22

62 5 0
                                    

-Ale Susan? Ona chyba całe życie przygotowywała się do tej roli!- machneła rękoma Clare ,że aż prawie mnie uderzyła w głowę.-powinna dostać główną rolę... Nie nadaje się... Ona jest lepsza...

-Co ty gadasz!? No dobra Susan świetnie spisuje się w roli Ditta ale ty jesteś świetna nie martw się stara-  Megan uderzyła łokciem lekko naszą przyjaciółkę a ona zaczeła rozsmarowywać punkt w który uderzyła Megan.

Nie za bardzo interesowałam się kółkiem aktorskim w naszym liceum dlatego dopiero dziś dowiedziałam się że Megan też na nie chodzi i jest świetna tak jak Clare. I zauważyłam też że dziewczyny coraz bardziej się dogadują i coraz więcej z sobą rozmawiają. Oczywiście się ucieszyłam ale nie chciałam by zostawiły mnie... Na szczęście nie miałam czym się martwić bo przyjaciółki w porównaniu do Mii... One poprostu są lojalne.

Ja za to coraz bardziej dogadywałam się z Samem który okazał się nie jakimś nerdem który boi się ludzi bo tak na początku myślałam ponieważ zadawał się zazwyczaj z dziewczynami i nie był w grupie "tych popularnych" ale jak się właśnie okazuje był spoko. Nawet więcej niż spoko. Był zabawny, lubił wyzwania i dużo mówił. No nie tyle co siostra Marcusa ale miał dużo historii do opowiedzenia nawet jak były nudne to i tak ich słuchałam tak samo jak dziewczyny.

-A no właśnie to jak tam niespodzianka?-spytał Sam a Megan na chwilę również na mnie spojrzała ale potem znów jej usta otworzyły się z uśmiechem w stronę Clare by jej coś powiedzieć o temacie teatru  który miał się odbyć za dwa miesiące a ja musiałam na nim być nawet jagbym nie chciała (a chciałam) ponieważ Clare pogroziła mi że gdy nie przyjdę wyda mojej matce ,że trzy lata temu paliłam papierosy na jej nocowaniu.

Oczywiście byłam pewna że tego nie powie bo Clare nie jest kablem a po za tym same dały mi takie wyzwanie ale nie chciałam wpadać w dyskusję  o tym że się nie odważy więc poprostu się zgodziłam. A co z "niespodzianką"? Akurat mam pomysł. Wczoraj wieczorem gdy przyszło mi powiadomienie z kalendarza też przyszło mi do głowy ,że moja niespodzianką to...

-Urodziny-powiedziałam szeptem a on nastawił ucho. No tak zapomniałam dodać ,że jest głuchy. Serio. No dobra może nie jest głuchy ale wszystko przemienia ja mówie "mama" on usłyszy "kawa"  ja powiem "motyl" on usłyszy "kłopoty" -Clare ma urodziny idioto -powiedziałam głośniej ale nadal szeptem lecz przez to dziewczyny się na nas spojrzały. Clare usłyszała? Oby nie.

-Co ja?-spytała. Czyli nie usłyszała o urodzinach.

-Nic ty. Rozmawiamy o..-chwila zawieszenia.

-Truskawkach-powiedział nagle Sam. Debil. Kompletny DEBILLL! O truskawkach gadamy! Japier...- moja ciocia hoduje truskawki.

-Niedługo przyjdzie zima.-zauważyła Clare która gapiła się na nas z z dezorientacją.

-Wiem... Dlatego dopiero później będzie je... Hodować-uśmiechnął się szeroko. Porównując go a jego dziewczynę... Ja nie wiem czemu oni są razem przecież to dwa inne światy są?! Ale mówią że przeciwieństwa się przyciągają.

- Dobra nie ważne...-westchnęłam.-beznadziejny jesteś w aktorstwo Sam.- walnełam go lekko- nie wiem jak ty i Megan jesteście razem przecież wy jesteście jak woda i ogień-przewróciłam oczyma a w tym  samym czasie Megan wypluła całą parą jak fontanna wodą w Clare które w idealnym momencie zamknęła oczy.

-Co kurwa?!-kilka bezmózgich twarzy odwróciło się w naszą stronę ale po chwili gdy Clare lekko wkurzona zabiła ich wzrokiem a niektórym nawet pokazała swój najczęściej używany palec nikt już nawet na nas nie zerkał nawet Mia która najbardziej świdrowała nas wzrokiem.-Ja i Sam?!-krzykneła jeszcze raz a w tym momencie Clare wycierała sobie oczy palcami- w ogóle sory Cla- Megan podała jej chusteczkę a ona już z lekkim uśmiechem odebrała ją z rąk przyjaciółki.- dobra Laila może masz bujną fantazje ale od kiedy ja i Sam jesteśmy razem?- zaśmieła się. Czyli ja serio byłam w błędzie? Byłam pewna że oni chodzą z sobą od pierwszej klasy! -To mój kuzyn. Dlatego się z nim zadaje. Nigdy bym nawet nie złapmała go za rękę a jeszcze- zrobiła skwaszoną minę.- Fuj Laila.-spojrzałam na Sama. Miał zakryte dłońmi  buzię i się lekko trząsł. O matko jaka ja byłam głupia nawet Sam się teraz że mnie śmieje i ma niezmierną bekę.

