Kolejny dzień był nieco bardziej słoneczny niż poprzedni. Choć tamten również zapowiadał się nieźle, wieczorem było zimno. Nastawiona na powtórkę z rozrywki, zamierzałam siedzieć cały dzień w domu. Nie zamierzałam nawet wystawić nosa za drzwi, a co dopiero wyjść z domu.
Jakież wielkie było moje zdziwienie, kiedy Alan jak gdyby nigdy nic stanął w pokoju, w którym spałam. Bez żadnego pukania. Bez żadnych ceregieli. Po prostu wszedł. A ja leżałam na samym staniku, próbując się obudzić.
Jego oczy od razu powędrowały na moje piersi. Przeskakiwał spojrzeniem z nich na moje oczy lub usta. Wolałam nie wiedzieć, co rodziło się w jego głowie. Nie miałam ochoty na kolejny seks z nim od momentu, kiedy Stella zrobiła nam wyrzut pod kinem. Chyba każdy wiedział, że zrobiliśmy to w damskiej toalecie. Nie potrafiła być cicho.
- Napatrzyłeś się? - spytałam, wywracając oczami. - Ślinisz się jak gimnazjalista, który pierwszy raz zobaczył cycki.
- Wybacz, na ciebie zawsze będę tak reagował - odpowiedział, uśmiechając się lekko. Wszedł głębiej do pokoju. - Mam propozycję.
- Nie - odpowiedziałam od razu i z powrotem podłam plecami na miękki materac, chcąc pokazać tym, że nigdzie nie zamierzam wychodzić.
- Właściwie to nie propozycja. Zbieraj się. Za dwadzieścia minut widzę cię w salonie. Jeśli cię tam nie będzie, wyciągnę cię stąd siłą.
- Nigdzie nie idę.
- Idziesz.
- Nie będziesz mi rozkazywał - posłałam ku lodowate spojrzenie. Zacisnął szczękę. Chyba nie był dzisiaj w najlepszym nastroju. Albo po prostu mi się wydawało.
- Przestań zachowywać się jak rozwydrzona gówniara - burknął, a złość w jego głosie była wręcz namacalna. - Zaczynasz się robić żałosna - rozchyliłam szeroko oczy na jego słowa. Zszokował mnie tym co powiedział.
- Ja? Ja jestem żałosna?! - warknęłam, podnosząc się z łóżka tak gwałtownie, że prawie się wywróciłam. - Przypominam, że to ty latasz za mną jak pies - mówiłam, patrząc mu prosto w oczy. - Trzymasz mnie tu, choć mówiłam, że wcale nie chcę tu być! Tak, może i jestem żałosna, ale nigdy nie skrzywdziłam osoby, którą kocham...
- Przestań zachowywać się jakbyś była jedyną osobą, która cierpiała! - wrzasnął. Złapałam się za skronie i potrząsnęłam głową. Mamrotałam coś pod nosem, niedowierzając jakim kretynem był ten człowiek. - Zachowujesz się...
Nie dałam mu skończyć.
- Żałuję, że cię poznałam - powiedziałam bez żadnych ceregieli. Spojrzałam mu prosto w oczy. - Jesteś najgorszym, co mi się przytrafiło w życiu, Alanie Spensonie - mówiłam, nie szczędząc sobie przy tym chłodu.
Patrzył na mnie zaciskając i rozluźniając szczękę. Staral się pokazać, że moje słowa go nie ruszają. Wiedziałam, że tak nie było, ale miałam to w dupie. Głęboko, kurwa, w dupie.
- Proszę bardzo. Możesz mnie zwyzywać, zarzucić mi, że to co się stało to była moja wina. Proszę bardzo - rozłożyłam ręce, niemalże parskając. Chciałam płakać, ale tak bardzo nie chciałam pokazywać mu, że czynił mnie słabą.
Alan Spenson mnie osłabiał. W każdym możliwym tego słowa znaczeniu.
- Jeśli zrobi ci się po tym lepiej, w porządku. Ale wiedz, że to nic nie zmieni - warknęłam. - Nic nie zmieni tego co się stało. Odebrałeś mi wszystko. Ale tak, to ja jestem tą złą - powiedziałam to już nieco spokojniej. Posłałam mu ostatnie spojrzenie. Chwyciłam za bluzę, którą miałam rzuconą obok łóżka, na podłodze. Wciągnęłam ją na siebie przy prędkości światła.
CZYTASZ
Dirty job; kochać czy być kochanym. ✔️
Novela Juvenil"Zraniłem chociaż kochałem. Dałem ci odejść, nie walcząc o ciebie. Teraz poznaje smak najgorszego uczucia jakie istnieje - nienawiść do samego siebie." Druga część historii Natashy i Alana. Gdzie ona jest od niego tysiące kilometrów od niego, prób...