13

1.1K 41 127
                                    

POV MARCELINA

   Minęły cztery dni od urodzin Davida, a dziś był mecz, na który właśnie się szykowałam. Było chwilę przed osiemnastą, a mecz rozpoczynał się o dziewiętnastej trzydzieści. Skończyłam malować usta i pakując najważniejsze rzeczy, a w szczególności nasze bilety, wyszłam z domu.

   Miałam na sobie moje ukochane Conversy za kostkę, białe spodnie cargo i koszulkę, którą dał mi Pablo kiedy był u mnie. Jak się potem okazało, była ona z autografem, ale bez żadnej dedykacji.

Mam nadzieję, że następnym razem ją dla mnie napiszę.

O ile będzie następny raz.

   Nie udało nam się wtedy zdzwonić przez to, że oboje byliśmy potwornie zmęczeni, a Pablo korzystał z faktu, że jego rodzice są w Barcelonie, co totalnie rozumiałam. Natomiast mój codzienny harmonogram wyglądał tak, że szłam na poranną zmianę, a potem jadłam szybki obiad w domu i gnałam na próbę, które ostatnio były intensywne.

   Pani Perèz bardzo na mnie naciska, bo do konkursu coraz bliżej, a jak teraz ogarnę większą część, to później da mi trochę więcej luzu, którego potrzebuję. Natomiast aktualnie jechałam pod dom Vaiany, a potem obie pojedziemy po Nicka i jak na złość mieszka bardzo daleko od stadionu, dlatego wyjechałam tak wcześnie.

   Gdy podjechałam pod dom Vi, napisałam jej SMS-a, że już jestem, na co mi odpowiedziała, że zaraz zejdzie. W między czasie przełączyłam radio na moją playlistę, z której leciała nasza ukochana Taylor Swift Shake It Off, czyli moja i szatynki piosenka do której się drzemy na cały regulator. Zatrzymałam piosenkę i włączyłam ją od nowa, gdy dziewczyna weszła do auta.

  — Hola, guapa! — przytuliłam ją. — Gotowa na spotkanie ze swoim chłopakiem? — uśmiechnęła się.

  — Hej i on nie jest moim chłopakiem — zmrużyłam oczy.

  — Gadka szmatka, jest ale nieoficjalnie, pysiu — poklepała mnie po policzku i podgłośniła muzykę.

   Przewróciłam oczami i dołączyłam do niej głosem, śpiewałyśmy piosenki Taylor przez całą drogę. Z mocnym bitem podjechałyśmy pod osiedle Nicka, który już na nas czekał.

  — Hola, chicas! To co, jedziemy po wygraną Barcelony? — przywitał nas radośnie, a my się zaśmiałyśmy.

  — Jak przegrają to chyba im coś zrobię — pokręciłam głową.

  — Ty możesz coś swojemu zrobić po meczu, w nagrodę lub za karę — poruszył znacząco brwiami, a Vaiana wybuchła śmiechem, do której dołączył blondyn.

   Przyłożyłam delikatnie rękę do twarzy by nie zniszczyć makijażu, wzdychając, bo ta dwójka od kiedy tylko się dowiedziała nie dawała mi spokoju. Lekko zarumieniona włączyłam się do ruchu drogowego, wiedząc doskonale o co im chodziło.

  — Boże! Czy to jego koszulka, którą Ci dał? — zapytała Vi, a ja pokiwałam głową. — Ale romantycznie — rozmarzyła się, a ja po raz kolejny westchnęłam.

To będzie długa podróż.

★★★

   Zaparkowałam tam gdzie ostatnio z tatą, tłumacząc pozostałej dwójce, że tak będzie lepiej. Jednak zapomniałam o jednej rzeczy, a mianowicie, że dziś nadawali, że wieczorem będzie bardzo chłodno, po dzisiejszym deszczu, a ja jestem strasznym zmarźluchem oraz totalnie nie myślącą osobą w sprawach pogodowych. Miałam na sobie tylko tę koszulkę w porównaniu do moich przyjaciół, którzy mieli bluzki na długi rękaw, dziś pogoda nie była najlepsza, mimo że dalej było jasno, to jednak chłodny wiatr dawał się we znaki. Co z tego, że był środek lata, czasami zdarzają się takie chłodne dni jak ten.

zing | pablo gaviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz