Rozdział 3 Ja i moje ASD

534 25 9
                                    


[Rozdział zawiera opis scen drastycznych z udziałem dziecka]

Widok nieznanego otoczenia w świetle dnia wywołał u mnie atak paniki, który nie ustępował nawet gdy przypomniałam sobie szczegóły dnia poprzedniego. Lękowi towarzyszyły fizyczne objawy bólu i drżenie na całym ciele. Poradzenie sobie z reakcjami fizjologicznymi zajęło mi kilka długich minut. Skupiłam się na oddychaniu, próbując uspokoić własne serce i umysł.

Kiedy wreszcie poczułam, że moja kontrola nad samą sobą wraca wstałam. Czułam głód, ale odwlekałam czas pójścia na śniadanie, w obawie przed spotkaniem któregoś z braci. Instynkt unikania tego typu ludzi dominował nad innymi potrzebami.

Obejrzałam dokładnie pokój i przyległe do niego pomieszczenia w świetle dnia. Pokój był biały i skromnie umeblowany, łóżko, biurko, fotel, stolik nocny, to wszystko. Wielkością przypominał mój pokój w domu rodzinnym, tylko tam nie miałam odrębnej garderoby, a moja łazienka była znacznie mniejsza niż tutaj. W garderobie znalazłam strój sportowy i buty do biegania. Pomyślałam że poranny jogging to dobry pretekst do obejrzenia działki, zlokalizowania położenia i zasięgu kamer oraz ich ślepych punktów.

Jak najciszej zeszłam po schodach i wyszłam frontowymi drzwiami, które jak się spodziewałam były otwarte. Wybrałam otoczoną kamerami ścieżkę wzdłuż płotu, starannie zapamiętując położenie i domniemany przeze mnie zasięg każdej kamery.

Osoby które znały małą Angie zdziwiły by się na mój widok biegającej z rana. Przez całe dzieciństwo raczej niechętnie podchodziłam do aktywności fizycznej. Mój kontakt ze sportem ograniczał się tylko do surfingu, który obie z mamą kochałyśmy. Dopóki jeszcze miała siły spędzałyśmy na plaży każdą sobotę.

Mieszkając w domu rodzinnym pół życia spędziłam w ośrodku dla młodzieży, w którym pracował mój tata. Max i jego kumple popołudniami grali tam w koszykówkę, a ja zamiast uczestniczyć w organizowanych tam zajęciach plastycznych, tkwiłam na trybunach z książką. Chłopcy traktowali mnie jak swoją, dlatego nikt nie śmiał mi nawet dokuczać. Stałam się stałym elementem ich gry, zabierali mnie nawet wraz z tatą na mecze wyjazdowe swojej szkolnej drużyny.

Liczyłam, że chłód poranka otrzeźwi mnie, ale na dworze było po prostu zimno, a wilgoć w powietrzu potęgowała to uczucie. Przywykłam do suchego klimatu, całe swoje życie spędziłam na gorącym południu. Nie licząc kilku krótkich wycieczek, jeszcze kiedy rodzice żyli, nie odwiedzałam północnej części kraju. Aż do teraz, kiedy miałam zamieszkać tu na stałe. Nie uśmiechała mi się ta zmiana.

Nie biegałam od prawie pięciu miesięcy, od feralnego dnia, gdy Ice zszedł z tego świata. Moja kondycja była delikatnie mówiąc marna. Przez leki, które podawano mi w ostatnich miesiącach, poza rozregulowaniem metabolizmu, spaliłam też tłuszcz i sporą część mięśni. Widok w lustrze był okropny, przypominałam więźnia nazistowskiego obozu koncentracyjnego, nawet nie miałam ochoty patrzeć na siebie.

Myślami znów wróciłam do Maxa, razem z kumplami żartowali, że jako mały kujon powinnam nauczyć się szybko biegać. Wtedy odpowiadałam że przecież oni mnie obronią, bo robili to od zawsze. Ale gdy zaczęłam się ukrywać musiałam trenować, bez tego nie można było sprawnie uciekać. A przez ostatnie lata ucieczki stały się moim sposobem na życie.

Moje rozmyślania przerwała zadyszka, zgięłam się wpół, opierając o najbliższe drzewo. Czułam ból w klatce piersiowej, a mój oddech był płytki i rwany. Zaczekałam do chwili aż poczułam się lepiej. Rozejrzałam się, stałam w ślepym punkcie. Muszę zapamiętać to miejsce, kiedyś je wykorzystam. Z tego punktu nie byłam widoczna z okien domu, nie byłam też w zasięgu żadnej z kamer. Jestem ciekawa ile jeszcze takich miejsc znajduje się w posiadłości.

Dziewczyna z motylami we włosachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz