Rozdział 36

2.7K 252 49
                                    

Declan z uśmiechem wpatrywał się w rodziców Dalii i Payton, którzy od dobrych dwóch godzin nie odstępowali jej choćby na krok. Czuł się tak cholernie nierealnie, że z trudem w to wszystko wierzył. Miał ogromną nadzieję, że lekarz jedynie chciał go nastraszyć ewentualnymi powikłaniami i mają do czynienia z prawdziwym cudem.

— Declan no chodź do nas — Hazel stanęła w progu.

— Nie chciałem wam przeszkadzać... — kobieta złapała go za rękę i pociągnęła do środka czym wyrwała z jego ust cichy śmiech. Zatrzymał się po drugiej stronie łóżka tuż obok, Payton i pochwycił spojrzenie Dalii, która uśmiechnęła się już o wiele wyraźniej.

— Nawet nie wiesz jaki prezent nam zrobiłaś na te święta — Colton ujął dłoń córki w czasie, gdy Declan obserwował jak na jej twarz wkrada się zmieszanie. Zerknęła na niego, marszcząc nieco brwi.

— Jest kilka minut po trzeciej w nocy... — zaczął, Declan zwracając na siebie uwagę jej rodziców. — Dwudziestego piątego grudnia — Dalia otworzyła delikatnie usta, jednak szybko je zamknęła, zupełnie jakby nie była w stanie zmusić swoich strun głosowych do współpracy.

— Kochanie od wypadku minęły trzy tygodnie. Przez ten czas byłaś w śpiączce... — zaczęła, Hazel. — Ale spokojnie. Obudziłaś się, więc najgorsze minęło — kobieta pogłaskała jej policzek, jednak ta z jeszcze większą dezorientacją błądziła rozbieganym wzrokiem po każdym z osobna.

— Dalia, miałaś wypadek, pamiętasz? — zaczął z rezerwą, Declan. — Inny samochód zderzył się z tobą, kiedy wracałaś do domu i zepchnął cię do rzeki... — Dalia otworzyła szerzej oczy, a Declan zamilkł, kiedy aparatura do której była podłączona nagle wydała głośny dźwięk.

— Skarbie już po wszystkim. Nie musisz się niczym martwić... — Payton zbliżyła się do wnuczki, jednak pospiesznie przystanęła, gdy dziewczyna wzięła w płuca gwałtowny wdech.

— Idę po lekarza — oznajmił, Colton i prędko ruszył do wyjścia.

***

Declan zacisnął palce we włosach i głęboko odetchnął. Po przybyciu lekarzy i pielęgniarek, wszyscy zostali wyproszeni z sali. Nie miał zielonego pojęcia co się dzieje. Dlaczego zareagowała w ten sposób.

Niepewnie uniósł wzrok, by dostrzec jak jej rodzice stoją przed salą i obserwują wszystko przez szybę aż nagle się odsunęli.

Z sali wyszedł lekarz, a Declan jak poparzony, poderwał się ze szpitalnego krzesła.

— Co się stało? Dlaczego tak zareagowała? — zapytała gorączkowo Hazel.

— Wszystko wskazuje na to, że się wystraszyła. Dopiero co się obudziła, więc to normalne, że się zestresowała na nowe informacje — lekarz na moment przerwał. — Może być też tak, że nie pamięta samego wypadku — Declan zmarszczył brwi kiedy lekarz nerwowo przebiegł spojrzeniem po ich twarzach.

— Nie mówi pan czegoś — stwierdził, Declan.

— Może nie pamiętać wypadku, dnia w którym wydarzył się wypadek ale zanik pamięci może sięgać o wiele dalej. Kilka tygodnie, miesięcy może lat...

— Przecież nas poznała — mruknęła, Payton. — Nas wszystkich poznała — staruszka zmarszczyła brwi.

— To dobry znak — lekarz uśmiechnął się delikatnie. — Może faktycznie nie pamięta jedynie wypadku.

— Jest coś jeszcze — zauważył, Declan marszcząc brwi. — O co chodzi?

— Martwi mnie, że nie mówi — zaczął, lekarz. — Wspominałem, że jednym ze skutków niedotlenienia może być zaburzenie mowy, ale ona nie mówi w ogóle — Declan przymknął oczy i głośno odetchnął. — Umówiłem już konsultacje z odpowiednimi specjalistami i z samego rana zabiorą ją na kolejne badania...

Do utraty tchu [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz