12

65 5 0
                                    

Otwierałam właśnie drzwi od apteki po długim dniu w szkole który okazał się nie taką tragedią. Marcus nie przyszedł do szkoły a Morgan gadała z nami przez wszystkie lekcje i już nie było tematów o... Wiecie wsumię o kim mówie. Miejmy nadzieję że jutro jak wróci Sam będziemy ciągle jeszcze rozmawiać i myślę że powiększenie grupy o kilka osób nie zaszkodzi.

Wsumię ciekawie będzie mieć w paczce chłopaka. Ale to że jeden dzień rozmawialiśmy nie oznacza już że będziemy psiapsi na zawsze forever ale chcę być dobrej myśli i chce aby Clare zrozumiała że jest dużo lepszych osób niż Mia. Teraz muszę się cieszyć tym że moja przyjaciółka już nie jest ciągle smutna.

-Musi mieć pan na to receptę...- Słyszałam głos kobiety w białym fartuchu za ladą gdy byłam już w środku.

-Ale proszę pani ja tego potrzebuje!
- Niemożliwe... To był głos Marcusa... No i kuźwa jak tu powiedzieć że mam szczęście...

Wyszłam odrazu z małego budynku i stałam jak palant obok drzwi i czekałam jak ten niedowiarek wyjdzie bym nie musiała na niego patrzeć. Wiem że to głupie ale ja się go trochę boje... On ma bardzo dużo głupich pomysłów a ostatnio... Nie jest między nami zbyt dobrze. Nigdy nie było ale teraz to coś innego...Znam Marcusa od podstawówki więc wiem jakie ma głupie pomysły. Kiedyś w piątej klasie pobił chłopaka aż do krwi. W młodszej klasie też był tym "bad boyem" i jak ktoś się z niego naśmiewał to tak się to kończyło...

Więc ja mu nie ufam tak jak on mi. Co on tak długo tam robi? Zaczełam szukać telefonu w torebce ale zamiast znaleźć komórkę znalazłam paczkę papierosów którą zabrałam jakimś dzieciakom bo palili na terenie szkoły. Rozejrzałam się na boki. Byłam sama. Matki nie było. Paliłam tylko dwa razy. Raz nie było to za bardzo palenie bo poprostu wzięłam od taty nie do końca jeszcze zgaszonego papierosa i wsadziłam sobie do ust.

Skończyło się tym że zaczełam kaszleć jak oszalała a papieros zakopalam pod ziemią by nikt go nie znalazł (chce tylko dodać że miałam wtedy około siedem lat) A drugi raz jak byłam na nocowaniu u Clare z Mią i graliśmy w prawda czy wyzwanie a ja miałam wyzwanie by pierwszy raz w życiu zapalić. Dziewczyny dały mi papierosy zwędzone od starszego brata Clare i wtedy też zaczełam kaszleć jak oszalała ale było warto bo mieliśmy z tego wielką zabawę. Fajnie zrobić coś złego przed mamą.

Wyjęłam jednego papierosa z opakowania a potem zaczęłam szukać mojej zapalniczki której tak naprawdę prawie nigdy nie używałam ale trzymałam ja w torebce bo była to pamiątka od babci która zmarła już osiem lat temu. Mam. Tym razem nie zaczęłam kaszleć ani nic. Z moich ust wyleciała biało-szara chmura i tylko ona wystarczyła bym miała wyrzuty sumienia za moje wyczyny. Nie powinnam... To nawet nie jest moje... Opierałam głową ścianę i zamknęłam oczy a trutkę wciąż trzymałam w dwóch palcach. Powoli zorientowałam się że papieros wysuwa mi się z dłoni.

Otworzyłam oczy i zauważyłam Marcusa który brał odemnie tą truciznę i pierwsze co to myślałam że weźmie sobie go do buzi ale ostatecznie zgasił go o bok kosza na śmieci i wyrzucił.

-Palisz? Dużo rzeczy o tobie jeszcze nie wiem.- Opierał się o tą samą ścianę i chodź dobrze wiedziałam że mówi do mnie gapił się na autostradę przed nami.

-Nie palę. To by...- Nie mogłam dokończyć bo Marcus mi przerwał.

-To dobrze. Chodź trochę nie przypominasz moich rodziców. Masz jednak plusy. - Spojrzał na mnie z kamienną twarzą.

-Twoi rodzice nie są twoim autorytetem prawda..?

-Moim autorytetem jest Nela. Podziwiam ją że przez to wszystko ona nadal ma siłę uśmiechać się i śmiać. Dlatego nie chce jej stracić... Bez niej to nie to samo.. Bez niej cały świat maluje się na szare kolory...- Był bardzo przygnębiony i w pewnym momencie złapał mnie za rękę. Było to dziwne bo nie dano mi często dotykać jego dłoni ale nie zabrałam ręki. Chciał wsparcia a ja nie umiem mu go dać dlatego chodź nie mamy dobrych relacji chce dać mu chodzi taką bliskość jaką pewnie nigdy nie dawali mu rodzice.

***

-Cześć! Przyjechałam!- Otworzyłam drzwi od domu i zdjęłam płaszcz a botem buty. Pierwsze co zobaczyłam to mamę rozmawiającą z panną Carmen przy stole.

-Dzień dobry proszę pani.- Odezwałam się do gościa a ona skinęła głową na znak przywitania. Poszłam na górę i skoczyłam brzuchem na miękkie łóżku który w tej chwili nie był taki miękki... Odwróciłam się i zauważyłam że leże na telefonie którego zostawiłam dziś rano. Wzięłam komórkę do ręki i włączyłam kontakty. Numer Mii był całkowicie na dolę ostatnio pisała z nią pierwszego dnia kiedy trafiłam do szpitala.
Gdy chciałam napisać do Clare zauważyłam że Marcus do mnie napisał.

ZGRED: Zgubiłaś gumkę do włosów czy posłuchałaś mojej rady?

Czyli zauważył. Ale czy mnie to nie obchodzi? Nie, nie obchodzi. Nasza dzisiejsza rozmowa skończyła się tym że Marcus dostał wiadomość od szpitala że może przyjść do Neli jak chce. I dopiero wtedy puścił moją dłoń. Gdy zamknął telefon odwrócił się do mnie i powiedział krótkie "dziękuję" i sobie poszedł. Nie mogę powiedzieć że miałam to gdzieś bo nie było to jakoś częste słowo wypowiedziane z jego ust a w ogóle do mnie i w ogóle jak ja nic dla niego nie zrobiłam... Ale nie drążyłam dalej tematu. Jak to mówią... Nie ufaj wszystkim. Nawet sól wygląda jak cukier a Marcus z złośliwym uśmieszkiem i aroganckim głosem może być tak naprawdę chłopakiem ukrywającym swoje uczucia i dźwigającym na sobie ciężar ważący kilkadziesiąt ton i nadal usmiechającym sie na przywitanie z kumplami z swojej paczki. A to niby on o mnie nic nie wie ale okazuje się że ten chłopak jest pełen tajemnic a ja coraz bardziej żałuje że je poznałam...

LAILA: życie jest zaskakującę.

Odpisałam na szybko chłopakowi a potem sprawdziłam czy mam jakiś sprawdzian. Francuski. Z języków jestem kiepska dlatego chodzę na zajęcia dodatkowe po lekcjach ale teraz nie szłam przez szpital więc jestem na minusie. Super. Wyjęłam książki od jednego z najgorszych przedmiotów i włączyłam sobie na Spotify jakąś grę na skrzypcach którą zawsze mnie relaksowała. Po chwili usłyszałam otwierające się drzwi do mojego pokoju. Odwróciłam się by zobaczyć kto to i ujrzałam owczarka niemieckiego.

-Daisy!- Uśmiechnęłam się na jej widok i zaczełam ją głaskać.

-A jak tam Laila?- To był głos panny Clare z korytarza i w pewnym momencie otworzyła już lekko przechylone drzwi. Mama patrzyła na mnie z złością.

-No jak widać źle bo się nie uczy.- Powiedziała do panny Carmen ale to mnie świdrowała wzrokiem.

-Uczyłam się ale przyszła Daisy i się z nią przywitałam.- Powiedziałam z spokojem i przestałam dotykać miękkie futro psa a ono wskoczyło na moje łóżko co dodatkowo jeszcze bardziej wkurzyło matkę.

-Weź tego psa z łóżka!- Krzyknęła a ja zawołałam pupila by szedł z zakazanego miejsca na leżanki.- Najlepiej zwalić na tego co nie może nic powiedzieć! Wstydź się Laila!- Brakowało mi słów. To nie moja wina ja tylko chciałam się przywitać z moim psem!

-Ale ja nic nie zrobilam!

-No właśnie nic nie robiłaś a powinnaś się uczyć!- Panna Carmen patrzyła na tą całą scenę z widoczną pogardą do mnie i oczywiście była po stronie mamy...

-Chodź Elizabeth. Zobaczymy jak tam u Vanessy..- Powiedziało to wredne babsko które powoli coraz bardziej mnie wkurzało.

-Będzie napewno lepiej niż tu..- Powiedziała pod nosem ale wszystko słyszałam. Drzwi się zamknęły a ja spojrzałam na Daisy która jako jedyna nie była w stanie mnie oceniać i za to ją tak bardzo kochałam. Rozłożyłam ramiona a pies wskoczył na moje uda i położył się w pozycji do spania dzięki czemu nic kompletnie nie widziałam przez to że nie był już to mały szczeniak ale przytuliłam moją bestyjkie i czekałam na najgorsze które wiedziałam że się stanie. Czyli ochrzan od matki gdy panna Carmen sobie pojedzie wreszcie.

Nienawidzę CięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz