★ 𝐏𝐑𝐎𝐋𝐎𝐆 ★

327 14 1
                                    

𝗖𝗵𝗮𝗿𝗹𝗲𝘀 𝗣𝗼𝘃
📍Monaco, 18:00

od rana stres robił ze mną co chciał, gdy tylko dojechałem na tor poczułem ścisk w okolicach brzucha, nie chciałem by to uczucie wzięło nademną górę, jako pierwszy kierowca Ferrari muszę zaprezentować się w najlepszym wydaniu, wkoncu to pierwszy wyścig w tym sezonie, niezmiernie cieszyłem się że odbywa się on w monaco, aktualnie tutaj właśnie mieszkałem przez co obyło się bez stresu związanego z pakowaniem walizek i żmudnych wyjazdów, przebrany w czerwony kombinezon wkroczyłem do garażu, wiedziałem że team pokłada we mnie duże nadzieje, zresztą jak za każdym razem, nie chciałem znowu ich zawieść...

Podszedł do mnie Carlos, podał mi moją kominiarkę, prawie bym o niej zapomniał..
- Charles, wszytko okej ? -
Powiedział podając mi wyżej wspomniany przedmiot, naciągnęłem ją na głowę po czym starając się mówić wmiare normalnym głosem odpowiedziałem
- tak, wszytko jest w porządku -
Nie, Nie było, jednak nikt nie mógł o tym wiedzieć, co by powiedzieli gdybym powiedział że się boję ? Jestem dorosły, to nie czas na strach

Szykowaliśmy się już do startu, kierowcy wsiadali do bolidów, też musiałem to zrobić, wtedy z sąsiadującego garażu usłyszałem dobrze znajomy mi głos, był to głos Verstappena, widocznie właśnie Red Bull dostał miejsce sąsiadujące z naszym, chciałem usłyszeć co mówi..

- Wygram to, to tylko kolejny wyścig, nic nie pokona mistrza - powiedział Max do swojego teammate Checo, ha to właśnie cały max, zadufany w sobie egoista, a może to ja tego dnia wygram ?! Zapaliła się we mnie lampka nadzieji która z kontynuacją rozmowy Torro rosso boys gwałtownie zgasła

- myślisz że Leclerc ma jakieś szanse ?- spytał Perez, wiedział o naszej długoletniej znajomości, wiedział też że jesteśmy odwiecznymi wrogami
- no coś ty, silnik mu wysiądzie albo spieprzy, jak zwykle ! - odpowiedział Holender, Powiedział to głośno, jakby wiedział że tu jestem... Zawsze Lubiał mi dokuczać, udawałem że to po mnie spływa, jednak w praktyce każde jego słowo zostawiało na mnie ślad, znowu zjadał mnie stres, iż wyścig zbliżał się wielkimi krokami i ja wsiadłem do bolidu zajmując swoje pole, tym razem startowałem z dziesiątego, nie jest tak źle, nie raz zdążyło mi się startować z szesnastego bądź siedemnastego

Po dwóch godzinach męczącej jazdy wysiadłem z bolidu, wyścig był zacięty, jednak nie był on dla mnie udany, skończyłem na jedenastym, znowu czułem że każdego zawodzę, na pierwszym miejscu jak zwykle stał Max, nie wiem jak on to robił

Jako jedyny na dekoracje zostałem w garażu, nie lubiłem tłumu, hałasu ani chuku, a tam było to wszytko. Poza tym nie chciałem oglądać mordy Verstappena, gdy każdy się już spakował a ja zmęczonym krokiem zmierzałem w stronę auta zatrzymał mnie Lando, jak dobrze go widzieć przecież muszę mu pogratulować, wkoncu Norris zajął drugie miejsce

- część Lando, gratuluje podium -
Uśmiechnęłem się i poklepalem chłopaka po ramieniu, ten podziękował i po chwili rozmowy na bliżej nie określony temat wydarł się jakby go coś mordowało

- NO WŁAŚNIE CHARLES, IDZIESZ SIE Z NAMI NAPIĆ WIECZOREM?-
nie mogłem mu odmówić przytaknęłem, przecież wiem że opijanie podium to stała tradycja kierowców F1, ja sam staram się nie pić, mój organizm słabo znosi alkohol

--------------•★🏎️★•--------------
Pierwszy rozdział zrobiony, mam nadzieję że nie ma dużo błędów i że interpunkcja jest do wytrzymania 🤞🏻🤞🏻🤞🏻

in their eyes you'll always be // lestappen Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz