Louis, ku swojemu zaskoczeniu, dojrzał Jacka w towarzystwie dojrzałych dam i jednego zasłużonego żołnierza. Zamrugał zaskoczony, widząc jak ten głupkowato się szczerzy, przysłuchując historii najwyższej z kobiet. Cicho jak kot podszedł do niego od tyłu, po czym bez ostrzeżenia uszczypnął palcami w lewy pośladek.
– Wasza Wysokość! – zawołały kobiety, nisko mu się kłaniając. Żołnierz również skinął głową na znak szacunku, zaraz stając niemalże na baczność.
– Czyżby towarzystwo reszty gości zaczęło cię nużyć? – zapytał Jack, delikatnie mrużąc oczy. Lou natomiast mu nie odpowiedział, jedynie pozwalając sobie zmierzyć blondyna od góry do dołu. Zrobił to z dwóch powodów. Pierwszym był fakt, że słowa Jacka wypowiedziane były z przekąsem, zaś drugim nieodpowiednie zwrócenie się do króla. Nie zamierzał ganić go za to publicznie, ale jednocześnie nie mógł pochwalać jego zachowania. Eh, było to trudniejsze niż przypuszczał.
– Żywię nadzieję, że przyjęcie się wam podoba – zwrócił się do małej grupki Jacka. Wszyscy z zakłopotaniem zaczęli przytakiwać i chwalić wydarzenie na cześć ich nowego władcy.
– Król ma chyba do mnie niecierpiącą zwłoki sprawę – zauważył blondyn, przenosząc spojrzenie na swoje tymczasowe towarzystwo. – Do mnie – powtórzył, zaraz obserwując jak poddani raz jeszcze kłaniają się swojemu władcy i znikają w podskokach. – Więc? Co cię do mnie sprowadza? – zażartował. – Jesteś już wolny? – zapytał, poprawiając chłopakowi zawinięty kołnierz koszuli.
– Chcę stąd wyjść. Myślę, że już mogę, reszta dobrze bawi się beze mnie.
– Nie wiem czy będzie dobrze widziane, jeśli wyjdziemy razem – zauważył Jack, rozglądając się po zebranych. – Pójdę pierwszy i poczekam na ciebie przy wyjściu do ogrodu. Muszę jeszcze zajść w jedno miejsce.
– Do ogrodu?
– No.
– Eee, po co? – zapytał Louis, jednak Jack mu nie odpowiedział. Posłał mu tylko krótki uśmiech, po czym ruszył w stronę wyjścia z sali. Żwawym krokiem skierował się prosto do swojej komnaty, skąd zabrał płaszcz i przygotowaną wcześniej torbę. Sprawdził tylko czy było w niej wszystko co zdążył wcześniej... ukraść, a upewniając się, że tak, opuścił pokój, idąc prosto do wyjścia. Boczna brama, prowadząca do ogrodu, nie była stale obstawiona przez królewską straż, więc mogli względnie bezpiecznie wymknąć przez nią z zamku.
Jack był na miejscu przed Louisem. Oparł się o zimną ścianę, oczekując na przybycie młodego króla. Ten z kolei pojawił się już po kilku minutach, wyłaniając się zza rogu korytarza. Jack obserwował jak swobodnie stawia kroki, podchodząc do niego z niewymuszoną gracją. Znał jego ruchy na pamięć, a mimo to, w dalszym ciągu tak samo mocno uwielbiał na niego patrzeć.
– Idziemy? – zapytał, odpychając się od ściany, wyciągając w stronę Louisa swoją dłoń.
– Prowadź – odparł brunet, z opóźnieniem zauważając wysuniętą ręlę Jacka. Z lekkim zawahaniem chwycił za nią, delikatnie marszcząc przy tym brwi. Jack jednak nie tracił czasu na wyjaśnienia. Pociągnął Louisa za sobą, prowadząc go przez słabo oświetlony korytarz, aż opuścili ogród. Co zabawne, był to ten sam ogród, przez który szli kilka lat temu, gdzie chłopak rzucał w niego swoimi butami. Na samo wspomnienie, blondyn prychnął rozbawiony pod nosem, skręcając w lewo. Gdy doszli do marmurowego ogrodzenia, Louis spojrzał na Jacka pytająco.
– Musimy przeskoczyć – wyjaśnił były pirat, splatając palce, by móc go podsadzić.
– Dokąd mnie ciągniesz?
![](https://img.wattpad.com/cover/356133698-288-k872130.jpg)
CZYTASZ
Echo Przeszłości
RomanceTom III Louis siedział na niewielkim łóżku, w ciasnej i ciemnej kajucie. Ze zwieszoną głową wsłuchiwał się w skrzypienie starych desek oraz uderzenia fal. Próbował pojąć... Jakoś zrozumieć to, co wydarzyło się te parę godzin temu. A wydarzyło się t...