Moja głowa automatycznie uniosła się na dźwięk dzwonka do drzwi. Alan gdzieś wybył, nie mówiąc mi gdzie. Był delikatnie obrażony za naszą wczorajszą ostrą wymianę zdań. No cóż.
Tak jak obiecał zdjęcia zniknęły w internetu. Uspokoiło mnie to na tyle, że byłam w stanie pójść do niego i przeprosić za mój nagły wybuch. Jednak tego nie zrobiłam, tłumacząc sobie, że nie mam takiego obowiązku. Pieprzyć go.
Podniosłam się z kanapy i podeszłam do drzwi. Spojrzałam przez wizjer. Widząc dobrze znajomą mi twarz, szybko otworzyłam drzwi i przywitałam gościa z uśmiechem na twarzy.
- Tak się cieszę, że jeszcze nie wyjechałaś! - pisnęła i rzuciła się na mnie. Zaśmiałam się cicho. Poczulam jak mocno zaciska na mnie swoje drobne ręce. Ja również ją przytuliłam.
- Cóż, ja niekoniecznie - powiedziałam, kiedy już się od siebie odsunęłyśmy. Stellą posłała mi spojrzenie typu „nawet nie waż się tak mówić".
- Dlaczego mieszkasz u Alana? Pogodziliście się? Na weselu nie miałyśmy szansy pogadać dłużej. Widziałam jak tańczyliście - wyrzucała słowa z siebie jak karabinek maszynowy. Weszła do środka, rzucając swoją torebkę na fotel. Usiadła jak prawdziwa dama, zakładając nogę na nogę. Zdziwiona uniosłam brew. Czuła się jak u siebie, dlatego stwierdziłam, że musiała być tutaj częstym gościem.
- Pogodziliśmy to za dużo powiedziane - odpowiedziałam, wzruszając ramionami. - Alan na to liczy. Próbuje mnie do siebie przekonać - skrzywiłam się. - Wtedy na waszym weselu nasza rozmowa nie należała do najmilszych. Był lekko pijany. Zaczął mówić jakieś pierdoły. Chcesz herbatę?
Dziewczyna skinęła głową. Powędrowałam do kuchni. Alan mówił, że mam się tutaj czuć swobodnie. Nie powiedziałam mu tego, że to niezbyt komfortowe dla mnie, aby tutaj byc, ale starałam się zachować jakieś pozory. Całe szczęście z aneksu kuchennego mogłam śmiało rozmawiać ze Stellą. Dzieliła nas tylko spora wyspa.
- Po waszym weselu poszłam na... no nie wiem, jak to nazwać. Spotkanie? Z właścicielem hotelu, w którym nocowałam - sama zaczęłam swoją dłuższą wypowiedź. Nie próbowała nakłonić mnie do zwierzeń, ale czułam, że potrzebne mi jest wygadanie się przed kimś, kogo dążę choć minimalnym zaufaniem. A Stella zaliczała sie do tych osób. - Jeśli mam być szczera, było świetnie. Marcel był taki inny. Od momentu kiedy wyjechałam do Chicago nie spotykałam się z nikim - dziewczyna uważnie obserwowała mnie, kiedy zalewałam jej gorącą wodą herbatę. Co chwilę kiwała głową, jakby chciała mnie zachęcić do dalszego mówienia, jednak nie przerwała mi ani razu, za co bardzo ją szanowałam. - Alan był moim ostatnim facetem. Marcel był zupełnie inny. Taki troskliwy. Uczuciowy. A Alan - westchnęłam. - Jak to Alan. Sama wiesz jak jest. Wróciliśmy do hotelu. Rozstaliśmy się z uśmiechami na twarzach. Wyszłam na taras by zapalić. Wtedy przyszedł do mnie Alan, robiąc mi wyrzuty. Jakbym była jego własnością - momentalnie w moich żyłach gdzieś pojawił się początek nerwicy. Na samą myśl o tym, poczułam złość. Nie wrzuciłam łyżeczkę do zlewu. Głośno się odbiła, ale nawet to nie dała mi upustu emocji. - Przyszedł Marcel i trochę się poszarpali.
Stellą wybuchnęła śmiechem. Spojrzałam na nią spod lekko przymkniętych powiek.
- Wybacz, ale... wiem, że to nie jest śmieszne. Zazdrosny Alan to taki imbecyl - parsknęła. Westchnęłam cicho. W duchu przyznałam jej rację. Postawiłam przed dziewczyną kubek z gorącym napojem. Zajęłam miejsce obok niej i przyjrzałam się jej idealnej twarzy.
- Imbecyl to mało powiedziane - wywróciłam oczami. - Jak się okazało tego wieczoru też był pijany. Zasnął u mnie w pokoju. Rano przespaliśmy się ze sobą - to powiedziałam już znacznie ciszej, jakbym bała się odpowiedzi.
CZYTASZ
Dirty job; kochać czy być kochanym. ✔️
Teen Fiction"Zraniłem chociaż kochałem. Dałem ci odejść, nie walcząc o ciebie. Teraz poznaje smak najgorszego uczucia jakie istnieje - nienawiść do samego siebie." Druga część historii Natashy i Alana. Gdzie ona jest od niego tysiące kilometrów od niego, prób...