Usłyszałem przeciągnięte i radosne „hej" z telefonu który miałem przyłożony do ucha w trakcie zapinania koszuli.
Po usłyszeniu głosu Sylwestra, poczułem przyjemne ciepło w sercu. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech, i rzuciłem się na łóżko leżące za mną.
Zachowywałem się jak zakochana nastolatka. To mnie martwi...
-Hej- powiedziałem dalej się uśmiechając- Myślałem że przygotowujesz do końca sale, masz wolne?- spytałem i obróciłem się na brzuch.
-Właśnie po to dzwonię- powiedział Wardęga- Chciałbyś może przyjść i mi pomóc?
Lekko zdziwiło mnie to pytanie. Przecież na pewno nie jest tam sam.
-Po co jeszcze ja tam potrzebny? Przecież napewno nie jesteś tam sam- szybko się przekonałem że nie mam racji.
-No właśnie... wszyscy się wymigali z balu, i zostałem sam, pomożesz prawda?- spytał ponownie.
-Jasne
Oczywiście że pomogę. Nie pozwolę żeby miał ogarnąć całą salę sam. Poza tym, moim zdaniem dalej wiszę mu przysługę za całe wsparcie.
-A twoi przyjaciele? Może też przyjdą wcześniej.
Po tych słowach uśmiech zszedł mi z twarzy. Zrobiło mi się przykro po przypomnieniu sobie naszej wczorajszej kłótni.
-Raczej nie, trochę się pokłóciliśmy- powiedziałem nawet nie przemyślając tego, czy chce mu cokolwiek mówić.
-No to zapraszam na moją salę, żadnych nauczycieli, żadnych uczniów, tylko ja, ty, i twoje problemy. Pogadamy i będzie lepiej- zawsze potrafił poprawić mi humor.
-Lecę- powiedziałem i rozłączyłem się.
Odwróciłem się z powrotem na plecy i westchnąłem głęboko. Jednak nie westchnąłem tak jak dotychczas, bo to westchnienie było przepełnione miłymi uczuciami.
Nie wiedziałem jeszcze jakimi, ale wiedziałem że chciałem to czuć jak najdłużej.
Dlatego Wardęga nie musiał długo czekać, aż zobaczył mnie w drzwiach od sali gimnastycznej, która szczerze... wyglądała strasznie.
-O Boże- powiedziałem po zobaczeniu najbardziej biednie udekorowanej sali jaką widziałem kiedykolwiek.
Wardęga podszedł do mnie i schował ręce w kieszenie. Sam rozejrzał się dookoła. Po jego wzroku, wnioskowałem że mu również się nie podobało.
-Po to cię potrzebuje, to jest masakra- rozejrzał się ponownie.
Złapał mnie po chwili za rękę, i zaczął prowadzić w stronę kantorka. Nagle poczułem jak moje serce zaczyna bić jak szalone, jakby miało mi zaraz wypaść z klatki piersiowej.
Policzki zaczęły mnie piec, a od dłoni którą trzymał Wardęga, aż po całym ciele przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
Potem dekorowaliśmy salę aż do wieczora. Pogadaliśmy trochę, dzięki czemu czułem się o wiele lepiej. Dzięki mnie, uważam że wygląda to wszystko świetnie. Neonowe serca, różowe światła, wszytko wyglądało mega romantycznie.
CZYTASZ
|Enemies to lovers|~Konopskyy x Wardęga~ Ale szkolne walentynki
RomansaNie... nasza oryginalna historia się nie kończy. Dalej mam zamiar pisać mój pierwszy fanfik, ale potrzebuje czegoś nowego💗 Będzie to o wiele krótszy fanfik, ale myślę że wam się podoba🥰🥰🥰