Rozdział 10

147 48 116
                                    

Konrad zatrzymał auto na parkingu pod Akademią, gdy jedynie słaby blask księżyca i pojedyncza lampa nad drzwiami oświetlały zaparkowane rzędami samochody. Zza ściany wschodniego skrzydła docierała zaledwie blada poświata reflektorów na wysokich stojakach ustawionych wokół wyrwy w murze, która od ataku Biesa zmniejszyła się raptem o kilkadziesiąt cegieł. Muru, który Julka i Nika z rozmysłem nie ochroniły zaklęciem, by na rozkaz Antka napuścić na bezbronnych studentów wielką jak kombajny bestię. Nikt nie zginął tylko dlatego, że Aleksy się poświęcił. 

A potem Gabriel oddał duszę, żeby ratować Aleksego.

W oknach uczelni nadal gdzieniegdzie paliły się światła, z pogrążonego w gęstej ciemności lasu dobiegały pohukiwania sowy i stłumione zawodzenie zbłąkanego ducha. Wilczyński zgasił silnik i bardzo powoli opuścił dłoń na swoje kolano. Rumiana skóra straciła swój koloryt, na wielokrotnie zagryzanej wardze pozostała krew. Aleksy patrzył na nieruchomego przyjaciela i zrozumiał, że nie tylko on stracił część siebie w tym obskurnym blokowisku w Wołominie, ale także Konrad. Nieskomplikowany, patrzący na świat przez różowe okulary Wilczyński złamał wszystkie zasady, w które wierzył. Cały kodeks, któremu od lat wiernie służył.

Aleksy pociągnął za klamkę i z rozmachem otworzył drzwi, chciał mieć to już wszystko za sobą.

— Przemyśl to — rzucił głosem wypranym z emocji, mierząc go pustym spojrzeniem. 

Nadal wstrząsały nim mdłości, krew szumiała w uszach. Nie czuł żadnej satysfakcji z tego, że udało mu się utrzymać przy życiu, że zagarnął całą pulę w tym zakładzie o przetrwanie. Tym, co chroniło go przed tym, by się nie rozpaść, była świadomość, że uratował duszę Gabriela. 

— Co...? Aleksy! — krzyknął za nim Wilczyński, ale Aleksy wyszedł z auta i zatrzasnął drzwi. Wspiął się po schodach, nie oglądając się za siebie. 

Nie gonił go to, co nieuchronne. Śmierć już nie stała nad Gabrielem, odmierzając czas, by odebrać to, co jej się należało. Zabił Julkę i wszystko się skończyło. Gabriel był bezpieczny, a zanim Antek znajdzie inną, równie wprawną wiedźmę minie dużo czasu, zdążą go złapać. A przynajmniej Aleksy chciał wierzyć całym sercem, że w szeregach Ruchu Nowego Odrodzenia tylko Cieśla umiała manipulować duchami i demonami. Antek nie zabije już żadnego guślarza, nie skrzywdzi żadnego bezbronnego dziada.

Brakował mu tchu. Aleksy obijał się o ściany korytarz, który w jego głowie niczym atrakcja wesołego miasteczka kołysał się na boki. Zatrzymał się i oparł plecami o zimne cegły nieopodal dziekanatu. 

Gabriel nie zostanie sam, Lidka przy nim będzie. Zawsze była, bez względu na wszystko. Teraz, w obliczu dokonanej zbrodni, jej naiwność w relacji z Antkiem nie wydawała mu się tak niewybaczalnym aktem. Nawet jeżeli pośrednio odpowiadała za śmierć Wiktora. On sam strzelił Julce między oczy, w pełni świadom tego, co robił. Nikt go nie wykorzystał, nie omamił.

Nie pamiętał, kiedy wznowił wędrówkę, ani tego, jak znalazł się pod drzwiami loftu. Wyciągnął z torby kluczyki i przyglądał im się przez chwilę. Symbol najszczęśliwszego okresu w jego życiu. Ścisnął je tak mocno, że ostre krańce wbiły mu się w dłoń i fala bólu przyćmiła dojmujące uczucie duszności w piersi. Włożył klucz do zamka i przekręcił.

Potargany Gabriel siedział przy stole w kuchni i z brodą wspartą na dłoni, ze znużeniem przeglądał coś na komputerze. Jego lazurowe oczy śledziły leniwie tekst, gdy przesuwał palcami po padzie.

Taki piękny, pomyślał Aleksy z dłonią na klamce. Tak łagodny i wyrozumiały. Czuły i kochający. Zawsze stawiający dobro innych ponad swoje własne. A Aleksy miał to szczęście, że ten wspaniały człowiek kochał właśnie jego. 

Ten Wiedźmarz [II tom guślarskiej dylogii]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz