Rozdział 7 Urocza rodzinka?

277 25 4
                                    

Po powrocie od razu pomaszerowałam do swojej sypialni, aby pozbyć się znienawidzonego mundurka. Zdążyłam zdjąć marynarkę i krawat, kiedy otrzymałam wiadomość od Vincenta. Wzywał mnie na spotkanie. Poszłam grzecznie do biblioteki, ciekawa jaką karę dostanę.

Wielki pan mafioso zjawił się elegancko spóźniony. Byłam już trochę zmęczona i jego późne przyjście mnie zirytowało.

Nieśpiesznie usiadł naprzeciwko mnie i splótł palce.

– Jak minął ci pierwszy dzień w szkole? – zapytał.

– Intrygująco, jednak nie jest to jedna z moich ulubionych szkół. – odpowiedziałam, czułam się jak w jednym z tych romansideł Mishel.

Konwenanse były już za nami.

– Będziesz musiała ją polubić, w okolicy nie ma szkół alternatywnych, które były by w stanie zapewnić ci bezpieczeństwo podczas nauki. Poza tym nie wierzę w szkolnictwo alternatywne. – był doniosły, jakby wygłaszał przemowę.

– To zabawne, ponieważ ja nie wierzę w szkolnictwo systemowe. – odbiłam.

– Czy możesz mi powiedzieć dlaczego dostałem dziś bardzo niepokojący telefon? – zapytał po chwili panującej między nami ciszy.

Może początkowo liczył na to że nie wytrzymam i sama wszystko mu wyznam, albo lubi teatralne gesty w stylu Ojca Chrzestnego.

– Zakładam że dzwonili ze szkoły. Jeśli nie przekazali ci co było powodem telefonu, to śmiem wątpić w ich renomę i inteligencję pracowników. – mój głos nie drżał, mimo że zaciskałam prawą rękę na przedramieniu lewej.

Gdybym w tym momencie zaczęła zaciskać pięści mógłby coś zauważyć, nie miałam przydługich rękawów, aby ukryć spływającą krew.

– Chodziło o twoje zachowanie na korytarzu przed pierwszą lekcją.

– Aaa to. – udałam zaskoczenie – Tamta dziewczyna mnie dotknęła, nie lubię tego.

– Jeśli będziesz reagować tak na każde przypadkowe szturchnięcie na korytarzu, to będę zmuszony porozmawiać z twoją psychiatrą na temat zmiany leków, albo hospitalizacji.

Groził mi?

– To nie było przypadkowe szturchnięcie. – usprawiedliwiłam się lakonicznie.

– Gdzie był wtedy twój ochroniarz?

– Nie wiem. – westchnęłam teatralnie udając znudzenie – To ty płacisz jemu za pilnowanie mnie. Gdyby było na odwrót, to ja nie jestem tania.

– Taka sytuacja ma się więcej nie powtórzyć. W środę zaczynasz terapię, zawiozę cię na nią po lekcjach. Zrozumiałaś?

– Tak. – przytaknęłam – Czy mogę już iść?

Skinął głową.

Prawie już wychodziłam, ale zmieniłam zdanie, miałam jednak ochotę się jeszcze trochę pokłócić.

– Psychiatra nie zgodził by się na zmianę leków. – powiedziałam.

– Co masz na myśli?

– Biorę je od kilku dni, ta grupa leków działa po kilku tygodniach. Psychiatra zgodzi się na zmianę po kilku miesiącach, jeśli to na prawdę dobra psychiatra. Nie próbuj mnie straszyć. – wzięłam głęboki oddech – Powinieneś był zostawić mnie w domu dopóki leki nie zaczną działać, ale jeśli byś to zrobił mogliby mnie nie sklasyfikować i nie skończyła bym szkoły w tym roku. A jeśli będę musiała spędzić w tym piekiełku choćby jeden dzień dłużej niż to konieczne, to zrobię się bardzo nieznośna... Nie grożę, uprzedzam. – zakończyłam wypowiedź i wyszłam.

Dziewczyna z motylami we włosachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz