Rozdział 1, cz. 2

261 69 247
                                    

— Co?! — Zebrani przy stole wbili w niego zdumione spojrzenia. 

Nikt, nigdy nie robił takich rzeczy. To było złe i nieetyczne. Z dziadami rozmawiało się o ich życiu i o tym, jak rozwiązać ich problem. Należało im pomóc. Koniec. Żadnego wspólnego spędzania czasu, czy przyjaźnienia się.

— Niekiedy — zaczął ostrożnie ojciec, patrząc kątem oka na rektora i Gabriela. Aleksy z satysfakcją zauważył, że Olszewski wzbudza w nim taką samą czujność jak Godlewski. — Cel uświęca środki. — Widząc ich miny dodał szybko: — Nie znęcałem się nad nim. Nie bawiłem się nim. Po prostu zamiast wymusić na nim odejście, zrobiłem wszystko żebyśmy znaleźli nić porozumienia.

Wielcy dyktatorze tego świata używali podobnych stwierdzeń.

Ojciec miał pięćdziesiąt trzy lata i nadal aktywnie polował w Świecie Cieni. Z tego co wiedział, to Henryk miał własne źródła zleceń. Głównie były to zadania dotyczące demonów.

— I czego się dowiedziałeś? — zapytał w końcu rektor. Skrzyżował ręce na piersi i wbił stalowe spojrzenie w mężczyznę.

— Adam Bielański, bo tak miał na imię dziad, nie chciał mi powiedzieć dokładnie skąd otrzymał pomoc, ale w szale jednej z kłótni wymsknęło mu się, że wreszcie nastąpiła nowa era dla świata, bo Nowy Ruch Odrodzenia rozumie ludzi. Taaak, Adam bardzo długo nie przyjmował do siebie tego, że jest duchem. Był, cytuję, człowiekiem w niematerialnej formie.

— Jebany x—men — rzucił Konrad, mierząc Henryka nieokreślonym wzrokiem. 

Aleksemu wydawało się, że jest w tym sporo zazdrości, że sam nie wpadł na taki pomysł, że nie umiał jeszcze tak działać. Bo chociaż Henryk zupełnie nie sprawdził się w roli ojca i męża, to jako łowca stanowił przykład dla młodych pokoleń. Musiał mu to przyznać. Pod względem etycznym, jego praca pozostawiała wiele do życzenia, ale demonów pozbywał się szybko i zwykle dobrym planem, a nie brutalną siłą.

— Adam ponad dziesięć lat temu wygrał w totolotka pół miliona. Wiódł szczęśliwe życie wygranego, dopóki jego żona nie odkręciła gazu w ich malutkim mieszkaniu na Warszawskim Ursynowie. Tego wieczora już któryś raz z kolei świętował swoją wygraną wódką i whiskey. Żonie zapewnił alibi młody kochanek, instruktor fitness.

— To brzmi jak jeden z tych gównianych seriali paradokumentalnych — parsknął Konrad, ale Henryk go zignorował.

— Policja umorzyła śledztwo, a wdowa dostała pełen spadek. Zainwestowała w siłownię kochanka, który tak ją zmanipulował, że gdy w końcu ją zostawił, nie miała żadnego prawa do nowego centrum fitness. Adam został zamordowany, żona bez grosza, a trener miał się jak pączek w maśle — westchnął, rozkładając ręce.

— Jak pan przekonał pana Adama do mówienia? — zapytał bezbarwnym głosem Gabriel. 

Aleksy od początku z fascynacją patrzył na zmianę, która następowała w Olszewskim, gdy wychodził z ich łóżka i stawiał czoła sprawom Akademii. Jakby sypiał z samym diabłem. Roześmiany, łagodny Gabriel zamieniał się w chłodnego, przerażająco uprzejmego urzędnika.

— Dałem mu żonę, ale wydaje mi się, że spotkaliśmy się, żeby porozmawiać o Antonim Szarejko, a nie moich metodach?

— Pana metody nie są aprobowane przez Akademię — zauważył cierpko Gabriel. Przez chwilę obaj mierzyli się wzrokiem i nie wyglądało na to, by pomimo różnicy wieku, czy statusu w Akademii, którykolwiek miał się wycofać.

— Dojdziemy do tego — rzucił ugodowo rektor i gestem zachęcił Henryka do mówienia.

— Ludzie z Ruchu Nowego Odrodzenia przyszli i przekonali go, że ma prawo się mścić na wszystkich za to, że stracił życie przez kochliwą żonę. Nie musi tłumić w sobie żalu. Nikt nie zasługuje na to, co mu zgotowano, więc nie ma nic złego w tym, żeby dał ujście wszystkim swoim negatywnym emocjom. Powiedział mi, że człowiek, z którym rozmawiał miał przy sobie cały czas mały, brązowy woreczek. Zauważył go, bo im bardziej gość Adama się denerwował tym bardziej przekładał ten woreczek między palcami...

Ten Wiedźmarz [II tom guślarskiej dylogii]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz