Posiadłość w Auversin dysponowała skromnym pałacykiem. Choć był niewielki, emanował dostojeństwem. Zbudowany z kamienia, wznosił się na wzgórzu, otoczony gęstym lasem. Jego mury były porośnięte bluszczem, a wąskie okna patrzyły na okoliczne doliny. Wieczorem, gdy mrok powoli pochłaniał krajobraz, budynek wyglądał jak zaczarowane miejsce z baśni. A przynajmniej tak skojarzył się Louisowi, gdy tylko dojrzał go zza koron drzew.
Zaraz za główną bramą pałacu powitała go świta hrabiego oraz sam hrabia z małżonką. Po wymianie grzeczności, zgodnie z dworską etykietą, zaprowadzono króla do jego sypialni, gdzie mógł się odświeżyć. Była to największa z komnat budynku. Przestronna i o wysokim sklepieniu, z ciemnymi drewnianymi belkami na suficie. Ściany zdobiły tapiserie, przedstawiające sceny z polowań i bitew, a podłogę pokrywały grube, drogie dywany. Meble, choć proste, były wykonane z najwyższej jakości drewna, rzeźbione w misterne wzory. Louis z zaciekawieniem zwiedził ów pomieszczenie, po czym wziął kąpiel i udał się na uroczystą kolację.
Podczas wieczerzy wielokrotnie próbował wyciągnąć od hrabiego Gasparda jakieś przydatne informacje na temat granic Breth. Ten jednak unikał rozmów na temat polityki, powtarzając, że przyjdzie na to czas. W rezultacie spędził wieczór na bezużytecznej paplaninie o tym, jakie Auversin jest cudowne, a ród Reynaud oddany koronie.
Po kolacji król zaszył się w swojej komnacie. Zajął miejsce przy masywnym biurku z ciemnego dębu, przeglądając mapy. Na biurku leżały przybory do pisania, świeczniki z migoczącymi płomykami świec, a także kilka tomów starych ksiąg. W rogu komnaty stał wielki, kamienny kominek, w którym tlił się ogień. Ciepłe światło rzucało długie cienie, tworząc atmosferę tajemniczości. Przez uchylone okiennice wpadał chłodny, wieczorny powiew, mieszając się z ciepłem płynącym od kominka. Louis z zamyśleniem spoglądał na mapy, zastanawiając się nad przyszłymi działaniami.
Tymczasem Jack zgodnie z wytycznymi dowódcy, najpierw pomógł w rozłożeniu namiotów, zjadł z resztą żołnierzy skromną kolację, a następnie dostał "czas wolny". Część wojskowych położyła się spać, inni wrócili do swoich zadań. Ci bardziej wytrwali zajęci byli rozmowami, w których ani Jack, ani Morris nie mieli ochoty brać udziału. Adam natomiast położył się w jednym z namiotów. Byli piraci byli na tyle niscy rangą, że mogli liczyć tylko na siano w stajni, dlatego nie kładli się od razu, postanawiając nieco urozmaicić sobie wieczór.
– Jeśli ktoś nas złapie, nawet Louis nas nie wybroni – zastękał Morris, gdy pod osłoną nocy wkradli się od tyłu do posiadłości, korzystając z wejścia dla służby. Nie było to szczególnie trudne, gdyż od strony stajen, mieli idealny dostęp.
– To był twój pomysł – zauważył Jack, idąc jako pierwszy.
– Powiedziałem, że napiłbym się alkoholu, a nie włamał do dworskiej spiżarni.
– Jednego nie da się zrobić bez drugiego – prychnął Jack. Ostrożnie zajrzał do kuchni, a nie zauważając tam nikogo, otworzył szerzej drzwi. – Pilnuj – nakazał byłemu bosmanowi, wchodząc pewniej do środka. Kuchnia nie była tak ogromna, jak ta na zamku. Szybko znalazł drzwi prowadzące do spiżarni. Nie odnalazł tam niestety niczego ciekawego, jedynie same wina. Z braku lepszej opcji, chwycił za dwie butelki, ukrywając je na wszelki wypadek pod płaszczem. – Coś jeszcze sobie życzysz? – zawołał, gdy wyszedł ze spiżarni, z rozbawieniem dostrzegając, że Morris prawie trzasnął drzwiami wystraszony nagłym hałasem.
– Na bogów, Jack! – syknął na niego. – Chodźmy stąd – pospieszył go.
Już po chwili bezpiecznie dotarli na tyły stajni, za którą, na całe szczęście, nikogo nie było. Usiedli na zimnej ziemi, podkładając sobie pod tyłki swoje płaszcze. Tak też spędzili ponad pół godziny, kończąc jedną z butelek wina.
![](https://img.wattpad.com/cover/356133698-288-k872130.jpg)
CZYTASZ
Echo Przeszłości
RomanceTom III Louis siedział na niewielkim łóżku, w ciasnej i ciemnej kajucie. Ze zwieszoną głową wsłuchiwał się w skrzypienie starych desek oraz uderzenia fal. Próbował pojąć... Jakoś zrozumieć to, co wydarzyło się te parę godzin temu. A wydarzyło się t...