Budynek szkoły był dobrze oznaczony, po zerknięciu na plan ewakuacyjny zawieszony przy wejściu od razu wiedziałam gdzie się udać. Sekretariat różnił się diametralnie od tych, w których byłam dotychczas. W szkołach Montessori, do których chodziłam, biura były małe, utrzymane w stylu skandynawskim i zatrudniały jedną pracownicę, która zawsze miała w nich porządek. W szkołach państwowych zaś, do których mnie kierowano, sekretariaty były to wielkie, zatłoczone, zabałaganione i pełne zniszczonych mebli pomieszczenia. Ten z kolei był duży, przestronny i elegancko umeblowany.
Gdy się przedstawiłam wszystkie oczy, wpatrzone były we mnie. Cała gromada pracownic biurowych przerwała pracę i gapiła się na zmianę na mnie i na Dana, który oczywiście wszedł razem ze mną. Jednym słowem koszmar autysty. Przed przekazaniem mi pliku dokumentów pracownica, która mnie obsługiwała, udzieliła mi wyczerpującej informacji. Tylko ona starała się zachować profesjonalizm. Podejrzewałam, że po moim wyjściu rozgorzała między nimi ożywiona dyskusja. W końcu nie co roku do szkoły zapisywana jest cudem odnaleziona córka obrzydliwie bogatego kryminalisty.
W porównaniu do szkół państwowych z którymi miałam styczność wcześniej, Akademia Northeast mogłaby uchodzić za kameralne miejsce, jednak dla mnie była stanowczo zbyt zatłoczona. W niewielkich szkołach, gdzie uczyłam się w dzieciństwie, nie umknęłabym nikomu. Jednak tutaj przez korytarze udało mi się przejść nie wzbudzając wielkiego poruszenia. Młodsi uczniowie zwracali uwagę na towarzyszącego mi mężczyznę, ale większość starszych zignorowała ten fakt, jakby codziennie mijali na korytarzu uczennice z ochroniarzem.
Mnie samej obecność Dana nie przeszkadzała. Przez cały mój okres mieszkania w Pasadenie, aż do śmierci rodziców, nie wolno mi było chodzić samej w miejsca publiczne. Zawsze towarzyszył mi ktoś z rodziny lub sąsiedztwa. Kiedy Max i jego kumple weszli w późny wiek nastoletni, również objęli funkcję moich przybocznych. Jeśli poczułam się źle te osoby potrafiły mnie uspokoić i zapewnić mi bezpieczeństwo. Dlatego obecność ochroniarza nie była dla mnie niczym dziwnym, wolałabym tylko, aby zamiast tuż za mną szedł obok, jak normalny człowiek. Postanowiłam, że musze mu to zaproponować, kiedy będę miała chwilę spokoju.
Zajęcia starszych i młodszych roczników odbywały się w osobnych skrzydłach budynku, przez co jeszcze bardziej czułam że tam nie pasowałam.
Niestety wszystkie fajne przedmioty zrealizowałam jeszcze w Pasadenie, teraz zostały mi tylko te nudne, które musze odbębnić żeby skończyć szkołę.
Moją pierwszą lekcją miała być literatura angielska, kiedy dotarłam pod wyznaczoną klasę czekała pod nią już grupa uczniów wesoło gawędzących ze sobą. W gromadzie koszul i kraciastych spódniczek czułam się jak w wiosce smerfów.
Nie miałam ochoty na zapoznawanie się z nowymi kolegami z klasy, mając świadomość że na każdej lekcji będę musiała się przedstawić. W ogóle nie lubiłam rozmawiać z ludźmi, z którymi nie planowałam mieć dłuższej interakcji. Zwłaszcza, gdy występują w tak dużym zagęszczeniu jak w tej szkole.
Stopery nie tłumiły dźwięków wystarczająco dobrze, prawdopodobnie mój kształt ucha uległ zmianie. Jednak miałam nadzieję że wytrzymam do końca dnia. Miałam nadzieję że za jakiś czas nie będę musiała w ogóle ich nosić, bo już mnie tutaj nie będzie. Oparłam się o ścianę i wlepiłam oczy w ziemię pogrążona we własnych myślach.
Coś nieprzyjemnego wyrwało mnie z zamyślenia. Poczułam czyjąś rękę na lewym ramieniu, to bolało.
– Zgubiłaś się kocie? – głos był damski, piskliwy i nieprzyjemny.
Podniosłam wzrok, głos należał do wysokiej, szczupłej, rudej dziewczyny. Była mocno umalowana i uważała się chyba za kogoś w rodzaju gospodarza klasy, albo królowej balu. A może nawet nią była, nie obchodziło mnie to.
CZYTASZ
Dziewczyna z motylami we włosach
Hayran KurguW świecie, w którym od najmłodszych lat mówi się dzieciom, że nikt nie ma prawa się nad nimi znęcać, osoby z doświadczeniem przemocy czują wstyd. Osoby z doświadczeniem przemocy boja się przyznać, że wpadły w sidła oprawcy. Prośba o pomoc oznacza pr...