[Robert]
Odkąd tylko się obudziłem — w głowie siedziała mi nocna rozmowa z Marcelem. Co jakiś czas przypomniałem sobie o tym, jak Joachim traktuje swojego młodszego brata i po prostu... nie potrafię się z tym pogodzić.. Z tego też powodu zdecydowałem się wziąć sprawy w swoje ręce i pogadać z Joachem.
Robert: musimy pogadac
8:36pmRobert: za troche poand pol godziny koncze robote spotkajmy sie na miescie
8:37pmJoachim: dobra przyjdz na rynek od strony kosciola
8:40pmRobert: ok
8:40pmNie myślałem, że będzie tak łatwo... No ale to dobrze, że chociaż zgodził się pogadać. Gdyby tylko wiedział, o czym chcę z nim rozmawiać, to pewnie by się nie zgodził.
***
[Marcel]
Psychicznie czułem się kompletnie zagubiony.. Nie wiedziałem, co mam z sobą zrobić, dlatego.. znowu poszedłem do jakiegoś klienta... Fizycznie jestem w złym stanie, ale czułem, że... że potrzebuję poczuć się jeszcze gorzej, żeby tylko nie czuć bólu psychicznego. Ten ciężar na sercu jest tak okropny i przytłaczający, że nie potrafię normalnie funkcjonować.
***
Jest pierwsza w nocy. Szedłem powoli, okropnie się przy tym chwiejąc. Wyszedłem od klienta nieco wstawiony jakoś godzinę temu. W drodze do domu płaczę i piję tą ochydną wódkę. Staram się nie potknąć, ani na nikogo nie wpaść.. póki co mi się to udaję.
Kiedy podszedłem do wejścia do mojego bloku stanąłem na chwilę w miejscu. Musiałem się skupić i wstukać dobry kod... Cholera... o dziwo udało mi się z tym uporać..
Wszedłem do budynku i z trudem — podtrzymując się barierki — zacząłem wchodzić po schodach na drugie piętro. Sporo czasu zajęło mi zanim dotarłem pod odpowiednie mieszkanie i otworzyłem drzwi. Wiedziałem też o tym, że Robert na pewno zorientował się, że nie ma mnie u niego w mieszkaniu.. od kilku godzin próbuje się do mnie dodzwonić, ale go ignoruję.
— Marcel? Gdzie ty do cholery jasnej byłeś? — spytał ze zdenerwowaniem w głosie Robert. — W dodatku jesteś pijany, capi od ciebie na kilometr!
— Daj mi spokój... — wymamrotałem i chciałem udać się do swojego pokoju, lecz mój przyjaciel mi to uniemożliwił.
— Nie, nie dam ci spokoju. — westchnął głęboko, trzymając mnie za ramiona. — Mieszkasz pod moim dachem, więc oczekuję od ciebie, żebyś przestrzegał zasad, na które sam się zgodziłeś. — rzekł stanowczo, ale wolno, żebym na pewno zrozumiał.
— Mhm... byłem u takiego... nie pamiętam już, jak było mu.... chyba Maćka? — zacząłem gadać wszystko, co mi slina na język przyniesie. — No byłem tam.... dał mi hajs... dał mi wódkę... i jest super. — dodałem z uśmiechem któremu towarzyszyły - nieustannie spływające po mojej twarzy - łzy.
— Chodź, odprowadzę cię do łóżka. — to było jedyne, co końcowo zdecydował się do mnie powiedzieć... przynajmniej na początku tak myślałem. — Rano sobie pogadamy o tym i o Joachimie. — dodał zimno, po tym jak znaleźliśmy się u mnie w pokoju.
— O Joa... chimie...? — mruknąłem nie pewnie.
— Rano o tym pogadamy, nie teraz. — powtórzył. — A teraz dobranoc, idź spać.
Nie odpowiedziałem na to Robertowi. Kiedy mężczyzna miał odejść, szybko złapałem go za nadgarstek, tym samym go zatrzymując. Chciałem, żeby przy mnie został. Mimo wszystko.. bałem się spać samemu..
