Zaczyna się Marzec, a ja dalej nie wiem co się dzieje ze mną i Wardęgą. W sumie to wiem, pieprzenie się dzieje, i to w takim miejscu które raczej się do tego za bardzo nie nadaje.
Kantorek nie jest za dobrym miejscem na takie rzeczy. Aktualnie zdążyliśmy już osiem razy narobić hałasu strącając miotłę, szufelkę, i inne rzeczy znajdujące się obok nas.
Wardęga nachylił się nad moją szyją, i zaczął składać na niej krótkie, lecz namiętne pocałunki. Przeszły mnie dreszcze, a oddech zaczął się trząść.
Na szczęście nikt tak naprawdę nie miał prawa nas nakryć, bo zostało parę minut do końca lekcji, więc korytarze były puste. O szesnastej również nie było wszystkich uczniów w szkole.
Te godziny są kosmiczne, i początku, i końca lekcji. Od ósmej do szesnastej, wpajają ci do głowy rzeczy których i tak nie zapamiętasz, krzyczą na ciebie, czasami nawet poniżają przed całą klasą
„Szkoła to twój drugi dom"
Do tego humor mi za bardzo nie dopisywał. Wardęga jedyne co chciał ze mną robić, to całować się w kiblu szkolnym, bądź po kryjomu obściskiwać w bibliotece. Przez ostatnie tygodnie nie przerobiliśmy na korepetycjach nic co jest związane jakkolwiek z językiem polskim.
Jedyne wiadomości jakie między sobą wymieniamy to czy spotykamy się na korepetycje, które już nawet nimi nie są, albo żebym wyszedł to toalety. Przestaliśmy je nawet tak nazywać. Teraz Sylwek pisze tylko żebyśmy się spotkali w bibliotece, on też widzi że nasza relacja opiera się na całowaniu i seksie w szkolnym kiblu podczas lekcji. No teraz akurat w kantorku.
Złapałem jego kark, i najwidoczniej musiał poczuć że moje ręce się trzęsą. Trzęsą się bo strasznie się tym wszystkim denerwowałem, a do tego czułem tyle rozkoszy z jego pocałunków.
Odsunął się i złapał moje dłonie, lekko głaszcząc je kciukami. Lekko mnie to osłupiło, bo dosłownie przed chwilą przeżyłem w swojej głowie cały wywód o tym że nie jest dla mnie ani trochę czuły.
-Co się dzieje?- dopytał a mi zaczęło rozpływać się serce.
Nie byłem przyzwyczajony do takich czułości, język zaczął mi się wiązać w buzi, a mowa nagle zniknęła. Wpatrywałem się z lekko otwartymi ustami w jego oczy, a ten się do mnie uśmiechnął.
Nie byłem gotowy na taki rozwój sytuacji, dosłownie jakby Wardęga wyczuł z czym mam problem.
Pocałował moje dłonie, przez co już kompletnie się rozpłynąłem, a na twarz wkradł się uśmiech. Z uśmiechami zaczęliśmy obdarowywać się pocałunkami.
Te przesłodzoną chwilę, przerwało jednak mocne pukanie do drzwi, a po chwili również dźwięk otwieranych drzwi.
Odsunęłyśmy się od siebie, jednak było za późno, bo Juliet stojącą za nimi zdążyła to wszystko zobaczyć.
-MIKOŁAJ CO JETS DO KUR—
Podbiegłem do niej i zakryłem jej usta dłonią, wyprowadziłem ją przed kantorek i zamknąłem drzwi. Patrzyła na mnie z szokiem i złością na twarzy. Gdy chciałem zacząć mówić ona mnie wyprzedziła:
-WIEDZIAŁAM!- krzyknęła i ze złości zaczęła się śmiać.
-Nie krzycz są lekcje- próbowałem zacząć mówić.
-NO WŁAŚNIE, TO CO TY ROBISZ Z SYLWESTREM W KANTORKU!- dalej krzyczała, a mnie za każdym razem kuło serce, tylko dlatego że bałem się że ktoś jeszcze tu przyjdzie.
-A co ty robisz w kantorku?- spytałem bo moja ciekawość nie dawała mi spokoju.
-Pan kazał mi cię pójść poszukać bo długo nie wracałeś, ale widzie że ty się świetnie bawisz- powiedziała ciszej najwidoczniej nie mając już siły krzyczeć- Więc dlatego nie chciałeś nic ze mną robić, i dlatego zerwałeś, zdradzałeś mnie z nim tak!?- dopytywała wskazując palcem na drzwi kantorka.
CZYTASZ
|Enemies to lovers|~Konopskyy x Wardęga~ Ale szkolne walentynki
Lãng mạnNie... nasza oryginalna historia się nie kończy. Dalej mam zamiar pisać mój pierwszy fanfik, ale potrzebuje czegoś nowego💗 Będzie to o wiele krótszy fanfik, ale myślę że wam się podoba🥰🥰🥰