II

115 16 87
                                        

Kiedy Robert odszedł, Michalina była w pierwszej klasie gimnazjum. Tego wymarzonego, z klasą dwujęzyczną, z prężnie działającą gazetką szkolną, wyjściami do muzeów i teatrów, z opieką psychologa szkolnego i dorocznym festynem charytatywnym. Tak w każdym razie zapewniano na stronie internetowej szkoły i na dniu otwartym.

Rzeczywistość okazała się trochę inna od obietnic, bo traf chciał, że akurat kiedy Michalina zaczęła naukę, z gimnazjum odeszła najlepsza polonistka, ta właśnie, która opiekowała się gazetką i organizowała wyjścia kulturalne. Do tego Misia nie bardzo potrafiła odnaleźć się w nowej klasie: niby wszyscy byli w porządku, z dobrych domów, wszyscy z czerwonymi paskami i świetnymi wynikami sprawdzianu szóstoklasisty, więc o żadnej gimnazjalnej patologii nie było mowy, ale relacje nie układały się najlepiej. Dużo było rywalizacji i popisywania się, a Misia nie bardzo odnajdywała się w takich klimatach. Próbowała znaleźć wspólny język z tą czy tamtą koleżanką, bywała nawet na nocowaniach (to właśnie podczas jednego z nich doszło do pamiętnej rozmowy z Robertem), ale, jak sama mówiła mamie – bo wtedy jeszcze opowiadała jej o swoim życiu – to nie było to.

Rozstanie rodziców przyjęła z pozoru spokojnie. Tata z początku nawet zabierał ją w prawie każdy weekend na miasto albo nawet (raz czy dwa) do siebie do domu, ale zdaje się, że Renatka nie była zachwycona i jak każda samica zabiegała o wyłączną uwagę dla swojego młodego in spe. A jak już się urodził, weekendowe spotkania poszły w niepamięć, Robert przestał dzwonić do Michaliny, czasem tylko wysłał jej SMSa z przeprosinami, że znów nie da rady, albo z pytaniem, jak się czuje.

Bo właśnie wtedy Misia zaczęła mieć różne dziwne objawy. Często czuła śpiąca, nie mogła się skupić na lekcjach, ciągle było jej zimno, tak że przy biurku siedziała w swetrze i zawinięta w koc. No i przybrała na wadze, i to sporo. Ania, pogrążona w stuporze po odejściu Roberta, nie od razu zobaczyła, co dzieje się z córką, w zasadzie to dopiero wychowawczyni Michaliny poprosiła ją o pozostanie po zebraniu klasowym i powiedziała:

- Proszę pani, niepokoi mnie ostatnio zachowanie Michaliny. Czy córka późno chodzi spać? Bo w szkole jest ciągle zmęczona, zdarza jej się przysypiać na lekcjach. Nie zauważyła pani nic niepokojącego?

Ania podniosła na nią wzrok i zmieszana wybąkała:

- Nie, nie zauważyłam. Ale postaram się zwrócić uwagę, dziękuję za czujność – uśmiechnęła się, a w zasadzie zmusiła się do ułożenia warg w formie uśmiechu, bo oczy pozostały smutne i nieobecne.

Po tej rozmowie Ania rzeczywiście dostrzegła, że z Misią jest coś nie tak. W domu też była zmęczona, zdarzało jej się zasnąć po powrocie ze szkoły, wydawała się przygaszona i nieobecna. Zaczęła nosić długie spódnice i swetry oversize, żeby ukryć zwiększającą się tuszę, mimo że wcale dużo nie jadła. Ania, przestraszona i zawstydzona, że dotychczas nie zwróciła uwagi, że wychowawczyni okazała się bardziej spostrzegawcza niż rodzona matka, zapisała córkę do pediatry, i zaczęło się chodzenie na badania i po lekarzach. 

W zasadzie to diagnozę można byłoby postawić dużo szybciej, gdyby pediatra dała od razu skierowanie na badanie hormonów tarczycy, a nie tylko TSH. A tak to najpierw obeszły różnych innych specjalistów: kardiologa, alergologa, dietetyka, a nawet psychiatrę – bo pani pediatra rzuciła, że może to początki depresji – nim wreszcie trafiły do endokrynologa, który wreszcie zlecił właściwe badania i orzekł – niedoczynność tarczycy, trzeba brać hormony, proszę przyjmować taką dawkę przez dwa miesiące i znowu oznaczyć poziom FT3 i FT4, i przyjść na wizytę, skorygujemy dawkę. Więc chodziły tak po lekarzach, oczywiście prywatnie, bo na NFZ termin do endokrynologa dziecięcego był za trzy lata. Ania musiała często wcześniej wychodzić z pracy, Michalina czasami opuszczała zajęcia, wszystko wymagało czasu i energii, których potem już nie miała na zrobienie lekcji, i zaczęły się sypać gorsze oceny. Do tego endokrynolog długo nie mógł jej dobrać odpowiedniej dawki leku, wszystko to ciągnęło się w zasadzie przez całą drugą klasę gimnazjum i Misia zdążyła nawet zaliczyć zagrożenie z matmy w prezencie gwiazdkowym.

Nigdy nie jest za późno?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz