Król. Na samą myśl chciało mu się śmiać. Jeszcze niedawno był nic nie znaczącym oszustem i niedoszłym piratem. Teraz natomiast nastał dzień jego koronacji. Brzmiało to trochę jak początek nietuzinkowej opowieści, lecz nie była to fikcja, a jego rzeczywistość. Pokręcona i absurdalnie nieprawdopodobna. I nawet jeśli funkcja zwierzchnika narodu wydawała mu się nader fascynująca, to nie to głównie go interesowało. O wiele bardziej ciekaw był miejsca, w którym rzekomo dorastał i swoich korzeni. Chciał wyciągnąć z tej okazji jak najwięcej, doskonale zdając sobie sprawę, że nie będzie ona trwała wiecznie. Czuł się jakby wygrał los na loterii życia. Możliwość penetracji swoich korzeni była czymś o czym marzył od tak dawna. Chciał poznać historię swojego rodu, zwiedzić miejsca, w których bywali jego przodkowie i... I kto wie, może poznać swoją rodzinę? Co prawda niefortunnie Liliane mogła być jego siostrą, niemniej starał się tego nie roztrząsać. Fakt, że istniała możliwość, że są spokrewnieni, przyprawiał go o mdłości, dlatego też im mniej o tym myślał, tym lepiej było dla niego. A jeśli chodzi o Księżną Liliane... Cóż, ona chyba miała do tego podobne podejście.
Przed uroczystością było wiele przygotowań. Nie tylko zadbano o to, by wygląd Louisa był nienaganny, ale również przygotowano dla niego mowę oraz nauczono podstaw dworskiej etykiety. Przebrnięto również na sucho plan koronacji, by nie było żadnych zaskoczeń. To wszystko mogłoby się wydać nużące, ale dla Louisa takie nie było. Czuł dziwną ekscytację, wymieszaną z tremą i strachem.
Podczas ostatnich szlifów do jego komnaty weszła Królowa, ubrana w skromną czarną suknię na znak żałoby po mężu. Spojrzenia wszystkich zostały skierowane w jej kierunku. Kobieta weszła głębiej do pomieszczenia, bujając obszerną spódnicą na boki.
– Zostawcie nas – zarządziła, zaś wkrótce Louis został z nią sam na sam.
– Królowo? – Wbił w nią pytające spojrzenie. Ta przez chwilę milczała.
– Mam nadzieję, że nie myślisz sobie, że uzyskasz władzę nad MOIM krajem – odparła sucho. – Wszelkie decyzje będą musiały mieć akceptację Rady Królewskiej, do której ja też należę – podkreśliła.
– To nie tak, że to ja wyświadczam wam przysługę?
– Bynajmniej. Zgodziłeś się zasiąść na tronie w zamian za życie piratów i wygodę dla siebie – przypomniała mu, zerkając w jego oczy. – Może i płynie w tobie królewska krew, lecz nie mogę uznać cię za syna. Nawet jeśli masz jego oczy – dodała, a na końcu jej głos nieznacznie zadrżał. – Przygotuj się. Niebawem zaczynamy koronację – powiedziała. Po tych słowach wyszła. Louis nie bardzo wiedział jak rozumieć jej słowa. Czyżby rzeczywiście wierzyła w ich pokrewieństwo?
Ceremonia była pompatyczna i długa. Zebrały się na nich tłumy ludzi. Nie tylko tych wysoko urodzonych, ale również i zwykłych gapiów. Wszystkich jednak łączyło jedno – chcieli zobaczyć nowego Króla Chastreix. Zaginionego Księcia. Louis czuł się trochę jak zwierzę w złotej klatce, czując na sobie ciekawskie wzroki. Część z przybyłych wznosiła ku chwale imię księcia, lecz byli i tacy, którzy kwestionowali jego prawo do tronu. Paru mężczyzn wyprowadzono sprzed świątyni, gdyż ci chcieli wzburzyć tłum, wykrzykując, że był oszustem.
Mimo to przetrwał bez trudu do końca uroczystości, a wkrótce na jego głowie wylądowała złota, bogato zdobiona korona, która była symbolem władzy. Imię, które przyjął przy koronacji, brzmiało: Louis. Bo jakżeby inaczej?
Po krótkiej, acz treściwej, przemowie nowomianowanego króla, rodzina królewska oraz wysoko urodzeni goście ruszyli do pałacu, gdzie miało odbyć się przyjęcie na cześć władcy. Spotkanie twarzą w twarz ze szlachtą stanowiło wyzwanie dla Louisa, jednak nim wyszedł do ludzi, postanowił załatwić pewną sprawę.
CZYTASZ
Echo Przeszłości
Storie d'amoreTom III Louis siedział na niewielkim łóżku, w ciasnej i ciemnej kajucie. Ze zwieszoną głową wsłuchiwał się w skrzypienie starych desek oraz uderzenia fal. Próbował pojąć... Jakoś zrozumieć to, co wydarzyło się te parę godzin temu. A wydarzyło się t...