Dodatek 2

161 9 10
                                    

Egzekucja Gerarda Eriksena miała zostać przeprowadzona w trybie przyspieszonym. Dzięki staraniom rodziny Monet ta informacja nie została udostępniona w mediach masowych, tylko nieliczni zainteresowani sprawą poznali miejsce i termin wykonania kary. Również Maxa ominęła by ta informacja, gdyby nie jego dawny wykładowca z West Point, powiązany z wymiarem sprawiedliwości. Dawny instruktor wstawił się też za nim w dowództwie, dzięki czemu dostał przyśpieszony urlop w kraju. Udało mu się dotrzeć do Teksasu w ostatniej chwili.

Więzienie w którym miał zostać wykonany wyrok znajdowało się niedaleko miasta New Boston w Teksasie. Dla chłopaka, dorastającego w aglomeracji Los Angeles miasteczko wydawało się zapadłą dziurą.

Zwykle w dniach egzekucji pod zakładami karnymi zbierały się tłumy manifestujących, w zależności od sławy i liczby ofiar kryminalisty. Najczęściej manifestowali przeciwnicy kary śmierci. Czasem kiedy osoba, która miała zostać stracona, była wyjątkową kanalią gromadzili się przede wszystkim zwolennicy wykonania kary. Tak było i w tym przypadku.

Eriksen tak jak Ted Bundy, miał swoją armię groupies, uważających że był zbyt przystojny, aby zabijać. Te kobiety wspierały go, pisały do niego listy i wysyłały pieniądze na adwokatów. A w dni jego procesu przebierały się za jego ofiary i w tych strojach wchodziły na salę rozpraw. Jednak tego dnia żadnej z nich nie było pod więzieniem. Była to zasługa medialnej dezinformacji.

Rankiem w dniu egzekucji Max przyjechał pod więzienie wypożyczonym pick up'em. Nie miał pojęcia o której godzinie wykonany zostanie śmiertelny zastrzyk. W oczach władz nie był spokrewniony z żadną z ofiar, nie miał więc dostępu do tej informacji. Ale przed więzieniem zebrało się już sporo ludzi. Demonstracja liczyła sobie około trzydziestu osób z plakatami i transparentami. Umieszczali na nich zdjęcia ofiar, wszystkie były na nich szczęśliwe, uśmiechnięte i pełne życia.

W demonstracji brali udział przede wszystkim członkowie dalszych rodzin i przyjaciele ofiar, i domniemanych ofiar, czyli zaginionych kobiet pasujących do profilu tego seryjnego mordercy. Najbliższe rodziny kobiet, których morderstwo udowodniono Eriksenowi mogły obserwować egzekucję w murach więzienia, przez szybę. Inni, tacy jak on mogli tylko stać i bezczynnie patrzeć na więzienie z zewnątrz. Ale Max nie chciał w tej chwili być nigdzie indziej. Chciał być pewny że zwyrodnialec zdechnie bezbronny, jak wszystkie jego ofiary. Tak jak Angela.

Wyjął z kieszeni małą srebrną spinkę z motylkiem, zabrał ją z jej pokoju gdy dowiedział się o jej zniknięciu. Musiał mieć coś co należało do niej, co mu ją przypominało. Musiał mieć coś, co przypominało mu o tym jak bardzo ją zawiódł. Od tamtej pory nigdy nie rozstawał się z tym niewielkim przedmiotem, był jego jarzmem i ukojeniem.

Postanowił wmieszać się w tłum, czuł perwersyjną potrzebę stanie się jego częścią. Chciał czuć złość tych ludzi, taką samą, jak ta którą od dwóch lat czół on sam. Wsłuchiwał się w skandowane przez nich hasła, miał ochotę dołączyć do okrzyków, gdy poczuł na ramieniu cudzą dłoń. W pierwszym odruchu chciał ją strząsnąć, jednak zamiast tego odwrócił się. Właśnie wtedy zobaczył osobę, której najmniej się tam spodziewał.

– Witaj synu. – powiedział Janek.

– Tato, co tu robisz?

– Mógłbym cię spytać o to samo.

– Chciałem tu być. Chociaż tyle mogę dla niej zrobić. – odpowiedział szczerze, od dwóch lat prawie nie rozmawiali. To była jego wina, rzadko się kontaktował i nie odbierał telefonu. Właściwie rodzice nie mogli być pewni nawet czy żyje.

Usiedli na naczepie pick up'a obserwując manifestujących.

– Przyjechałem tu za nim, starałem się o widzenie. Miałem nadzieję że w końcu powie mi co z nią zrobił. – w głosie Janka wyczuwalna była nuta bezradności – Teraz już się nie dowiem.

– Oboje dobrze wiemy że umarła. – Max odpowiedział ponuro.

– Wiesz dobrze że w to nie wierzę. Ani ja, ani twoja matka nie uwierzymy w to dopóki nie zobaczymy szczątek. – milczał przez chwilę – Czasem modlę się żeby nie żyła. Zastanawiam się gdzie może być i wymyślam różne scenariusze co się z nią stało. Są okropne, dlatego modlę się żeby nie były prawdą, żeby była już martwa.

Max położył ojcu rękę na ramieniu.

– Teraz już żaden z nas się nie dowie. – skwitował Max.

– Nigdy nie przestaniemy jej szukać.

– Wiem.

– Dlaczego nas nie odwiedzasz?

– Nie mógł bym patrzeć na ich pusty dom. Nigdy sobie nie wybaczę że w tamtym roku wyjechałem, gdybym był na miejscu może udało by mi się temu zapobiec.

– Myślisz że wyrwał byś Benowi broń? – w głosie ojca słyszalna była niemal niewyczówalna nuta ironii.

– Tak właśnie myślę. Wtedy Angie nigdy nie trafiła by do tej okropnej rodziny i teraz by żyła.

Dziewczyna z motylami we włosachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz