Rozdział 9 Kontrola

227 13 9
                                    

Strach, który wywołała u mnie podróż z Dylanem, kosztował mnie dużo więcej energii niż szkoła i terapia razem wzięte. W swoim pokoju padłam na łóżko i zupełnie wyczerpana zasnęłam. Po przebudzeniu medytowałam jeszcze przez kilka godzin, żeby się wyciszyć. Doprowadzenie ciała i umysłu do porządku, przynajmniej na tyle, ile było to możliwe w domu Monetów, zajęło mi kilka godzin.

Wieczorem, po kolacji byłam spokojna na tyle, że mogłam zając się swoimi zdobyczami. Zamknęłam się w łazience, w obawie że któryś z domowników może wejść do pokoju bez uprzedzenia. Zaszłam już zbyt daleko, aby wpaść w tak głupi sposób.

Wreszcie miałam sprzęt wysokiej jakości, pracujący na niemożliwym do shakowania oprogramowaniu. Mogłam zupełnie bez obawy o swoje środki wykonywać poważne transakcje i włamywać się na cudze konta na portalach społecznościowych. Tamte czynności, mimo że nielegalne, nigdy nie były dla mnie poważnym wyzwaniem. Jednak włamanie się do systemu bezpieczeństwa rodziny Monet zapowiadało się na znacznie trudniejsze zadanie.

Znałam układ kamer na zewnątrz, gorzej było z kamerami wewnętrznymi. Udało mi się zlokalizować tylko kilka z nich. W obawie przed domownikami nie krążyłam po części mieszkalnej i nie rozglądałam się. Kamery przy drzwiach i przy szafce z lekami, nie były zaś ukryte na tyle, aby wprawny obserwator ich nie zauważył. Zakładałam jednak, że w części mieszkalnej i służbowej domu może być ich dużo więcej.

Udało mi się ustalić że w posiadłości była więcej niż jedna sieć wifi. Oprócz tej, z której korzystałam ja i jak sądziłam inni domownicy, była jeszcze druga ukryta. Zakładałam że do ukrytej sieci mogą być podłączone urządzenia zajmujące się systemem ochrony posiadłości. Najłatwiejszym sposobem połączenia się z kamerami było właśnie włamanie się do niej. Aby podłączyć się do sieci ukrytej potrzebowałam specjalnego kodu. Miałam pewne podejrzenia że bracia nie podzielą się nim ze mną dobrowolnie. Musiałam sama go zdobyć, dlatego potrzebowałam programu deszyfrującego. Podejrzewałam że programy dostępne na rynku, nawet te nielegalne, nie pozostaną niezauważone, dlatego zdecydowałam się na napisanie własnego. A to wymagało czasu.

Mogłabym opisać cały proces włamywania się do systemu, ale tego nie zrobię. Stworzyłabym materiał obciążający mnie w oczach FBI i pewnie kilku innych agencji rządowych i międzynarodowych, które i tak już uważają mnie za zagrożenie. Poza tym było by to ciekawe chyba tylko dla mnie.

Tabletkę nasenną schowałam pod językiem i wyplułam do toalety. Pozwoliło mi to ukraść kilka dodatkowych godzin, na realizowanie własnych zadań. Spodziewałam się że następnego dnia będę mniej przytomna w szkole, ale przecież tam i tak się niczego nie uczyłam.

***

Nie zrozumcie mnie źle, sam fakt kontroli rodzicielskiej nie jest niczym negatywnym. Dzieci powinno się pilnować, wykazywać zdrowy rozsądek, kiedy one jeszcze go nie mają, ograniczać ich czas ekspozycji na światło niebieskie, sprawdzać czy odrabiają lekcję, rozmawiać z nimi, aby upewnić się że nie spotyka ich nic złego w domu i poza nim. Jednak pomiędzy prawidłową kontrolą rodzicielską a kontrolą Monetów istniała duża rozbieżność. Nie kontrolowano czasu który spędzałam z telefonem, tylko wszelkie moje aktywności na nim, sprawdzano do kogo dzwonię i jakie strony odwiedzam. Dlatego telefonu otrzymanego od Vincenta używałam tylko do odbierania połączeń od „rodziny". Miałam wrażenie, z resztą słuszne, że nikt nie zainteresował by się gdybym używała go przez dwadzieścia godzin bez przerwy, pod warunkiem że strony, które bym odwiedzała zdaniem braci nie były by w jakiś sposób zdrożne. Nikt też nie próbował rozmawiać ze mną, na temat tego co dzieje się w szkole, poza Vincentem kiedy narobiłam sobie kłopotów. Być może ochroniarz zdawał im raporty, albo opierali się na innych źródłach wiedzy. Nawet nie udawali, że obchodzą ich moje odczucia.

Dziewczyna z motylami we włosachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz