~rozdział siedemnasty~

111 6 4
                                    

[Marcel]

          Obudziłem się w łóżku Roberta... ale bez niego. Byłem sam w jego pokoju, co mogło oznaczać, że pojechał już do pracy. Zaczyna wcześnie — ja sypiam raczej do późna, więc nic dziwnego. Dość szybko — jak na mnie — zebrałem się w sobie i zwlekałem się z łóżka. Powolnymi, obciążałymi krokami wyszedłem z pokoju Roberta i udałem się do kuchni. Na zegarze dostrzegłem godzinę dziewiątą.. no prawię.. No więc Robercik wróci dopiero za jakieś... pięć godzin. Hm.. w tym czasie mógłbym w sumie ugotować nam jakiś obiad.. ale najpierw kawa i śniadanie!

          Niby wszystko spoko... ale co miałbym ugotować? Wiem na pewno, że nie rosół — Robert, z jakiegoś powodu, nie przepada za rosołem... Dalej nie wiem dlaczego.. no ale okej. Może zrobię.. placki ziemniaczane..? To jest całkiem spoko pomysł. Jedyne, czego potrzebuję, to ziemniaki, cebula oraz sól i pieprz, więc wszystko mam i nie musiałbym lecieć do sklepu. No.. czyli postanowione — dziś na obiad będą placki ziemniaczane.

***

[Robert]

          Od razu po przekroczeniu progu swojego mieszkania — uderzył mnie zapach... jakiegoś jedzenia. Nie mam pojęcia, co to, ale na pewno to coś nie zostało spalone, bo pachnie zaskakująco dobrze. Matko, jak dobrze, że Marc pomyślał o zrobieniu obiadu — jestem już tak głodny!

      — O! Hej, jesteś już. — przywitał mnie rudzielec, po tym jak wszedłem do kuchni.

      — No dzień dobry.. — również się z nim przywitałem i spojrzałem na talerz z plackami ziemniaczanymi. — Miło, że zrobiłeś obiad... dziękuję. — mruknąłem z lekkim uśmiechem i usiadłem przy stole.

      — E tam, to nic takiego.

          Chłopak wzruszył ramionami, po czym zdjął ostanie placki z patelni i położył je na talerz z chłodniejszymi już plackami.

      — Jak ci minął dzień? — zapytał, przy czym wyciągnął dwa talerze i nałożył na nie po dwa placki.

          Zanim mu odpowiedziałem — chłopak zdążył przyjść do stołu i postawić na nim talerze, a następnie sam usiadł na wolnym miejscu przy stole na przeciwko mnie.

      — A wiesz... nudno strasznie... a tobie?

      — Nie wiele zrobiłem w ciągu pięciu godzin... ale się nie nudziłem. — odpowiedział z uśmiechem.

          Zapanowała między nami cisza, którą przerywała jedynie muzyka, którą na telewizorze na spotify — już pewnie wiele wcześniej — włączył Marcel. Czasami słuchając tych jego rapów mam ochotę strzelić sobie w łeb...

      — Robert?

      — Ta? — mruknąłem pytająco i uniosłem wzrok na chłopaka.

      — Kim my dla siebie jesteśmy? — spytał z powagą. — Znaczy... no... jakby..

      — Rozumiem, o co ci chodzi. — przerwałem mu, gdy zaczął się mieszać w tym, co chciał powiedzieć. — A.. kim chciałbyś, żebyśmy dla siebie byli?

          Moje pytanie na krótką chwilę sprawiło, że Marc zamilkł.

      — Partnerami... — odparł krótko. — A ty? Jak to widzisz?

      — Wiesz.. moglibyśmy spróbować być razem... ale nie wiem, czy to dobry pomysł biorąc pod uwagę różnicę wieku.. no i też nasze charaktery. — wypowiedziałem się, nie owijając w bawełnę. — Oczywiście ufam ci i... no może głupio, ale wierzę w to, że dla mnie skończysz z puszczaniem się.. no ale ta różnica wieku... jest dla mnie trochę większym zmartwieniem.

      — Jestem legalny, a za kilka tygodni będę miał osiemnastkę.

      — No, a ja... jakbyś nie pamiętał, w grudniu kończę dwadzieścia osiem lat. — zauważyłem. — Dziesięć lat różnicy, Marcel. Jestem w wieku twojego brata, a w dodatku za dwa lata stuknie mi trzydziestka.

      — No i?

          Tym swoim głupim "no i?" — uciszył mnie. Nie miałem pojęcia, co ja mam mu powiedzieć. W głowie pojawiła mi się pustka.

      — Robert... wiek to tylko liczba.. — westchnął z cieniem uśmiechu na ustach. — Poza tym... różnica wiekowa między nami jakoś ci nie przeszkadzała, kiedy kilka tygodni temu mnie pieprzyłeś. — zauważył, czym cholernie mnie zawstydził.

          Gówniarz będzie mi teraz to wypominał. No świetnie... Faktem jest, że czuję się źle z tego powodu, że dałem się wtedy uwieść! Byłem okropnie głupi, wiem o tym! Ale cholera, czasu już nie cofnę...

      — Na pieprzenie nie byłem dla ciebie za młody, na całowanie również... a na związek już tak. No okej, spoko. — prychnął nieco oburzony. — Poza tym! Sam wczoraj zacząłeś ten temat, a teraz nagle się wycofujesz! O co ci chodzi, koleś? — mówił, coraz bardziej się denerwując i wstał od stołu.

          Kiedy nastolatek się denerwował — ja cały czas milczałem. Dalej żadne słowa nie przychodziły mi na myśl, więc po prostu siedziałem w ciszy i nawet nie patrzyłem na chłopaka. Jak się okazało — cisza z mojej strony jedynie sprowokowała rudzielca do wypowiedzenia kolejnych, nerwowych zdań..

      — Wiem, że dla ciebie jestem tylko gówniarzem, który lubi się bawić, ale ta sytuacja nie jest dla mnie zabawą! Traktuję potencjalną relację z tobą na poważnie, no ale jak uważasz, że nie, no to sobie tak uważaj, w piździe to już mam!

          Kurcze. Takiego wybuchu po Marcelu się nie spodziewałem..

          Rudy — od razu po swoim wybuchu — pośpiesznie wyszedł z kuchni. Wtedy zdecydowałem, że pójdę za nim i... no właśnie.. co "i"? Cholera nie wiem... ale nie mam czasu na myślenie!

      — Marcel.. — odezwałem się, zatrzymując nastolatka w korytarzu, nie daleko wyjścia z mieszkania.

      — Co? Daj mi spokój, już wiem wszystko. — prychnął gorzko i chciał sięgnąć po klamkę od drzwi wejściowych.

          Szybko jednak pokrzyżowałem jego plany i pchnąłem go lekko, przez co plecami uderzył o drzwi, a ja — blokując mu wszystkie możliwe drogi do ucieczki — przybliżyłem się do niego niebezpiecznie blisko.

      — Nie dałeś mi dokończyć, idioto. — oznajmiłem. — Zachowujesz się dzisiaj, jak baba z okresem.. — stwierdziłem z lekką kpiną w głosie. — Różnica wieku między nami mnie przeraża, to fakt, któremu nie mogę zaprzeczyć, nawet gdybym chciał... ale mam do ciebie taką słabość, że nie mógłbym cię odrzucić.

          Nie czekając na żadne jego słowa — delikatnie musnąłem jego usta. Poczułem, jak Marcel zatapia swoje dłonie w moich włosach, po czym przedłużył pocałunek, delikatnie ssąc moją górną wargę. Po kilku dłuższych chwilach — z jego ust przeniosłem się na szyję, na której nisko pod żuchwą zrobiłem jedną małą — ale za to intensywną w wyglądzie — malinkę. Marcel się nie stawiał — ba! nawet współpracował i odchylił swoją głowę nieco w bok, dając mi tym samym łatwiejszy dostęp do jego szyji.

      — Ty masz dwubiegunowość... — zaśmiał się, gdy się od niego odsunąłem.

      — Godzisz się na to, więc nie wiem, o co ci chodzi w tym momencie. — burknąłem. — Zauważam ważny problem i chcę o nim pogadać, źle. Robię to, czego oczekujesz, też źle. Zdecyduj się w końcu, dzieciaku.

      — Ja nie mówię, że źle! Po prostu najpierw mówisz jedno, potem robisz coś sprzecznego z twoimi słowami i...

      — Dobra, skończ. — przerwałem mu. — Możemy być razem... co ty na to?

          Na usta rudowłosego wpłynął powoli triumfalny uśmiech, po czym skinął głową i mocno się we mnie wtulił. Oficjalnie... jesteśmy razem... cholera.. No niby fajnie, ale... ta różnica wieku.. Nie, Robert ogarnij się.. On jest dorosły... prawie... nie, dobra ogarnij się! Okej, oboje jesteśmy dorośli, wiemy co robimy i czego chcemy. Przynajmniej ja wiem... On też wie! Na pewno wie, nie zmuszałem go do niczego! Tak... jest okej, uspokój się, nie będziesz miał żadnych problemów przez ten związek. Tak...

***

/18/07/2024/

życie z męską prostytutką [bxb] 🚫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz