Patrzyłam na miasto, które o tej godzinie tętniło życiem. Co chwilę ktoś trąbił, krzyczał. Dzieciaki wracały ze szkoły. Ile bym dała, aby znowu zostać małym dzieckiem.
Kubek z gorącą herbatą parzył moje dłonie, jednak nie przeszkadzało mi to. Odczuwałam wewnętrzny spokój, przez który szczerze mogłam się uśmiechnąć.
Czułam lekko napięta atmosferę przez to, że za kilka godzin już mnie tu nie będzie. Dzisiaj pogoda dopisywała, więc jeśli tym razem, odwołają mi lot, oskarżę Alana, że to wszystko sabotuje.
Wyjazd tutaj zmienił moje postrzeganie na wszystko. Starych znajomych, Alana i to przeklęte miasto. Nie chciałam tutaj zostawać, choć jednocześnie aktualnie nie żałuję, że to zrobiłam. Miałam czas na wyjaśnienie spraw i teraz z czystym umysłem i sercem, mogę wrócić do domu. Choć jakaś stara cząstka mnie krzyczała, że to przecież w Seattle jest mój dom, nie mogłam się z tym zgodzić. Nie zamierzałam tu zostać, mimo tego, że ostatnie dwa dni sprawiły, że poczułam się tu dobrze.
Lekki wiaterek rozwiał moje włosy. Przymknęłam powieki, rozkoszując się ciepłem, które przyjemnie otaczało moje ciało.
- Nat? - usłyszałam. Odwróciłam się do mężczyzny, który wyszedł za mną na balkon. Odstawiłam kubek z herbatą na drewniany stół i uniosłam oczekująco brwi. - Postanowiłem.
- Huh? - mruknęłam, nie do końca wiedząc o co mu chodzi.
- Pójdę na terapię. Miałaś rację. Oboje zasługujemy na lepsze życie - powiedział. Na moich ustach mimowolnie pojawił się szeroki uśmiech.
- Tak się cieszę! - z szerokim uśmiechem, rzuciłam się w jego ramiona. Chłopak wydawał się być nieco zdumiony moim odważnym gestem, jednak nie sprzeciwiał się mu. Odwzajemnił uśmiech i mocno mnie przytulił. Tak, że nie wciśnięto by między nas kartki papieru. Nie przeszkadzało mi to. Czułam jego dłonie na swoich plecach i to jak napina swoje mięśnie.
Nie wiem, ile tak staliśmy przytuleni do siebie, ale kiedy się odsunęliśmy, poczułam nieprzyjemny chłód w miejscach, których już nie dotykał. Patrzyłam na niego, nie mogąc przestać się uśmiechać.
Naprawdę cieszyło mnie to, że Alan chce sobie pomóc. Mimo wszystko zasługiwał na szczęście. Jakkolwiek dla niego to szczęście wyglądało.
- Znalazłem numer w internecie do jakiejś starszej babki. Miała dobre opinie - wzruszył obojętnie ramionami. - Nadal nie widzę w tym wszystkim problemu, ale prosiłaś mnie o to, więc to zrobię.
- Musisz czuć, że robisz to dla siebie, Alan - nie o się skrzywiłam na jego słowa. - To nie o to w tym wszystkim chodzi. Inaczej to nie będzie miało sensu. Musisz chcieć sobie pomóc.
- Wiem - mruknął, przyznając mi rację. - Ale jesteś dla mnie większą motywacją niż ja sam - spojrzał mi prosto w oczy. - Łatwiej jest mi robić cokolwiek, wiedząc, że cię to uszczęśliwi. Lubię twój uśmiech, chce go widzieć jak najczęściej się da. Chciałbym - poprawił się, zważywszy na okoliczności, w jakich się znajdowaliśmy. Niedługo już mnie tu nie będzie.
Poczułam jak żołądek zawiązał mi się w ciasny supeł, mimo to nadal na moich ustach majaczył uśmiech.
Gdybym tylko wiedziała, że mówił to wszystko, żeby tylko mnie uspokoić. Miał problem i to potężny. Większy, niż wszyscy by się tego spodziewali.
Przez te trzy lata nie zmieniło się tylko jedno w nim. Nadal potrafił idealnie maskować swoje emocje. I nawet ja, uważająca się za osobe, która go znała, nie potrafiłam tego zauważyć.
I to było coś, przez co miałam obwiniać się do końca swojego życia.
***
Stella smarkała w swoją chusteczkę, a jej oczy były pełne łez. Patrzyła na mnie tak smutnymi oczami, ze ciężko było mi utrzymać to spojrzenie. Przez to, że tak wyglądała, budowała się we mnie poczucie winy. W końcu to moja wina. Mój wyjazd.
![](https://img.wattpad.com/cover/158429243-288-k171597.jpg)
CZYTASZ
Dirty job; kochać czy być kochanym. ✔️
Roman pour Adolescents"Zraniłem chociaż kochałem. Dałem ci odejść, nie walcząc o ciebie. Teraz poznaje smak najgorszego uczucia jakie istnieje - nienawiść do samego siebie." Druga część historii Natashy i Alana. Gdzie ona jest od niego tysiące kilometrów od niego, prób...