Rozdział 9. Piasku ziarenko w klepsydrze

9 6 5
                                    

 Bystrandia, 5 lat później


Siedzieli w altance i sączyli z puszek słynne południowobystrandzkie piwo miodowe, w akompaniamencie cykających świerszczy i świerszczących cykad. Matthias dobrze wiedział i czuł, że Xander mimo wszystko dalej jest do niego jakoś uprzedzony i szczerze chciał to zmienić. Stwierdził więc, że chociaż od dawna są na „ty", to nic tak nie zacieśni ich więzów, jak wspólne wypicie bruderszaftu.

...No i może tycia, tyciusieńka informacja, która z pewnych względów mogłaby Xandra zainteresować.

– Wiesz – zaczął w końcu Mati, wprowadzając w życie swój misterny plan akceptacji własnej osoby – parę wsi stąd, w Marggrabowej, jest jakaś wspólnota osób powiązanych z tymi... Ach, Scheiße, że mi teraz słowo uciekło... Zuckerfabrik!

Xander uniósł brew, spoglądając na niego znad puszki piwa badawczym wzrokiem. Nie rozumiał, do czego Bystrandczyk zmierza, ale skinął głową na znak tego, że zaczaił bystrandzki odpowiednik słowa „Cukrownia".

– Jak wiesz, całkiem sporo Kaliandczyków tu ostatnimi czasy emigrowało. Większość właśnie z tego powodu. No i w Marggrabowej powstało coś na kształt wspólnoty religijnej, która łączy i wspiera rodziny ofiar, generalnie wszystkich pokrzywdzonych.

Xander uśmiechnął się gorzko pod nosem.

„Całkiem śmiało zakładasz, że jestem pokrzywdzony" – pomyślał, ale nie powiedział tego na głos.

– Nie interesuje mnie jakieś kółko różańcowe – odparł i upił łyka miodowo-chmielowego napoju. – Powiedzmy, że pokłóciłem się z Bogiem i nie zamierzam przepraszać.

Matthias przełknął tę wiadomość, ale nie zamierzał się poddawać.

– Mają też taki jakby... cmentarz pamięci. Tylko w sumie to nie do końca cmentarz, raczej taka aleja... Nie, aleja to też złe słowo. Trochę taki jakby... plac pomników pamięci. Robi wrażenie. Podobno.

– Byłeś tam i widziałeś, czy tylko tak słyszałeś? – Xander znowu uśmiechnął się lekko złośliwie.

– Masz dwa dni wolnego, więc pomyślałem, że mógłbyś zobaczyć i sam się przekonać.

– Bo co, bo ma Cukrownia w nazwie? – Dopił resztki piwa i odstawił puszkę z hukiem na blat. – Jakby interesowało mnie coś, od czego tyle lat próbowałem uciec! I o czym wolałbym zapomnieć. A nie to jeszcze rozgrzebywać.

Wstał od stolika i zabrał ze sobą pustą puszkę.

– I przestań się zachowywać, jakbyś wiedział o mnie coś, o czym ci nigdy nie mówiłem i pewnie nigdy nie powiem – dodał, po czym zniknął za progiem domostwa.

Jednak rano, zanim Matthias zdążył wyjechać do pracy, Xander złapał go tuż przy drzwiach, jeszcze rozczochrany i niewyspany, ze średnio otwartymi oczami, i spytał:

– To jak się ta wiocha nazywała...?

– Marggrabowa. Bus tamtędy przejeżdża.

– Ta... Dzięki.

I gdzieś przed południem ogarnął się i poszedł na przystanek, nie mówiąc właściwie nikomu, dokąd tak naprawdę zamierza jechać.

Tłukł się tym busem jakieś pół godziny i zabulił za to całe dziesięć notr bystrandzkich, a ostatecznie wysiadł gdzieś pośrodku niczego, bo z jednej strony miał gołe pole, a z drugiej kościół i las. Przypomniał sobie, że miała to być jakaś „wspólnota religijna", więc obszar teoretycznie by się zgadzał, ale osobiście nie miał zamiaru się nic więcej o tej wspólnocie i co ona tam robi dowiadywać. Wsadził więc ręce w kieszenie bluzy i ruszył na poszukiwania cmentarza – czy tam pomników pamięci, jak zwał tak zwał.

Dzieci z Bloku DOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz