Rozdział 4

189 54 204
                                    

Gabriel wziął go za rękę i poprowadził na jeden z głębiej położonych tarasów, gdzie stanęli samotnie przy balustradzie. Zapatrzeni w niebo, sycili się swoją bliskością i na chwilę zapomnieli o tym, co się dzieje wokół Akademii; o Antku, szalejących demonach i duchach. I o Śmierci. Dopóki Gabriel się nie odezwał.

— Jesteś na mnie zły, za to, że dobiłem targu? — zapytał cicho, nakrywając jego dłoń swoją.

Spletli palce i słodki ciężar opadł na jego bark, gdy Olszewski oparł o niego skroń. To właśnie te liczne momenty w ostatnich tygodniach bliskości nasycały świat Aleksego paletą skrzących się kolorów, zapachem Fahrenheit i świeżo wypiekanych jagodzianek, a przede wszystkim dotykiem przepełnionym czułością i miłością rozgrzewającą na tyle sposobów, że na przemian rumienił się zawstydzony i uśmiechał jak głupek. Wziął cichy wdech i przymykając oczy, przytulił policzek do złotych włosów miękkich jak poduszka, na której budził się co dzień, przytulając go mocno do swojej piersi.

— Ciężko to upatrywać w kategorii złości — westchnął, przesuwając kciukiem po wierzchu jego dłoni. Skóra drażniła opuszki nieco chropowatą fakturą od przyrządzanych eliksirów i składników, jakby dotykał grubego swetra. — Gdybyś nie dobił targu, nie stałbym tutaj. Jestem zły, ale o to, że nic mi nie powiedziałeś.

— Naprawdę nie chciałem, żebyś czuł się tym przy mnie uwiązany — powtórzył cicho, przysuwając się jeszcze bliżej niego. Aleksego ze zdwojoną siłą uderzył w nozdrza zapach ulubionych perfum; delikatna nuta głogu i drzewnej świeżości. — Nie chciałem, żeby to nas ze sobą związało. Nie chciałem cienia tej decyzji na naszym życiu.

Aleksy wyswobodził dłoń z uścisku i nim Gabriel zdążył drgnąć, objął go ramieniem. Przygwoździł go do siebie, nie odrywając oczu od pięknych, błękitnych tęczówek skrytych pod płaszczem długich rzęs. Niezmiennie przypominały mu bezkres oceanu: symbol wolności.

— Wiem, że dałem ci milion powodów, ale... Nie możesz w ten sposób widzieć moich uczuć. Nie zgadzam się, żebyś sprowadzał je do poczucia zobowiązania za cokolwiek — odpowiedział spokojnie, nie odrywając od niego wzroku. Gabriel z ociąganiem uniósł brodę i ich spojrzenia się spotkał. Widział tę panikę, strach, które odmalowały się na jego twarzy. — Z moją wolnością jest jak z twoją pracą. Lubię ją, ale ciebie lubię bardziej.

Gabriel objął go w pasie i westchnął cicho. Przez chwilę trwali w bezruchu, ciesząc się tym oczyszczeniem atmosfery między sobą. Tym, że chociaż pojawił się między nimi rozdźwięk, to potrafili powrócić do równowagi. A przynajmniej tak teraz uparcie powtarzali, bo obaj tego pragnęli ponad wszystko.

— Co nie zmienia faktu, że chcę, żebyś nauczył mnie negocjowania z wiedźmą — dodał po chwili Aleksy i Gabriel na powrót zesztywniał w jego ramionach. Całkiem to zignorował.

— Poproś mnie o to. Cokolwiek to jest — wycedził, zaciskając pięści na koszuli na plecach Aleksego.

— Nie — odpowiedział szorstko i odwrócił się w stronę pogrążonego w nocnym życiu miasta, uwalniając go z uścisku. — Naucz i zabezpiecz mnie przed sztuczkami wiedźm, a ja bezpiecznie dobiję targu.

— O co ty chcesz się tak targować, że nie skorzystasz z mojej pomocy?! — sarknął, tym razem nie hamując już wściekłości, jaka się w nim kotłowała. Obrócił się w jego stronę z piękną twarzą wykrzywioną grymasem złości. Aleksego naszła ponura myśl, że prawdopodobnie był jedyną osobą, która potrafiła wyprowadzić Olszewskiego z równowagi. I to w kilka sekund.

Ich wspaniały wieczór właśnie szlag trafił i Aleksy mógł tylko siebie obarczyć za to winą. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby po prostu powiedzieć, że nie jest zły, że wszystko jest między nimi dobrze, ale on znowu drążył.

Ten Wiedźmarz [II tom guślarskiej dylogii]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz