Rozdział 8

3.8K 311 51
                                    

Payton ostatni raz zerknęła na Dalię, która od dobrych dwóch godzin siedziała na huśtawce zawinięta w gruby koc. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że ledwo co wybiła ósma rano. Kobieta poprawiła firankę i ruszyła do kuchni, żeby wstawić wodę na kawę. 

Gdyby nie przebudziła się przed szóstą, to nawet nie wiedziałaby, że dziewczyny nie ma. Od lekcji z Declanem w ogóle nie chce wychodzić z domu. Nawet nie powiedziała jak jej poszło tylko od razu zamknęła się w swoim pokoju.

Dlatego korzystając z okazji, że był czwartek...

Kobieta zerknęła na zegar, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Kąciki jej ust drgnęły ku górze i pospiesznie ruszyła otworzyć drzwi.

— Cześć. — Przywitał się wchodząc do środka.

— Cześć. — Kobieta zmierzyła go uważnie. — Źle spałeś? Nie wyglądasz za dobrze. — Udała się do kuchni słysząc za sobą jego kroki.

— Powiedzmy. Smarkula u siebie? — Zapytał po chwili. Payton zmrużyła podejrzliwie oczy.

— Jak sobie poradziła? — Declan zastygł w bezruchu i powoli przeniósł spojrzenie na kobietę.

— W sensie?

— W sensie co robiła? Odłożyła kule? Zdjęła ortezę? — Kobieta skrzyżowała dłonie pod biustem.

— Nie mówiła ci? — Payton posłała mu wymowne spojrzenie. — Powiedziała, że więcej nie wróci... — Jej ramiona opadły. — Ignoruje mnie.

— Dlaczego ona taka jest? — Kobieta wsparła biodra o brzeg kuchennego blatu. — Chodź.

Declan uniósł podejrzliwie brew na nagłe polecenie staruszki, jednak po krótkiej chwili ruszył za nią do salonu. Payton podeszła do okna i kiwnęła głową w stronę huśtawki. Brunet zerknął w tamtą stronę i w niemałym zaskoczeniu odnalazł zmartwione spojrzenie kobiety, która z cichym westchnieniem, mruknęła:

— Robi tak od trzech dni. Siedzi tam już od ponad dwóch godzin. — Payton usiadła na kanapie. — Nie wiem, może za mało się staram? Powinnam obrać jakiś inny sposób, żeby w końcu przestała zamykać się na wszystko dookoła. Mam wrażenie, że jest jeszcze gorzej niż przed jej przyjazdem. Może powinnam odesłać ją do domu?

Payton pochwyciła spojrzenie bruneta. Na jego twarzy pojawił się dość niecodzienny grymas. Zupełnie jakby zmieszał się rozwiązaniem, którym podzieliła się kobieta.

— Masz dzisiaj dla niej jakieś zajęcia czy jest wolna? — Zapytał nagle.

— Wszystko w czym miała mi pomóc już zrobiła...

— Zaczekaj tu. — Mruknął, Declan i wyszedł z salonu.

Mężczyzna wypuścił spomiędzy warg długi oddech. Miał ochotę postawić tę upierdliwą kobietę do pionu i nią potrząsnąć. Jedynie Payton powstrzymywała go przed radykalniejszymi działaniami.

Declan wyszedł do ogrodu i dość szybkim krokiem ruszył w kierunku huśtawki na której, siedziała Dalia. Zawinięta w gruby koc, wpatrywała się w koronę drzewa. Mężczyzna zmrużył oczy, gdy odnalazł na jej kolanach małe pudełeczko. Ostatecznie je zignorował i przysiadł obok dziewczyny.

Huśtawka poruszyła się gwałtownie, a Dalia niemal pisnęła, przestraszona jego obecnością. Złapała się oparcia i wbiła w niego spojrzenie tych cholernie przyciągających oczu.

— Co ty tu...

— Jedź ze mną do Nowego Jorku. — Oznajmił. Rudowłosa w chwilowym zdezorientowaniu, uchyliła usta, wpatrując się w niego jak w kompletnego kretyna.

Do utraty tchu [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz