ROZDZIAŁ 8

144 5 1
                                    

Byłam... No właśnie, jaka byłam ? Wstrząśnięta ? Skołowana ? PRZERAŻONA ? Chyba byłam mieszanką tych wszystkich trzech emocji. Po tym, jak zabrali Samanthę, czym prędzej udałam się do pokoju socjalnego. Ręce trzęsły mi się niekontrolowanie, gdy nalewałam z malutkiego kranu wody do czajnika. Co się tam właściwie, kurwa, stało ? Jej reakcja zaskoczyła mnie do tego stopnia, że z powstałą czarną dziurą w głowie, kompletnie nie wiedziałam jak się wtedy zachować. Próbowałam jak najbardziej uporządkować sobie cały przebieg wydarzeń, bo oczywistym było, że będę musiała umieścić całe zajście w raporcie na końcu dnia.

Z całkowitego zawieszenia wyrwał mnie dźwięk pukania do drzwi.

- Proszę.

Gdy drewniana płyta nieco się uchyliła, zdążyłam ujrzeć burzę czarnych włosów, zanim wspomniana osoba wleciała do środka, o mało nie wyrywając zawiasów.

- Co się stało ?

Gościem był nie kto inny jak Cassie, zaalarmowana skanując mnie uważnie od stóp do głów.

- Zrobiła ci coś ?

- Co ? - poziom mojej konsternacji nie mógł być dzisiaj większy.

- Co się wydarzyło ? - podeszła do mnie i zaczęła przyglądać się mojej twarzy. Jej wzrok był rozbiegany, a mina wyrażała czyste zmartwienie. To wcale nie tak, że była moją pacjentką i powinna traktować mnie z odpowiednią rezerwą, nie ?

- Nic mi nie zrobiła - podniosłam się z miejsca, aby zalać kubek z herbatą gotowym wrzątkiem - Samantha... - nawet nie wiedziałam dokładnie, jak ubrać w słowa to zajście, jednocześnie nie zdradzając nic szczególnego.

- Miała atak ? - czarnowłosa śledziła każdy mój ruch z największym skupieniem. W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka.

Trzymaj język za zębami, upomniałam się w myślach.

- Cassie, nie mogę z tobą o tym rozmawiać.

- Ale...

- Naprawdę nie mogę - ucięłam, starając się brzmieć życzliwie - Pamiętaj, że ja tu jestem służbowo, jeśli tak to mogę nazwać i muszę stosować się do wyznaczonych mi zasad. Jeżeli nie byłaś świadkiem minionego wydarzenia, to nie mogę rozpowiadać poufnych informacji o innym pacjencie - dziewczyna skinęła lekko głową, chociaż widziałam na jej twarzy malujące się niezadowolenie.

- Powiedz tylko, czy jest bezpieczna - poprosiła niemalże błagalnie.

- Tak - odpowiedziałam po chwili wahania, przybierając wymuszony uśmiech - Wszystko dobrze - chciałam zapewnić zarówno ją, jak i siebie.

- Dobrze - jej twarz rozpromieniła się - Idziesz na obiad ?

- Obiad ? - spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu, zauważając, że jest już południe, a mi połowa dnia jakby przeleciała przez palce.

- Chodź - Cassie kiwnęła głową w stronę drzwi - Jesteś wyjątkowo blada.

No co ty nie powiesz, skwitowałam w myślach.

***

Z lekko ściśniętym gardłem obserwowałam puste krzesło przy stole, należące do Samanthy. Wszyscy wokół mnie jedli oraz rozmawiali jak gdyby nigdy nic, gdy mi jedzenie puchło w ustach na myśl o brakującej dziewczynie. Bardzo chciałabym się dowiedzieć o jej aktualnym stanie, bo moje myśli na okrągło wyświetlały obrazy jej rozbieganych oczu oraz panicznego wrzasku. Drugą kwestią, której zamierzałam poświęcić więcej uwagi, był nieznany numer, wysyłający mi głupio zaszyfrowane wiadomości. Byłam pewna, że to ktoś z ośrodka, ponieważ już nie raz nawiązywał do sytuacji, jakie miały tu miejsce. Do mojego numeru telefonu miał dostęp tylko upoważniony do tego personel, jaki sprawował nade mną pieczę w trakcie moich praktyk. Szybko wykluczyłam niemalże wszystkie osoby dorosłe, bo sam pomysł tego, że to właśnie dyrektorka ośrodka czy Alice wysyłałyby mi takie treści, był niedorzeczny. Zostawała opcja moich podopiecznych, którzy aktualnie zapychali się naleśnikami, wyglądając na zrelaksowanych jak nigdy. Tylko skąd mogliby mieć mój numer i kto miałby aż taki tupet ?

Poisoned MindsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz