Sobota i niedziela zleciały jak z bicza strzelił, Ania jak przez mgłę pamiętała siedzenie na kanapie, gapienie się w telewizor i czytanie jakiejś przypadkowej, nieszczególnie ambitnej powieści, wyciągniętej na chybił trafił z półki na nietrafione prezenty książkowe. W sobotę wieczorem zadzwonił zdenerwowany Robert, dopytując, gdzie jest Misia i dlaczego nie odbiera telefonu, ale zbyła go krótką informacją o szpitalu i od razu się rozłączyła. Nie miała sił na jakiekolwiek rozmowy czy kontakty z ludźmi, nie mówiąc już o szukaniu pracy czy nawet wypełnianiu kwestionariuszy, które dostała w Instytucie Psychiatrii i Neurologii. Miała poczucie, że dopiero teraz w pełni odczuła skutki kołowrotu wydarzeń z mijającego tygodnia, że dociągnęła do weekendu na oparach, a teraz zwaliła się bez sił. Co gorsza, również w poniedziałek rano Ania obudziła się z trudem, bez jakiejkolwiek energii i chęci do robienia czegokolwiek. Nie bez wysiłku zmusiła się do pójścia do biura, w pracy była rozkojarzona i musiała kilkakrotnie poprawiać najprostsze wykresy i obliczenia. W miarę jak zbliżała się szesnasta i tym samym pierwsza wizyta u psychoterapeuty, Ania stawała się coraz bardziej niespokojna. Z jednej strony, tak jak Misia w sobotę, chciała jak najszybciej mieć to za sobą, a z drugiej ciągle podświadomie liczyła, że jednak wydarzy się coś, co pozwoli jej uniknąć wizyty. Może psycholog zachoruje i spotkanie zostanie odwołane? Może Kaśka ogłosi jakieś pilne zebranie i nie będzie mogła wyjść o czasie?
Nic takiego jednak się nie stało i kilka minut przed siedemnastą Ania była w przychodni, wypełniała ankietę, płaciła za pierwszą wizytę, a potem jeszcze kilka minut czekała na korytarzu przed gabinetem. Potem drzwi otworzyły się, wyszła poprzednia pacjentka i pokazała się przysadzista, dość korpulentna kobieta o krótko obciętych włosach i pucołowatych policzkach.
- Zapraszam, śmiało! Proszę się nie bać - zachęciła Anię energicznym gestem dłoni.
Po godzinie Ania wyszła z jej gabinetu z czerwonymi oczami, ale z nadzieją i determinacją do działania oraz umówiona na spotkanie na kolejny poniedziałek. Rozmowa z terapeutką - mimo że kobieta nie drążyła tego tematu, a tylko poruszyła go przy okazji - sprawiła, że Ania przeniosła się myślami w miejsce odległe o dwieście kilometrów i dwadzieścia pięć lat jej życia, do niewielkiej lubelskiej miejscowości - rodzinnej miejscowości. I nie były to szczególnie miłe wspomnienia.
*
Jest ciepłe wiosenne popołudnie, takie samo jak dziś. Szesnastoletnia Ania wraca pekaesem z liceum w Lublinie do domu. Nuci pod nosem "Smells like Teen Spirit" Nirvany, patrząc przez okno na zieleniejące pola i drzewa na horyzoncie. Przepełnia ją radość, bo udało jej się dostać trzy z plusem z trudnej klasówki z matmy, której połowa klasy nie zaliczyła. Żeby to uczcić, poszła po lekcjach z paczką koleżanek na rurki z kremem, potem spacerowały po parku i śmiały się do upadłego z dowcipów Emilki, którymi jak zawsze sypała jak z rękawa. To dlatego Ania wyjątkowo wraca dziś późniejszym pekaesem, ale cieszy się jak dziecko z tych wspólnych wygłupów. A jeszcze do tego wydaje jej się, że w szkole Marek patrzył na nią dłużej niż zwykle!
Ania wysiada na swoim przystanku i po pięciu minutach jest już w domu. Od progu wita ją surowe spojrzenie matki i jej pełen pretensji głos:
- Co tak późno wracasz? Miałaś pranie wstawić, żeby na noc powiesić, zapomniałaś? A Helci kto pomoże lekcje odrobić? Po nocy ma siedzieć nad zeszytami?
Radość Ani nagle gdzieś znika. Nawet nie próbuje tłumaczyć matce, że poszła się trochę rozerwać z koleżankami. Matka nie uznaje takich pojęć, jak zabawa czy rozrywka. W życiu liczą się tylko obowiązki. Zresztą sama nie ma lekko - pracuje na poczcie, wychowuje piątkę dzieci, z których Ania jest najstarsza, a Franuś od września pójdzie do zerówki. Ojciec pracuje jako kierowca i prawie ciągle jest gdzieś w trasie, więc na co dzień wszystkie domowe obowiązki spoczywają na niej - i na Ani, jako najstarszej. Zresztą nawet kiedy tata jest w domu, głównie odpoczywa. Przywozi im różne fajne rzeczy z zagranicy, czasem weźmie do kina w Lublinie. Ale to jeśli przyjeżdża na krótko i ma wkrótce ruszyć dalej w trasę. Bo jeśli to jest dłuższa przerwa, to do obiadu pojawia się piwo, a wieczorem wódeczka i ojciec chodzi podchmielony przez większość dnia. A wtedy albo smęci, albo się wścieka, więc tak czy inaczej lepiej go unikać...
![](https://img.wattpad.com/cover/344964395-288-k568228.jpg)
CZYTASZ
Nigdy nie jest za późno?
Fiksi UmumPo rozwodzie z mężem świat Ani rozpada się. Nie układa jej się w pracy, relacje z córką pozostawiają wiele do życzenia. Nieoczekiwaną propozycję wyjazdu na weekendowe warsztaty dla kobiet przyjmuje jak dar niebios i szansę na zmianę. Czy jednak dwa...