Rozdział 13 Pokerowa twarz

160 12 6
                                    

Tamta noc była zupełnie inna niż wszystkie, tak jak dzień ją poprzedzający.

Zwykle po koktajlu substancji chemicznych, które wieczorem wmuszała we mnie rodzina Monet, nie byłam zdolna śnić, jednak wtedy mimo zmęczenia było inaczej. Śniła mi się moja matka; od swojej śmierci tylko kilka razy przyszła do mnie w snach, co innego tata — on śnił mi się regularnie. Byłyśmy tylko we dwie; byłam małą dziewczynką, może pięcioletnią, mama zaś była znów młoda, zdrowa i olśniewająco piękna. Odbywała się jedna z uwielbianych przez nią sesji zdjęciowych.

Adeline kilka razy do roku urządzała poważne rodzinne sesje. Ubieraliśmy się całą rodziną w strategicznie dobrane przez mamę stroje, a wynajęty fotograf robił nam masę zdjęć, jak postaciom z katalogu. Te zdjęcia później trafiały do naszego rodzinnego albumu albo były wysyłane dalszej rodzinie i przyjaciołom jako kartki okolicznościowe. Z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie i taty powodu mama to kochała.

Ben nie był fanem idealizowania naszego rodzinnego życia. Preferował pstrykanie selfie podczas zwykłych czynności dnia codziennego, takich jak wspólne zmywanie naczyń czy odrabianie lekcji. Dlatego wyłamywał się z sesji, jeśli tylko znalazł wymówkę. Wtedy zostawałyśmy z mamą same. W takich sytuacjach mama ubierała nas w identyczne sukienki i upinała nam identyczne fryzury. Fotograf usadzał nas w idealnie dopracowanej sztucznej scenografii i robił po kilkadziesiąt zdjęć. Nienawidziłam tych dni, bo mama wtedy nie pozwalała mi przypinać sobie motylków, ponieważ sama nigdy nie przypięłaby ich sobie do włosów.

Zawsze uważałam, że tamte zdjęcia były przerażające, bo w sztuczny sposób podkreślały nasze uderzające podobieństwo. Razem z Adeline wyglądałyśmy jak dwa klony w różnych stadiach rozwoju. Zauważyłam, że takie podobieństwo nie jest częstym zjawiskiem, zwłaszcza u matek i córek. Sporadycznie zdarza się u rodzeństwa lub kuzynostwa. Jednak z perspektywy czasu cieszyłam się, że wizualnie nie przypominam Camdena Moneta i jego pokręconej rodziny. Wyjątek stanowiły tylko niebieskie oczy, ale moje tęczówki bardziej przypominały oczy dziadka Edwarda, ojca mojej mamy, który opuścił rodzinę dawno temu.

***

Przebudziłam się, mimo że noc była jeszcze młoda, a ja zażyłam wieczorne leki. Byłam pewna, że bardzo długo nie zasnę ponownie. Przewracałam się z boku na bok, jednak po pół godzinie znudzona postanowiłam wstać i poszukać sobie jakiegoś zajęcia. W dzieciństwie, w takich chwilach, rodzice namawiali mnie do robótek na szydełku. Wymagająca dokładności praca manualna mnie usypiała. Jednak byłam pewna, że Vincent prędzej własnoręcznie by się wykastrował, niż dał mi takie śmiercionośne narzędzie jak szydełko.

Włożyłam do uszu słuchawki, włączyłam na Spotify playlistę z kawałkami Eli'a i usiadłam przy wielkim oknie, wpatrując się w światła miasta. W połowie drugiej piosenki przełączyłam playlistę na jazz, przeniosłam się na fotel, a potem wróciłam na łóżko. Po chwili uznałam, że muzyka jednak mnie drażni, dlatego ją wyłączyłam i wyjęłam słuchawki z uszu.

Pozostało mi wsłuchiwanie się w ciszę wygłuszonego pomieszczenia.

Snując się po pokoju, zastanawiałam się, czy Monetom nie wpadnie do głowy ukarać Trevora za sam fakt znajomości ze mną. Znałam go dłużej niż ich i żywiłam do niego braterskie uczucia, ich zaś ledwo tolerowałam. Bałam się, że dla tej bandy zwyrodnialców nawet taka zażyłość może być powodem do wyrządzenia Trevorowi krzywdy.

Co więcej, obawiałam się, że jeśli spróbuję go ostrzec, to sprowadzę na niego większe kłopoty. Dlatego wtedy jeszcze nie odważyłam się zadzwonić, mimo że dobrze znałam jego numer.

Z drugiej jednak strony uspokajałam się, wiedząc, że Trevor nie był bezimiennym terapeutą, tylko osobą publiczną. Był wschodzącą gwiazdą NBA. Miał też czystą kartotekę, tego byłam pewna. Miałam nadzieję, że jego niewinność i sława wystarczą, aby go ochronić. Poza tym ja i on, na tarasie, nie robiliśmy nic złego. Sam fakt wysunięcia podejrzeń wobec Trevora o robienie ze mną nieprzyzwoitych rzeczy budził we mnie wściekłość. Zwłaszcza że mój przyjaciel szanował kobiety, był w końcu synem pracującej, samotnej matki i wychowankiem Bena. Tata uczył swoich podopiecznych szacunku do innych, nawet tych słabszych.

Dziewczyna z motylami we włosachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz