Upojenie

84 2 0
                                    


Gdy Harry powoli otworzył oczy, dostrzegł mroczną komnatę, wypełnioną siedzącymi postaciami Śmierciożerców. Jego umysł był jednak otumaniony, a świat wydawał się zamglony i niejasny. Nie rozumiał, dlaczego wszyscy drżeli w obecności Voldemorta, ani dlaczego atmosfera była tak napięta. Nie czuł zimna, tylko przyjemne ciepło, które emanowało z obecności Czarnego Pana.

"Co to za miejsce? Dlaczego wszyscy są tacy przerażeni?" myślał Harry, lekko zamroczony. Nagle jego wzrok skierował się na Voldemorta, który siedział na swoim tronie, otoczony mrocznymi postaciami. Jego serce zabiło mocniej, gdy spojrzał na swego Pana, a uczucie błogości ogarnęło jego umysł.

"Ah, to spotkanie mojego Pana..." wyszeptał Harry, opierając lekko głowę o łydkę Voldemorta, który siedział na swoim tronie. To ciepłe, przyjacielskie uczucie, które towarzyszyło mu w obecności Voldemorta, sprawiło, że nic innego nie miało znaczenia. Był całkowicie zatopiony w patrzeniu na swego Pana, czując, jakby niewidzialny łańcuch łączył ich serca.

Jednak to, co nastąpiło dalej, przyprawiło go o jeszcze większy zachwyt. Voldemort sięgnął po coś na kształt prawdziwego łańcucha i przeciągnął go przez swoją nogę, obezwładniając Harry'ego jednocześnie głaszcząc go po głowie.

Harry pozwolił się unieść tej cudownej chwili, zapominając o wszystkim, co działo się wokół. Był zupełnie pochłonięty obecnością Voldemorta, a ciepłe, kojące dotknięcie jego ręki sprawiło, że poczuł się bezpiecznie i szczęśliwie.

To spotkanie wśród Śmierciożerców było dla niego jak sen, a w jego umyśle królowała jedna myśl: oddanie się całkowicie swojemu Panu, bez względu na konsekwencje.

Voldemort patrzył na Harry'ego z lekkim zaskoczeniem i rozbawieniem. Nieoczekiwanie zachowanie młodego czarodzieja było dla niego interesującym zjawiskiem. Jakby Harry był w stanie upojenia, widząc tylko Czarnego Pana i nic poza tym.

"Ciekawe, jak daleko się posunął ten eliksir miłosny..." pomyślał Voldemort, obserwując zachowanie Harrego. "Ale może to być też efekt czarów, których użyłem na nim wcześniej..."

Jego myśli przerywał cichy śmiech, który wydobywał się z ust odważniejszych śmierciożerców, obserwujących niecodzienne zachowanie Harry'ego. Niektórzy z nich wymieniali spojrzenia, a inni próbowali ukryć swoje rozbawienie pod maską grozy.

Tymczasem Harry, całkowicie pochłonięty obecnością Voldemorta, wciąż lekko kołysał się na kolanach, patrząc na swego Pana z wyrazem zachwytu na twarzy. Jego myśli były skupione wyłącznie na Voldemorcie, a reszta świata zlewała się w mglistym tle.

"Czemu wszyscy są tacy smutni? Przecież mamy Pana..." mruknął Harry, zanurzony w swym upojeniu. Jego głos był senny i beztroski, a wzrok utkwiony w oczach Voldemorta, a gdzieś na skraju jego umysłu toczył się głos który prawie do niego nie docierał szepczący z przerażeniem: Harry... co oni ci zrobili..

Voldemort przyglądał się mu uważnie, zastanawiając się, jak dalej postępować. Może być to okazja do wykorzystania Harry'ego w swoich planach, ale musiał być ostrożny. Stan, w jakim znajdował się młody czarodziej, mógł być nieprzewidywalny, ale również użyteczny.

"Czas zakończyć to spotkanie..." pomyślał Voldemort, unosząc się z tronu i kierując spojrzenie na swego oddanego ucznia. "Ale to jeszcze nie koniec zabawy..."

Voldemort podniósł się z tronu, unosząc swą potężną postać ponad zgromadzonych Śmierciożerców. Jego spojrzenie przemknęło po sali, a każdy obecny czuł na sobie jego nieprzenikniony wzrok.

"Spotkanie kończy się" - jego głos rozległ się donośnie po sali, niosąc nutę władzy i nieuchronnego posłuchu. "Ale przedtem..." - jego spojrzenie skierowało się na Harry'ego, który nadal tkwił w swym upojeniu, ledwo zdając sobie sprawę z otaczającej rzeczywistości.

Śmierciożercy zamarli w krytycznym milczeniu zwracając swoją uwagę na Harry'ego, który nadal pozostawał w transie, całkowicie oddany swemu Panu. Nikt nie odważył się nawet mrugnąć, w obawie przed gniewem Voldemorta.

Z pewnością było to widowisko, jakiego nie spodziewali się doświadczyć. Harry, zwykle pełen życia i energii, teraz leżał tam bezbronny i niezdolny do obrony przed wpływem Voldemorta. To był widok, który sprawiał, że niektórzy z Śmierciożerców zaczęli wątpić w swoje przekonania.

Kiedy Voldemort zwrócił się ku Harry'emu, rozległ się gwałtowny szmer, gdy Śmierciożercy uniesieni oczekiwaniem wyczekiwali kolejnych poleceń swego Pana.

"Harry Potter..." szepnął Voldemort, unosząc jedną z dłoni ku twarzy chłopca. Jego palce były jak kleszcze, chwytając Harry'ego za podbródek i zmuszając go do podniesienia głowy, aby ich spojrzenia mogły się spotkać.

Harry wciąż tkwił w stanie upojenia, a jego oczy świeciły się błogim odblaskiem, gdy patrzył na Voldemorta. Był zupełnie pochłonięty obecnością swego Pana, ignorując wszelkie inne bodźce zewnętrzne.

"Tak, mój Pan..." westchnął Harry, jego głos wybrzmiał jak echo z oddali, jakby przychodził z innego świata. "Co...co Pan życzy sobie ode mnie?"

Voldemort uśmiechnął się zimno, patrząc na Harry'ego, którego umysł zdawał się być zamknięty w klatce z czarnym chuchłem. To był moment, który Czarny Pan wykorzystałby do zrealizowania swych mrocznych planów.

"Jesteś moim najwierniejszym sługą, Harry..." oznajmił Voldemort, jego głos niosący nutę triumfu. "I teraz przyjdzie czas, byś pokazał, jak głęboko się zobowiązałeś do służby mego Panowania..."

Śmierciożercy patrzyli z zaciekawieniem, jak ich Pan manipuluje chłopcem, który wydawał się być całkowicie pozbawiony własnej woli. Dla nich był to kolejny dowód potęgi Voldemorta, któremu udało się podporządkować nawet tę legendę znaną jako Harry Potter, aktualnie klęczący u stóp Voldemorta, wtulając się w jego łydkę, całkowicie pochłonięty obecnością swojego Pana. Jego umysł był tak  otumaniony, że świat wokół wydawał się rozmyty i nieważny.

Nic poza Voldemortem nie istniało dla niego w tamtej chwili.

Ostatni HorkruksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz