Rozdział 14

4.2K 270 26
                                    

Dalia z grymasem zamknęła torbę i przerzuciła przez ramię. Potem wzięła kule i ruszyła na dół. Dzisiaj ma przed sobą pierwszą wizytę u fizjoterapeuty. Z początku nie wierzyła Declanowi, kiedy wspomniał o rehabilitacji w wodzie. Dlatego gdy wczoraj mężczyzna wyprowadził ją z błędu, ogarnęła ją szczera panika, bo będzie musiała wcisnąć się w strój kąpielowy, a niczego tak bardzo nie znosi jak tego. Zawsze ma wrażenie, że jest naga.

Dziewczyna weszła do kuchni i z grymasem niechęci, pochwyciła spojrzenie babci.

— Wyglądasz jakbyś szykowała się na pogrzeb. — Mruknęła z rozbawieniem, Payton.

— Mogłabyś mnie podnieść na duchu. — Jęknęła płaczliwie. — A może powiesz Declanowi, że mam grypę... — Staruszka pokręciła głową. — No proszę. Obiecuję, że będę przykładną wnuczką. Będę cię słuchać i będę miła i...

— Tym bardziej się nie zgodzę. Jeszcze zmienisz mi się w jakąś landrynę. Idź. Dobrze ci to zrobi.

— I ty Brutusie przeciwko mnie. — Dalia spuściła głowę i teatralnie zaszlochała. Jednak po chwili uniosła niepewnie spojrzenie na babcię, która przyglądała się jej z grymasem zniesmaczenia. — Nie wiem za kim ty jesteś taka uparta... babciu. — Payton zmarszczyła brwi.

— Nie nazywaj mnie tak.

— Dobrze... babciu.

— Dalia. — Burknęła, Payton co wyrwało z ust dziewczyny zduszony śmiech. Dalia podeszła do staruszki i złożyła ciepły pocałunek na jej policzku.

— Dobrze już dobrze. Napiszę kiedy będziemy na miejscu... babciu.

— Wydziedziczę cię ty przeklęta dziewucho. — Syknęła.

— Obie wiemy, że tego nie zrobisz. Wtedy musiałabyś uwzględnić  tatę jako spadkobiercę. — Dalia poruszyła zabawnie brwiami.

— Nigdy. — Payton natychmiast zaprotestowała. — Utrzymywałam go przez dwadzieścia pięć lat. Tyle mu wystarczy. — Dalia parsknęła śmiechem i pokręciła delikatnie głową.

Kobiety zerknęła przez okno gdy przed domem zatrzymał się dobrze znany samochód. Dalia cicho zapłakała, potem głęboko odetchnęła i zerknęła na babcię.

— Trzymaj kciuki, żebym się nie utopiła.

— Mogę trzymać, ale wątpię, że się utopisz — Dalia uniosła brwi. — Pływasz jak żaba. — Stwierdziła z rozbawieniem Payton.

— Ha. Ha. Ha, aleś ty zabawna? — Sarknęła, dziewczyna, co wyrwało z ust staruszki zduszony śmiech. — Dobra, ale tak na poważnie. Powinniśmy wrócić przed dwudziestą. W razie gdyby coś się działo, to dzwoń do mnie albo tego delikwenta.

— Tak jest. — Payton teatralnie zasalutowała. — Idź już. Nie każ mu czekać. — Dalia uśmiechnęła się litościwie i ruszyła do wyjścia.

— Czekał pięć lat, więc pięć minut go nie zbawi... — Wymamrotała pod nosem.

— Co? — Mruknęła Payton.

— Co?  — Dalia z trudem zapanowała nad śmiechem.

Dziewczyna wyszła z domu i z cichym westchnieniem ruszyła w stronę samochodu z którego mężczyzna zdążył już wysiąść. Declan zmrużył podejrzliwie oczy, odbierając od niej torbę. Potem otworzył jej drzwi i zabrał kule.

— Dziękuję. — Mruknęła. Brunet jedynie skinął, okrążył samochód i zajął miejsce za kierownicą.

— Wyglądasz...

— Pięknie jak zwykle? Tak wiem. — Uśmiechnęła się z wymuszeniem

— Jakbyś szła na tortury. — Burknął, lustrując ją od góry do dołu.

Do utraty tchu [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz