Czasami zastanawiam się co zrobiłam źle. Czy mogłam zrobić dla niej więcej? Lepiej doradzić, częściej wysłuchiwać, albo pokazać, że miała we mnie swoje największe wsparcie i jestem dla niej w każdej chwili. Starałam się, ale najwidoczniej nie wystarczająco. Może gdybym wtedy wróciła wcześniej do domu, gdybym nie była pijana i odebrała od niej telefon? Może... Może Eve byłaby tutaj. Ze mną.
Minęło tyle czasu, lecz dla mnie to dalej niewystarczająco. Czy można się pogodzić ze śmiercią bliskiej osoby? Pewnie łatwiej by było, gdyby umarła naturalnie, jednak Eve była zdrowa jak ryba. Ona umarła z własnej woli. A ja wypominam sobie ten dzień do dziś i nie potrafię o nim zapomnieć. Pamiętam każdy szczegół.
Obiecałam Rose, że pójdę na imprezę urodzinową jej znajomej. Przygotowywałam się do niej od piętnastej. Miałam sześć godzin. Niektórzy powiedzą, że to bardzo dużo, aczkolwiek ja wstałam wtedy lewą nogą i wyglądałam jakby trafił mnie piorun. Myłam włosy chyba trzy razy, a i tak nie wyglądały na czyste. Wory pod oczami odznaczały się bardziej niż zazwyczaj, a twarz miałam bladą. Ale czego się nie zrobi dla przyjaciółki? Eve przyszła do mnie po dziewiętnastej — akurat kończyłam się przygotowywać. Zapytała czy mam czas. Dla niej miałam go zawsze. Zaczęła mi się wygadywać, a ja jak zawsze słuchałam oraz doradzałam. Pomagałam jej. Było tak jak zawsze. Wyszła po dwudziestej z uśmiechem na twarzy.
Skąd miałam wiedzieć?
Niedługo po tym pojechałyśmy z Rosie do Liv — jej znajomej. Bawiłam się tam naprawdę dobrze. Wypiłam troszkę więcej niż zawsze. Po dłuższym czasie poczułam wibracje w kieszeni spodni. Ktoś do mnie dzwonił, jednak byłam zbyt pijana by rozczytać kto. Zignorowałam telefon i bawiłam się dalej, bo tak mi doradzono. Powiedziano, że to pewnie nic ważnego.
Pamiętam, że było sporo po czwartej nad ranem, kiedy wróciłam do domu. Jak zawsze sprawdziłam, czy nikogo nie obudziłam. Rodzice spali, poszłam do Maggie, która również spała, a na końcu sprawdziłam pokój Eve. Jakie było moje przerażenie, jak nie zobaczyłam jej w łóżku, a obok niego powieszonej na desce? Wytrzeźwiałam na tyle, by wiedzieć co się dzieję. Nie zwracałam uwagi czy kogoś obudzę. Zaczęłam krzyczeć i wołać siostrę, wierząc, że zaraz otworzy oczy. Przez moje trzęsące się ręce nie mogłam odwiązać na początku liny z jej szyi, i dopiero po dłuższej chwili mi się udało. Położyłam ją na ziemi i zaczęłam szarpać za ramiona, usilnie błagając, by otworzyła oczy. Gdzieś za mną usłyszałam płacz mamy, lecz nie zwracałam na nią uwagi. Musiałam pomóc Evangeline. Musiałam.
Meg cała zapłakana zadzwoniła na numer alarmowy, przyjechali po krótkiej chwili, jednak na próżno. Ona była martwa. Nie otworzyła oczu. W szpitalu nie odstępowałam jej na krok, uparcie kłócąc się z lekarzami, że Eve żyje i zaraz się do mnie uśmiechnie.
Przecież nie mogła nie żyć.
Minął dzień, później dwa i trzy, a Eve jak nie otworzyła oczu tak było do tej pory. Płakałam i prosiłam, by na mnie spojrzała. Nie zrobiła tego.
Po tym dniu obwiniałam się tak bardzo, że musiałam zapisać się do psychiatry, bo bez leków uspokajających nie dawałam rady. Do tej pory czasami śni mi się widok Evangeline z sznurkiem wokół szyi. Chyba nigdy się z tym pogodzę. Jak miałabym to zrobić? Przecież to moja siostra. Moja malutka siostrzyczka, którą kochałam.
Zamykam mój pamiętnik. Opieram głowę o korę drzewa, przy którym siedzę, wzdychając. Ten zapis czytam co kilka dni. Jeśli ktoś by się mnie zapytał dlaczego, nie potrafiłabym odpowiedzieć, ponieważ nie znałam odpowiedzi. Za każdym razem przypominając sobie tę noc, nachodzą mnie te same myśli. Jednak nie potrafię zakończyć tego rozdziału. Ciągle go analizuję, myśląc "Co by było, gdybym...". Wiem jednak, że nie dostanę odpowiedzi na męczące mnie pytania.