Rozdział 8, cz. 2

169 52 60
                                    

— Aleksy. — Cichutki szept Lidki wyrwał go z płytkiego snu. Odruchowo przyciągnął do siebie mocniej Gabriela, mgliste wspomnienia wczorajszego dnia uderzyły w niego ze zdwojoną siłą, gdy tylko rozchylił powieki.

— Nie śpię — zachrypiał i potarł energicznie ramieniem oczy. — Co się dzieje?

— Muszę iść, rektor Godlewski mnie wzywa — wyjaśniła, a gdy tylko przysiadła na skraju łóżka obok Aleksego, przechyliła się do przodu i odgarnęła potargane włosy z policzków pogrążonego we śnie Olszewskiego.

— Idź — odpowiedział po chwili i odchrząknął, podciągając się powoli na łóżku. Ostrożnie wysunął się z uścisku, by zaraz ostrożnie wstać z łóżka. Niemal unieruchomiony przez całą noc i większość wczorajszego dnia zachwiał się, gdy bolesny skurcz przeszył jego lewą nogą. Lidka chwyciła go pod łokieć i utrzymała w pozycji pionowej, zanim odzyskał równowagę i mógł stanąć o własnych siłach.

— Gabryś...

— Nie spuszczę z niego oka — przerwał jej cicho, wskazując niecierpliwym gestem zejście z antresoli. Wahała się. Widział, jak wpatruje się w twarz Gabriela, a potem wodzi wzrokiem po otulonym kołdrą szczupłym ciele, jakby mogła znaleźć na niej świeże otarcia, które mogłaby natychmiast uleczyć. Położył jej dłoń między łopatkami i zdecydowanie popchnął w stronę schodów. Ociągała się, przystając na każdym stopniu, ale nie dawał za wygraną.

Czuł, że gdy Gabriel się w końcu obudzi, powinni być w mieszkaniu tylko we dwóch.

— Niech powie tylko słowo, od razu się zjawię — wyszeptała, schylając się po stojącą przy drzwiach niewielką torebkę. Wyprostowała się i spojrzeli na siebie, inaczej niż przez ostatnie miesiące. Bez tej otwartej wrogości z jego strony, bez pokory w każdym geście z jej.

— Zadzwonię.

— Obiecujesz? — dopytywała, odrywając od niego duże, okrągłe oczy. Rzuciła kolejne spojrzenie w stronę antresoli, a gdy otworzył drzwi za jej plecami, westchnęła cicho i wycofała się z mieszkania.

— Obiecuję.

Bez pożegnania wycofali się w tym samym momencie. Przez szparę w drzwiach widział jej plecy, gdy ciężkim krokiem ruszyła w stronę klatki schodowej.

Dał sobie kilka minut, żeby odzyskać równowagę i przegonić ostatnie opary senności, po wypełnionej koszmarami nocy.

Za każdym razem, gdy zamykał oczy i tracił kontrolę nad własnymi myślami, przed oczami stawał mu obraz Marca tłukącego Gabrielem o blat biurka w sali wykładowej. Jego ręka sięgająca do paska Olszewskiego i te słowa, które odbijały się echem w jego głowie... Fala mdłości ogarnęła go równie szybko, jak zniknęła, ustępując miejsca furii.

Zabije go.

Wziął głęboki wdech, czując, jak nienawiść przybiera na sile i z każdą sekundą pozwala jej przejąć nad sobą kontrolę. Zanim całkiem runął w tę przepaść destrukcyjnego mroku, na palcach wspiął się po schodach i najciszej jak potrafił, podszedł do łóżka.

Gabriel nie spał. Szczelnie otulony kołdrą aż pod brodę, patrzył pustym wzrokiem na ściekające po szybkie krople deszczu.

Aleksy obserwował go przez dłuższą chwilę, aż jego własna dusza wypchnie ciemność wkradającą się w każdy zakamarek jego serca. Powoli usiadł na łóżku i ostrożnie przysunął się do Olszewskiego. Położył się za nim, przyciskając pierś do jego pleców, a gdy Gabriel nadal tkwił w bezruchu, nie uciekał od niego, objął go ramieniem. Z ulgą zauważył, że ukochany rozluźnił się pod jego dotykiem, ale nadal pozostawał w bezruchu. Mijały minut, które zmieniły się w godzinę i Aleksy po raz kolejny pogrążał się w niespokojnym śnie. Chciał dać mu wsparcie, którego odmawiał mu przez ostatnią dekadę.

Ten Wiedźmarz [II tom guślarskiej dylogii]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz