16

1K 45 70
                                    

POV MARCELINA

  — Przysięgam, następnym razem nie pozwolę Ci tak szybko uciec i będziesz u mnie nocować — ze słuchawki było słychać głos chłopaka.

   Drużyna Barcelony już od wczoraj byli w Pamplonie, aby dziś rozegrać mecz z Osasuną. Mecz zaczynał się o dwudziestej pierwszej i zostały do niego ponad trzy godziny, a na moje nieszczęście miałam jeszcze próbę, na którą właśnie się szykowałam, bo była o osiemnastej trzydzieści.

Zajebiście wręcz.

  — Już tęsknisz, że tak mówisz? — zaśmiałam się i lekko zarumieniłam na wspomnienie tego, co zrobiłam jak ostatni raz widziałam chłopaka.

  — Kobieto, jak dla mnie to możesz już się do mnie wprowadzić, odkurzacz już umiesz obsługiwać — zaśmiał się dźwięcznie chłopak, a ja mu zawtórowałam.

   Nie rozmawialiśmy przez kamerkę, bo nie było też jak. Pablo wyszedł na balkon, który był w hotelu, a ja krążyłam po pokoju mając chłopaka na głośniku, przygotowując się do próby.

   Oczywiście Gavi jako naczelna plotkara opowiedział mi wszystko co się działo przez ostatnie trzy dni, ponieważ przez to, że miałam urwanie głowy, bardzo mało pisaliśmy.

Zdążyłam się stęsknić.

  — Jaki obstawiasz wynik meczu? — zapytał nagle.

  — Lepiej, żebym nic nie obstawiała, bo wyjdzie na odwrót — zaśmiałam się, zakładając dresy, ponieważ przez cały dzień noszenia dżinsów byłam cała obolała w pasie.

  — No powieeedz — przyciągnął ostatnią samogłoskę i jestem przekonana, że zaczął skakać w miejscu, gdy to mówił.

  — Dwa jeden dla nas, ale nie powiem Ci kto strzeli, bo nie mam pojęcia, moja intuicja ostatnio nie działa — zaśmiałam się.

  — Ważne, że wygrana dla nas — zachichotał. — Szkoda, że ten mecz nie jest u nas, brakuje mi Ciebie na trybunach — powiedział nieco smutniej.

  — Będę na każdym, który będzie u nas, obiecuję — oznajmiłam.

  — Trzymam Cię za słowo, potrzebuję mojego talizmanu przy sobie, a nie na odległość — powiedział nieśmiało.

  — Jestem Twoim talizmanem? — spytałam lekko zdziwiona i mocno się zarumieniłam, ale dobrze, że chłopak nie mógł tego zobaczyć.

  — Tak. Bez dwóch zdań — oznajmił, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.

  — Cieszę się, że chociaż tak mogę Ci pomóc — powiedziałam cicho, że zaczęłam wątpić czy chłopak to usłyszał.

  — Nawet nie jesteś świadoma tego, jak bardzo mi pomagasz, Celin — powiedział, a ja zachichotałam.

  — I nawzajem, Pabs — odpowiedziałam i czułam w głębi, że chłopak się zarumienił. — Chciałabym dalej rozmawiać, ale muszę iść, Pablo. Jeśli bym nie zdążyła na początek meczu, to wiedz, że życzę Ci powodzenia i trzymam bardzo mocno kciuki — powiedziałam.

  — Nie podziękuję, bo nie dziękuję się za powodzenia — zaśmiał się wspominając mój wybuch poprzednim razem, gdy chciał podziękować.

  — I wiedz, że jestem przeogromnie dumna z Ciebie, że dziś rozegrasz swój setny mecz, cariño — dodałam i żałowałam teraz, że nie mogłam zobaczyć jego uroczej twarzy.

  — Dziękuję, princesa. To wiele dla mnie znaczy — usłyszałam jego aksamitny głos. — Uważaj na drodze i dojedź bezpiecznie, dobrze? — powiedział.

zing | pablo gaviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz