliwe...
- No już, sorry, już mówił, że przepraszam. Ja myślał, że ci się spodobał... - zerknął na nią spod oka.
- Wiesz co, może te twoje białoruskie postsowieckie czterdziestki są takie napalone, że wystarczy cmoknąć w rękę i zrobić słodką minkę, i już na ciebie polecą, nawet jak się ledwo trzymasz na nogach! - Ania zareagowała oburzeniem, tym większym, że w słowach Wiktara było sporo prawdy. - Ale uwierz mi, że na normalne kobiety to nie działa i trzeba się bardziej postarać, białoruski Don Juanie od siedmiu boleści!
Wiktar zacisnął zęby i powiedział z wyraźną złością:
- Wy Polaki to jednak jesteście zdrowo popieprzeni.
Zgarnął na talerz usmażone kartofle, wyłowił z garnka parówki i postawił danie na stole. Dodał dwie kopiaste łyżki majonezu i w milczeniu zabrał się za jedzenie.
- Jeśli nie zauważyłeś, to tak się składa, że mieszkasz u Polki, która wpuściła cię do mieszkania w zasadzie na własne ryzyko, wcale cię nie znając - odparowała mu Ania.
- Ale to nie daje ci prawa mówić źle o moich rodakach! My już nie jesteśmy wasze chłopy! I nie jesteśmy jakieś... barbary, dzikusy. Nie mów tak więcej!
Ania uświadomiła sobie, że Wiktar mówi prawdę. Przez chwilę wahała się, ale w końcu przyznała:
- Masz rację, nie powinnam tak mówić. Zagalopowałam się. Ale chyba rozumiesz, że miałam powód, żeby się zdenerwować.
- Bo co? Bo powiedział prawdu? - zapytał Wiktar kpiąco i popatrzył jej prosto w oczy. Pod wpływem jego przenikliwego spojrzenia Ania zaczerwieniła się.
- Czy ty musisz z każdym słowem denerwować mnie coraz bardziej? - bardziej stwierdziła niż zapytała, ale już znacznie spokojniejszym tonem.
Wiktar roześmiał się.
- Nu widzisz, może wreszcie zrozumiała, że czasem wolne związki lepsze.
- Już ty się nie pogrążaj - odpowiedziała, prawie udobruchana. - Powiedz lepiej, co dziś robimy z obiadem? Mam jakieś gotowce, ale nie wiem, czy wystarczy dla nas obojga.
- Czekaj, niech zjem, to popatrzę, co masz w lodówce i co można z tego zrobić. Bo ja ci obiecywał obiady, a tylko jeden zrobił. A ja słowo dotrzymuję. Białoruski chłop ma swój honor! - klepnął się ręką w pierś.
Po dokładnej inspekcji lodówki, zamrażarki i szafek białoruski chłop przygotował na obiad zapiekankę kartoflaną z twarogiem i podsmażoną cebulką, obficie posypaną tartym żółtym serem. Była to znacznie prostsza i mniej wyszukana potrawa niż pilaw, ale Ania i tak podziwiała Wiktara za jego kreatywność w kuchni. Sama nie przepadała za gotowaniem: miała kilka ulubionych dań, które jej zawsze wychodziły i które często powtarzała, rzadko jednak decydowała się na eksperymenty kulinarne.
![](https://img.wattpad.com/cover/344964395-288-k568228.jpg)
CZYTASZ
Nigdy nie jest za późno?
Ficción GeneralPo rozwodzie z mężem świat Ani rozpada się. Nie układa jej się w pracy, relacje z córką pozostawiają wiele do życzenia. Nieoczekiwaną propozycję wyjazdu na weekendowe warsztaty dla kobiet przyjmuje jak dar niebios i szansę na zmianę. Czy jednak dwa...