-Ale... Emmm -przegryzłam dolną wargę.

-Kocham te twoje pomysły Smith-zaśmiał się Sam a po chwili zadzwonił dzwonek czyli w tym momencie mój ratunek. Nigdy się tak nie cieszyła na angielski.

***

Czyli tak. Niedługo urodziny mają dwie ważne dla mnie osoby. Clare która została w słowach Sama przemieniona na truskawkę i Nela. Mała, skromna i niewinnie posadzona do beznadziejnej rodziny i beznadziejnego życia prawie ośmioletnia dziewczynka. Ktoś kto chodź przeżył tyle zła  a nadal się uśmiecha nawet gdy mówimy o jej chorobie. Ona zawsze znajdzie plusy chodźby takie że czuje się lepiej i w ogóle jest lepiej i dla mnie to naprawdę jest wielki pozytyw! Ale chcę nie tylko by była zdrowa. Chce aby czuła się dobrze. Chce... Aby było dobrze.

To dlaczego te moje "Chce" nic nie daje? Czemu teraz muszę wchodzić do sali i widzieć ją smutną? Czemu gdy do niej wchodzę nie wiedzę jej chociażby lekko uśmiechniętej i rozmawiającej z panną Sophi  o najsłodszych karmelkach świata? Czemu teraz leży w łóżku pochylona na jednym boku i wpatrująca się w puste miejsce jej sąsiadki z łóżka? Gdzie ona? Gdzie pani Sophia? Gdzie radość? Czemu tak cholernie ciężko patrzy się na to co się dzieje a dzieje się mało. Czyli nic. A w powietrzu rozpływa się tylko smutek. Coś się stało... Stało i to nie jest dobrze. Nie, nie gdy Marcus gładzi ją po głowie zamiast śmiać się i skakać.

-Chce do pani Sophii...-wycedziła Nela. Powinnam podejść? A może się wycofać?

-Zobaczysz ją... Kiedy się obudzi... Pamiętasz? Obiecała ,że pojedziesz z nią na sanki.-kolejne zdanie powiedział jej na ucho ale bardzo głośno bo wszystko usłyszałam- ona zawsze dotrzymuje obietnic.

-Ona obiecała mi gwiazdy. Ja nie chcę by coś jej się stło Marcus-odwróciła głowę w jego stronę.-miała łzy w oczach.- Kocham panią Sophie.

-Wiem.- nagle odwrócił się w moją stronę i nawet nie wiem czemu ale od razu wyszłam. Zamknęłam szybko drzwi i oddychając szybko próbowałam się uspokoić. Coś się stało pani Sophii? To nie prawda... Ona...

-Proszę pana!-krzyknęłam na lekarza który przechodził obok a on odwrócił się w moją stronę. Nie wyglądał na kogoś kto jest ekspertem od tych wszystkich "spraw lekarskich" ale ja się tam nie znam a po za tym nie ocenia się po wyglądzie no nie?-Wie pan gdzie leży pani Sophia?

-Sophia... Sophia Anderson? -nie miałam pojęcia jak ma na nazwisko ale jest możliwość że przed oczami migneła mi literacka "A" w jej nazwisko na plakietce więc ryzykuję i tak za dużo tych tu pacjentów pewnie nie mają nie jest to jakiś prestiżowy szpital nawet pielęgniarki są beznadziejne bo bez problemu wchodzę do sali a potem wychodzę a gdyby co to jestem ich kuzynka i koniec. Oni mi wieżą a ja kolejną godzinę spędzam z "krewnymi". Więc nie może tu być jakiś tysiąc Sophii nie?

-tak, tak...

-No wie pani... Jest pani rodziną?

-Emmm nie?-jestem kuzynką Neli i Marcusa nie mogę być teraz wnuczką pani Sophii....

-To ja nie mo...-przerwałam mu stanowczo

-Proszę. Ja tak bardzo proszę!- paliłam go wzrokiem a on zdezorientowany otworzył powoli usta.

-No dobrze... Ale bez szczegółów... Pani Sophia w nocy... No nie było z nią dobrze... Poszła na badania kolo...

-To nie ważne! Czy jest z nią dobrze i gdzie ona jest!?- teraz sama miałam ochotę zapłakać.

-O matko... Sophia nie jest w dobrym stanie... Nie obwijajmy w bawełnę jest bardzo źle ale może wyjść z tego... Jakoś może... Jak narazie ma sztuczny tlen i oddycha ale...

-Gdzie ona?-powiedziałam załamanym głosem.

-sala dwadzieścia dziewię...-nawet nie dokończył a ja już biegłam w stronę odpowiedniego miejsca. I nawet nie wiem czy kiedy zobaczyłam Pannę Sophie w przezroczystych drzwiach a do niej były przyczepione mnóstwo kabli a nad jej głową wisiał sprzęt przypominający mały telewizor i pokazujący jej mało stabilne bicie serca to ktoś strzelił jakąś bronią palną czy poprostu byłam tak załamana.

Nienawidzę CięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz