XXVI

56 11 80
                                    

Sobotni poranek obudził Anię szumem deszczu za oknem. Świeże, wilgotne, powietrze wpadało do jej pokoju przesycone zapachami, które kojarzyły jej się z wolnością. To może dlatego, że ulewny deszcz zaczął padać, kiedy zdawała swój ostatni egzamin maturalny. Szli potem całą paczką po Lublinie, przemoczeni, rozkrzyczani i szczęśliwi, a przyszłość stała przed nimi otworem. Ich drogi wkrótce się rozeszły, większość została studiować w Lublinie i Ania utrzymywała z nimi sporadyczny kontakt, głównie oglądając zdjęcia ich rodzin na Facebooku. Teraz jednak pod wpływem deszczowych zapachów znów poczuła się, jakby miała dziewiętnaście lat. Energicznie wyskoczyła z łóżka i po cichutku wyjrzała na korytarz. Tym razem drzwi do pokoju Michaliny były zamknięte, a Wiktar najwyraźniej jeszcze spał. Przebrała się w wygodny domowy dres i poszła do kuchni zaparzyć sobie poranną kawę. Nie zdążyła jednak nawet uzupełnić wody w ekspresie, kiedy na progu kuchni pojawił się Wiktar, tym razem znowu z tym swoim lekko ironicznym uśmieszkiem.

- Śniadanie? - zapytał. - Co dziś robimy? Jajecznicę?

- Niech będzie jajecznica - zgodziła się Ania. - Ale pozwól, że też coś dla ciebie zrobię. Pijesz kawę?

- Piję. Tylko koniecznie just like my women: hot and strong - powiedział po angielsku z silnym wschodniosłowiańskim akcentem.

- Och, chyba się dziś lepiej czujesz, sądząc po tych żarcikach - skrzywiła się Ania.

- Znacznie lepiej: wyspał się, piękna kobieta chce mi zrobić kawę, ja jej zrobię jajka - mrugnął do niej, a Ania zmierzyła go podejrzliwym i pełnym dezaprobaty spojrzeniem, choć jednocześnie poczuła przechodzący jej po karku dreszcz.

- Przestań, to się robi niesmaczne! - mimo wszystko sarknęła na niego.

- Sorry. Język mój wróg. Ale mam nadzieję, że jajecznica będzie smaczna - przyłożył prawą dłoń do klatki piersiowej na wysokości serca i skłonił głowę, wciąż z uśmiechem.

No cóż, była. Ania musiała przyznać, że Wiktar miał talent kulinarny. Zresztą nie tylko kulinarny.

- Widziałam twoje rysunki na biurku - powiedziała Ania, kiedy skończyła już zachwycać się jajecznicą. - Świetne! Uczyłeś się kiedyś, czy tak sam z siebie?

- W dzieciństwie chodził na kółko artystyczne w szkole, potem na studiach u nas był rysunek. A tak to głównie sam i trochę z Internetu. A po co ty wchodziła do pokoju? - zapytał z zaniepokojeniem w głosie.

- Nie zapominaj, że to pokój mojej córki, którą dziś odwiedzam w szpitalu. Muszę przywieźć jej ubrania na zmianę. I... - Ania na chwilę zawiesiła głos, nim przekazała Wiktarowi informację - w przyszłym tygodniu koniecznie musisz coś sobie znaleźć, bo wraca do domu. W środę lub czwartek.

Wiktar strzelił palcami.

- Czort! - zaklął i skrzywił się. - Mało czasu. Może mógłby na kanapie w salonie nocować?

- Nie, Wiktar - powiedziała stanowczo Ania. - To nie wchodzi w grę. Misia będzie po szpitalu, będzie potrzebować spokoju. Bardzo mi przykro, ale do tego czasu musisz się wyprowadzić.

Opuścił głowę.

- Jasne. Rozumiem. Twoje mieszkanie - twoje zasady. Będę szukać.

Przez chwilę oboje milczeli. Ani było szkoda Wiktara, więc żeby go podnieść na duchu znowu nawiązała do jego talentów:

- Słuchaj, wiem, że teraz masz na głowie tę kwestię mieszkania, ale jak już ci się uda znaleźć, to serio spróbuj znaleźć lepszą pracę. Świetnie gotujesz, pięknie rysujesz, to są twoje atuty. Zwłaszcza ten pierwszy. Nie myślałeś o pracy w gastro?

Nigdy nie jest za późno?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz