O tej porze roku słońce wyłaniała się znad widnokręgu kilka minut przed siódmą, więc Konrad nastawił budzik na czwartą rano. Wymęczeni długą podróżą podnieśli się z łóżek i w całkowitej ciszy wciągnęli na siebie ciepłe ubrania; swetry, dresy, skórzane kurtki i czarne, wełniane czapki. Deszcz siekał wściekle w szyby, ale nie mogli sobie pozwolić na założenie płaszczy przeciw deszczowych: najmniejszy szelest od razu by ich wydał. Plan był prosty; rozdzielali się i krążyli przy dwóch największych gospodarstwach, które już kilkakrotnie ucierpiały z powodu ataków demona. To tam pracownicy kurzych ferm widzieli wielkiego, wychudzonego psa.
Mesza należała do nieszkodliwych demonów, ale zupełnie bezmyślnych – podążała za instynktem, nakazującym jej nieustannie poszukiwać jedzenia. Jeżeli coś zmieniło jej zachowania i zdecydowała się polować, zamiast wyjadać resztki, to mogli ją tylko wyeliminować. To nie był Leszy albo Skarbnik, z którym spokojna rozmowa mogła doprowadzić do zadowalającego rozwiązania problemu. Niestety.
Na to zlecenie zabrali kusze i pistolety, których nie zamierzali użyć: chcieli się zabezpieczyć na wypadek, gdyby Mesza przeszła eksperymentalne treningi Julki i Antka.
Zeszli niemal bezgłośnie na parter i obaj sapnęli głośno, gdy zastali przy stole Patrycję. Ubrana w kusą koszulę nocną i koronkowy szlafrok sięgający połowy ud, przeglądała coś na telefonie. Podskoczyła, gdy postawili pierwsze kroki w kuchni.
– Ale jesteście cisi! – żachnęła się, odkładając aparat.
– Taka robota – rzucił Konrad, który pomimo żartów, jakie robił sobie z Aleksego, najwyraźniej zdecydował się mu pomóc i wziąć na siebie ciężar kontaktów z dziewczyną. – Już nie śpisz?
– Zrobiłam dla was kanapki! – powiedziała z uśmiechem i zerwała się z miejsca. Chwyciła dwie siatki foliowe i wręczyła im, nie spuszczając wzroku z Aleksego. Zaskoczony Konrad przyjął swoją paczkę, a wtedy Patrycja, ujęła dłoń Aleksego, drugą ręką wskazując na trzymany przez niego podarunek. – Zapakowałam ci kanapkę z pasztetem, z szynką i z serem. Nie wiem, co lubisz. W środku jest też pojemnik z pokrojonymi owocami i drugi z sałatką jarzynową. Do termosu nalałam kawy, a do tego masz śmietankę i cukier. Biały i brązowy.
– Dzięki – bąknął, cofając ręce. Paczka Konrada sprawiała wrażenie dużo skromniejszej.
– Uważaj na siebie! Przygotuję gorącą kąpiel, jak wrócicie — dodała rześkim głosem, odprowadzając ich do drzwi. Pomachali jej z uśmiechami przyklejonymi do twarzy i wsiedli do auta. Najpierw Wilczyński miał go odwieźć do gospodarstwa znajdującego się bliżej domu sołtysa, a potem sam pojechać do ostatniego domu na skraju Strochocic.
– Wytoczyła ciężkie działa – mruknął Konrad, wycofując auto z podjazdu, na którym nadal stała machająca im energicznie dziewczyna. – Nie pozostawiła już wiele wyobraźni, ale jest milutka.
– Lepiej na ciebie działa strój strażaka? – dogryzł Aleksy, patrząc na niego kątem oka.
– A żebyś wiedział – odpowiedział z nutą rozbawienia i powoli ruszył wyludnioną ulicą.
Czas miał kluczowe znaczenie, więc ruszyli na łowy z pustymi brzuchami. Konrad podniósł wieko bagażnika i w absolutnej ciszy sprawdzili broń, by po kilku minutach Aleksy z termosem od Patrycji w kieszeni bez słowa udał się do furtki. Poprzedniego dnia sołtys Borowski poinformował mieszkańców, że istnieje prawdopodobieństwo, że atakujące ich zwierze jest mieszańcem psa i wilka, więc przez najbliższe dni specjalnie wyszkoleni ludzie z ZOO będą na niego polować, więc wszyscy powinni zostać w domach do siódmej rano. Poprosił też, by zostawili otwarte furtki na swoje posesje. Psy gospodarskie, które mogłyby ugryźć Aleksego i Konrada albo narobić hałasu, miały zostać pozamykane na noc w domach.
CZYTASZ
Ten Wiedźmarz [II tom guślarskiej dylogii]
RomanceII tom guślarskiej dylogii! Aleksy rozwikłał tajemnicę szalejących demonów i całkiem wycofał się z dalszego śledztwa. Pogodzony ze sobą, chciał cieszyć się każdym kolejnym dniem u boku ukochanego Gabriela, ale Świat Cieni znów się o nich upomniał. G...