Declan mocniej ścisnął w dłoni zieloną kopertę i przekroczył próg oddziału na którym przebywała Dalia. Przez popołudniowe korki nieco się spóźnił, ale miał nadzieję, że nie przeszkodzi mu to w odwiedzinach. Uniósł głowę, by dostrzec przed drzwiami, Payton. Nerwowo krążyła w tę i z powrotem, co chwilę zaglądając przez szybę do środka.
— Payton? — wydusił, ruszając w jej stronę. — Coś się stało? Obudziła się? — dopytywał. Kobieta pochwyciła jego spojrzenie nerwowo pokręciła głową.
— Nie. Sprawdzają czy da radę sama oddychać i próbują ją odłączyć...
— Tak szybko? Gdzie są jej rodzice? — podszedł do staruszki.
— W sali. Uparli się, że zostaną. Ja nie mogłam na to patrzeć — jej głos niebezpiecznie zadrżał. Declan zamknął, Payton w silnym uścisku i spojrzał w stronę sali.
Przy łóżku stało dwóch lekarzy i pielęgniarki. Przez moment wpatrywali się w monitor aż w pewnym momencie jeden z lekarzy zerwał się w stronę łóżka i wyciągnął dłoń w stronę pielęgniarki. Declan zmarszczył brwi kiedy drugi z lekarzy machnął dłonią na pielęgniarkę, żeby zaczekała. Trwali tak jeszcze przez kilka minut, a następnie odwrócili się w stronę rodziców Dalii i delikatnie skinęli.
— Chyba się udało — szepnął, Declan, czując jak Payton mocniej go obejmuje. — Wychodzą — mruknął. Staruszka odsunęła się od niego i pospiesznie otarła mokre policzki, zupełnie jakby nie chciała im pokazać, że płacze. — Co z nią? — zapytał od razu kiedy wyszli z sali. Lekarz wysilił się na słaby uśmiech.
— Zależało nam, żeby jak najszybciej zaczęła oddychać samodzielnie. Udało się, ale dopiero jutro będziemy mieli stuprocentową pewność — Declan cicho odetchnął.
— A co co z innymi obrażeniami? Ta nerka i śledziona...
— Rano kolejny raz zrobiliśmy badania i jak na razie wszystko jest w porządku. Krwiak nie narasta, a śledziona nie krwawi — lekarz przechylił odrobinę głowę. — Spokojnie, wszystko monitorujemy. Jeśli nic się nie wydarzy krwiak powinien się wchłonąć. Ze śledzioną będzie odrobinę gorzej, ale zapewniam, że działamy.
— A co z jej wybudzeniem?
— Na razie nic na to nie wskazuje. Nie reaguje na bodźce... — odetchnął. — Tak jak mówiłem, przez niedotlenienie wpadła w śpiączkę i nie wiemy jak wielkie narobiło to szkody.
— A jest w ogóle szansa, że obudzi się zdrowa? — mruknął, Declan na co lekarz zacisnął usta i zerknął na Dalię.
— Cud tu już jest potrzeby tylko cud. Nie mówię, że to nie możliwe. W medycynie jest masa przypadków gdzie ludzie powinni już nie żyć, a żyją bez większych powikłań,, ale na ten moment z medycznego punktu widzenia, zrobiliśmy wszystko. Nastawiliśmy bark, usztywniliśmy nadgarstek. Skoro oddycha samodzielnie, żebra zaczną się goić. Nerkę i śledzionę również mamy pod kontrolą, ale szkód niedotlenienia nie jesteśmy w stanie wyleczyć.
Lekarz ułożył dłoń na ramieniu Declana i obdarzył go pokrzepiającym uśmiechem, po czym odszedł. Zerknął w stronę Payton, która odwróciła się do niego plecami, próbując zapanować nad łzami.
— Payton...
— Przepraszam — pospiesznie otarła mokre policzki i odwróciła się w jego stronę.
— Za co ty mnie przepraszasz — podszedł do staruszki. — To normalne, że jesteś załamana...
— Po prostu... — spuściła głowę. — Ona tak nalegała, żeby zrobić ci tę niespodziankę. Nie chciałam jej puszczać, bo było już późno — wydusiła. — Może gdybym jej nie uległa i kazała zaczekać do rana...

CZYTASZ
Do utraty tchu [18+]
Roman d'amourJuilliard School. Kto w środowisku artystycznym nie słyszał o najlepszej uczelni sztuk pięknych na świecie? Dalia Walker nie była wyjątkiem. Jej największym marzeniem było dostanie się na wydział tańca. Dążyła do tego przez dziesięć lat. Niestety...