— Zostań.... p-proszę cię... — odezwałem się, gdy mężczyzna obdarzył mnie swoją uwagą. — Robert... nie chcę być sam...
Starszy ode mnie facet na chwilę zastygł w bezruchu i przymknął oczy. Westchnął głęboko, po czym bez słowa usiadł przy mnie na łóżku. Widząc to, uspokoiłem się i w spokoju ułożyłem się na posłaniu.
— Za dwa dni masz wizytę u psychologa. Załatwiłem ci to dzisiaj.. — oznajmił nagle. — Nic za to nie zapłacisz, bo Daniel miał zaległą przysługę u mnie. — dodał i ułożył dłoń na mojej nodzę.
Daniel. Psycholog... Kurwa, nie... to nie może być on. A co jeśli to on... nie, nie, nie i jeszcze raz nie! Spałem z kilkoma Danielami i tylko jeden był psychologiem! Kurwa mać! Mam nadzieję, że to nie był on... Jeśli tak to... chyba powinien sobie już szukać nowego miejsca zamieszkania..
No chyba, że... przyznam się teraz Robertowi... ale nie mam pewności, że ten Daniel, to ten Daniel.
— A... jakie ma nazwisko ten twój kolega? — spytałem nieco nie pewnie.
— Jędrzejczyk.... a co...? Znasz? — zdziwił się.
Kurwa, to on. Ile może być Danieli Jędrzejczyków w Krakowie, którzy w dodatku są psychologami? No nie wielu!
— Uh... istnieje możliwość, że.... był ten kolega moim klientem jakiś czas temu... — wyznałem cicho, czując ogromny wstyd.
Robert zamilkł i cofnął swoją dłoń z mojej nogi. Spodziewałem się, że mnie spakuje i wywali z domu, że zacznie na mnie krzyczeć, albo nawet mi wpierdoli... Bądź zrobi wszystko, tak jak Joachim jakiś czas temu...
— Przepraszam... jeśli się mną brzydzisz i chcesz mnie wywalić, to... to w porządku... rozumiem. Spakuję się nawet zaraz i... i.. i sobie pójdę... — mówiłem, czując przy tym, jak zaczynam panikować i podniosłem się z pozycji leżącej do siedzącej.
Będę mieszkać na dworcu. Jak nic. Już jestem bezdomy. Na pewno mnie wywali. Ja bym na jego miejscu siebie już dawno wywalił ze swojego domu i życia przede wszystkim..
— Spokojnie. Nigdzie nie idziesz. — rzekł pewnie. — Fakt, to co powiedziałeś zszokowało mnie trochę, ale.... nie mogłeś wiedzieć, że to mój kolega i wiem, że nie chciałeś zrobić mi tym na złość... — próbował mnie uspokoić. — A chociaż był dla ciebie dobry?
To pytanie trochę mnie zaskoczyło.. ale zdecydowałem się odpowiedź zgodnie z prawdą.
— Jak mnie zobaczył.... chciał mi dać pieniądze bez seksu. Przejął się, że... ktoś taki, jak ja się kurwi.. — odparłem krótko. — Końcowo wziął to, co mu się należało.. Był delikatny dla mnie i nawet się bał, że zrobi mi krzywdę. — dodałem.
— To chociaż tyle... — mruknął mimo wszystko niezbyt zadowolony.
Nie dziwię mu się. W końcu... przespałem się z jego kumplem. Który w dodatku ma być moim psychologiem. Cholera.. siedzę teraz w niezłym gównie.
***
/15/03/2024/
CZYTASZ
życie z męską prostytutką [bxb] 🚫
RomanceMarcel to siedemnastolatek wyrzucony zupełnie na głęboką wodę, po tym jak jego brat - ostatni członek z rodziny Marcela - wyrzuca go z domu. Chłopak zostaje przygarnięty przez jego przyjaciela - Roberta. Dwudziesto-siedmiolatek stara się, żeby młody...