9. Dzisiaj śpię tutaj.

398 24 2
                                    

Łzy w oczach rozmazywały mi wszystko. Zaciągałam nosem, co chwilę chlipiąc. Co chwilę słyszałam ciche syknięcia. Wycierając twarz Alana, miałam ochotę wbić mu pazury prosto w świeże rany, ale wiedziałam, że nie poczułabym się z tym lepiej.

- Dlaczego go uderzyłeś? - spytałam, a kąciki jego pust drgnęły ku górze.

Stąpał po cienkim lodzie. Byłam na granicy wybuchu. Ale jeszcze nie wiedziałam jakiego. Czy płaczu czy złości.

- Bo byłaś z nim na randce - odpowiedział, a z jego ust wyczułam odór alkoholu. Skrzywiłam się.

- Nie możesz bić wszystkich, z którymi będę się umawiać.

- Dlatego najlepiej umawiaj sie tylko ze mną. Wtedy nie będę musiał nikogo bić - jak widać był z siebie zadowolony, bo z jego ust nie schodził ten cwaniacki uśmiech. Wypuściłam z ust drżący oddech. Irytował mnie. Irytował mnie jak nikt inny, ten pieprzony dupek.

- Zapomnij - mruknęłam, odsuwając się delikatnie. Jego twarz naprawdę nie wyglądała dobrze. Chciałam jechać do szpitala, jednak Alan nie chciał rozglasniac sprawy. Bał się, że zaraz może zobaczyć się w mediach.

Ja też nie chciałam, by moje zdjęcia z nim krążyły po internecie, dlatego szybko przestałam go namawiać.

Siedział na moim łóżku, oddychając głęboko.

- Coś Cię boli? - spytałam. Nie wiem dlaczego się tak martwiłam. Boże, czy ja byłam normalna? Czy mi już całkiem odjęło rozum? Starłam szybko wierzchem dłoni łzy, które ciekły mi po policzkach.

- Świadomość, że nie jesteś moja. To mnie boli.

Moje usta się rozchyliły. Alan wywiercal w mojej twarzy dziurę. Jego spojrzenie wręcz paliło. Odchrząknęłam nerwowo. Szybko nakleiłam mu ostatni plaster, po czym się wyprostowałam.

- Gotowe - zmieniłam temat.

- Jestem pijany - parsknął. - Dzisiaj śpię tutaj - mówił.

- Nie ma szans - odpowiedziałam od razu. - Wracasz do siebie, kolego. Choćbym miała cię wyciągnąć stąd za te twoje drogie szmaty - warknęłam.

Poczułam narastającą złość w moim ciele, kiedy zauważyłam, jak mężczyzna ściąga nieudolnie buty ze swoich stóp i odrzuca je w kąt. Plecami opadł na miękki materac.

- Alan - warknęłam, jednak nie odpowiedział. - Alan!

Ani rusz. Złapałam się palcami za końcówkę nosa i mocno ją ścisnęłam. Miałam ochotę wydrapac mu oczy, bo on tak bardzo uprzykrzał mi życie. Był pieprzonym wrzodem na moim tyłku.

- Masz trzy sekundy, żeby wstać, albo idę po ochronę! - podeszłam do niego i chwyciłam go za ramię.

W odpowiedzi tylko mlasnął sennie ustami. Odwrócił się na bok, zapadając w jeszcze głębszy sen.

- Jesteś pieprzonym wrzodem! - mówiłam, choć było to zupełnie bezcelowe. Zupełnie tak, jakbym gadała sama do siebie. - Mam cię po dziurki w nosie. Całe szczęście, za kilka godzin już mnie tu nie będzie - warczałam, przez zaciśnięte zęby. Chwyciłam za kurtkę, która miał na sobie i niezbyt delikatnie zaczęłam ją ściągać z jego ciała. - Przez ciebie straciłam prawdopodobnie możliwość na to, by mieć normalnego faceta! Po co ja cię w ogóle broniłam? - kolejną rzeczą, którą odrzuciłam były jego skarpetki. Jego ubrani latały po całym pokoju.

Po co ja go rozbierałam?

- Mogłam pozwolić, żeby skopał ci tyłek. Może wtedy dałbyś mi spokój raz na zawsze - odpięłam zamek w jego spodniach i szybko je z niego zdarłam. Sapałam tak głośno, jakbym przebiegła maraton. W ten sposób Alan został w samych bokserkach i koszulce. - Jesteś pchłą na psim tyłku! Mam nadzieję, że jak wyjadę to nigdy więcej cię już nie spotkam - mój monolog prawdopodobnie trwałby jeszcze dłużej, gdyby nie fakt, że Alan jakby we śnie złapał mnie za rękę i pociągnął.

Dirty job; kochać czy być kochanym. ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz