Po kilku tygodniach, kilkunastu spotkaniach, kilkuset wiadomościach stwierdzam, że Chris Evans to chłopak, którego chcę w swoim życiu.
Dawno nikt się tak o mnie nie troszczył, słuchał tego co mam do powiedzenia i doradzał. Oczywiście jak zawsze słuchałam swojego rozsądku.
Szkoda, że nie wiedziałam, że się na tym przejadę.
Gdyby moje przyjaciółki usłyszały moje myśli, toby się na mnie zawiodły.Jest już styczeń, co oznacza, że znam się z Chrisem ponad dwa miesiące i to były najlepsze miesiące w moim życiu. On ma coś w sobie, co sprawia, że chce się mu zaufać. Powierzyć wszystkie sekrety bez strachu, o ujrzeniu światła dziennego.
I wtedy powinna zapalić mi się czerwona lampka, jednak czerwony to taki ładny kolor, nieprawdaż?
Właśnie szykuję się na spotkanie z chłopakiem. Stresuję się, bo on chce czegoś więcej. Może nie powiedział tego wprost, ale to widać i coś czuję, że to ten dzień.
Byłabym głupia, gdybym odmówiła związku.
— Gabrielle! — słyszę głos Very, więc jej odpowiadam, a przyjaciółka zaraz pojawia się w moich drzwiach. — Chciałam za... Gdzie ty się tak stroisz?
— Wychodzę z Chrisem. Jak wyglądam? — pytam widząc jak uśmiech jej rzednie, ale i tak mi odpowiada.
— Wyglądasz ślicznie.
— Dziękuję — uśmiecham się. — Ale się śpieszę, więc lecę! Pa!
— Baw się dobrze. Jak coś to pisz.
— Jasne, dzięki!
Wychodzę z mieszkania i zbiegając ze schodów, widzę samochód Evansa, do którego od razu wchodzę. Daje mu szybkiego całusa w policzek i skanuję go wzrokiem, co chłopak odwzajemnił. Widzę jak unosi kącik ust, jednocześnie przygryzając wargę.
Ubrałam czerwoną sukienkę, która ładnie podkreśla wszystkie moje atuty, a do tego zwykłe adidasy. Mamy u niego kolację i domyślam się co będzie później, więc ubrałam też ładny, czerwony komplet bielizny. Wyobrażając sobie, że chłopak ściąga go ze mnie czuję dziwne uczucie w podbrzuszu.
Ale on też się wystroił. Miał na sobie czarną koszulę i tego samego koloru garniturowe spodnie. Włosy ułożone na żelu. Był cholernie przystojny.
— Kolacja jest u ciebie, mówiłam, żebyś nie przyjeżdżał, ja bym sobie poradziła — dalej nie rozumiem czemu tak się uparł, aby po mnie przyjechać. Dałabym sobie radę.
— Nie wątpię, jednak chciałem spędzić z tobą więcej czasu.
Na te słowa robi mi się cieplej w środku, a stado motyli atakuje mój brzuch.
— To wieczór, a może nawet noc ci nie wystarczy? — unoszę brew.
— Ciebie zawsze mi mało.
Nie odezwałam się już. Zatkało mnie. Jeszcze nigdy, nikt do mnie tak nie powiedział. I jak ja mam nie zgodzić się na związek z kimś takim? Pojawia mi się pytanie w głowie. Czy ja go kocham? Czy to zauroczenie? Jest przystojny, pociąga mnie, to na pewno, chcę spędzać z nim czas, a nawet z nim być, jednak czy to już miłość, czy dalej zauroczenie? Nie mam pojęcia, ale bardzo chcę wiedzieć.
Po piętnastu minutach parkuje pod swoim domem i wychodzimy z samochodu. Przepuszcza mnie w drzwiach, za co dziękuję skinieniem głowy. Byłam tu już kilka razy, ale za każdym razem rozglądam się tak, jakbym zjawiła się tu po raz pierwszy.
W salonie dostrzegam ładnie przyrządzony stolik. Biały obrus, po przeciwnych stronach stołu talerze z kieliszkami. Obok świecy stoi wino oraz bukiet kwiatów w wazonie.