Prolog

404 17 11
                                    

W izbie panował kompletny mrok, dosłownie nic nie mogłam zobaczyć, nawet swojej ręki, którą wyciągałam przed siebie, było ciemno i zimno. Bardzo zimno. Ledwo tlące się kawałki drewna w piecu już nie ogrzewały zimnych ścian izby. Ubożęta dzisiaj chyba nie miały ochoty podtrzymywać ognia, schowane w ciemnych kątach pomieszczenia siedziały nadzwyczajnie cicho, nawet pies, który uwielbiał ich szukać i łapać spał smacznie przy piecu kaflowym. Drewniane okiennice zgrzytały pod wpływem wiatru wpuszczając do środka zimno, koce położone na parapecie nie dawały tak dobrej izolacji jak wcześniej myślałam. Złudna nadzieja jest zawsze dobra, ale tej nocy wolałabym ogrzewać swój tyłek niż czuć odmarzające palce u stóp. Drżąc cała pod puchową kołdrą chuchałam w dłonie jakby to miało cokolwiek pomóc. Zima była ciężka, opał powoli się kończył a chrust, który zebrałam w lesie szybko się spalał, jak na złość zgubiłam również w tamtą zimę duży kosz, w którym mieściło się o wiele więcej drewna niż w obecnym koszyku, przez co przyniosłam mniej opału.

Niechętnie wstałam z łóżka, wychodząc spod kołdry dotknęłam nie miło gołymi stopami zimnych drewnianych desek podłogi. Na szczęście do pieca nie miałam daleko, gdyż dom, w którym mieszkałam był jednym wielkim pokojem. Idąc ostrożnie w ciemności dotarłam w końcu na miejsce. Sięgając po suche gałęzie, uklękłam otwierając metalowe drzwiczki pieca, za którymi buchnął mi prosto w twarz miły powiew ciepła. Marznąc wepchnęłam tyle opału ile się dało i dmuchając z całych sił w tlące się drewno poczułam jak nagle gęsty dym wdarł się do moich nozdrzy. Krztusząc się i kaszląc zdziwiona ilością dymu a brakiem ognia zamknęłam drzwiczki pieca i wstając z kolan poczułam jak stopy niemiło zaczynają mnie boleć przez zimno, jakie ciągnęło od podłogi.

-Powinnam w końcu kupić te wełniane skarpety.- mruknęłam pod nosem podchodząc do jednego z drewnianych parapetów i upychając koc jeszcze bliżej okiennicy spojrzałam przez okno gdzie oczywiście nie zobaczyłam nic gdyż było ciemniej niż nie powiem gdzie.

Ta noc była specyficzna, nawet gwiazdy oraz księżyc zostały przykryte gęstymi burzowymi chmurami śnieżnymi. Świat miał dzisiaj drapieżny wygląd. Doprawdy aż zaczynałam się bać, co zastanę jutro przed domem, czy ogromną zaspę czy może jeszcze większą zaspę gdyż śnieg padał codziennie od dobrych dwóch tygodni.

Słysząc jak kolejny raz wiatr uderzył w moje okna szybko popędziłam w stronę pewnie już wychłodzonego łóżka. W piecu nie wiedziałam czy coś się paliło, zostawiłam go ubożętom, jeśli w końcu się od obrażą to może nie zamarznę na kość.

Czując miękkość kołdry, zamknęłam ciężkie powieki, nie byłam pewna ile minęło, ale drażniący zapach dymu wybudził mnie. Zrywając się na równe nogi, przetarłam oczy spodziewając się... w sumie nie wiem, czego ale na pewno jakiegoś ognia spoza pieca, który pożerałby powoli drewno, jednak nic takiego nie było a dym unosił się wysoko w izbie.

-Gdybyś tylko chciała, mógłbym ogrzewać cię, co noc.- głęboki, spokojny głos rozbrzmiał w pomieszczeniu.

-Ktoś ty?! – warknęłam zaciskając ręce w pięści. Nie pamiętam nawet dźwięku otwieranych drzwi, w tą pogodę na pewno nikt by nie próbował się włamać do domu choćby przez to, jakiej wielkości jest śnieg, przez który nie da się normalnie przejść.

-Jestem tym, do kogo się dziś tak modliłaś.- szepnął a jego głos rozbrzmiał w całym pomieszczeniu.- Jestem tym, który może cię rozgrzać.

Roześmiał się głębokim głosem, a jego śmiech był nadzwyczaj przyjemny, dosłownie ocieplał od środka.

-Od środka to dopiero mogę cię ocieplić.- stwierdził jakby mógł czytać w moich myślach a ja ponownie próbowałam odnaleźć w ciemności jakichś kształt, cokolwiek oprócz tego cholernego dymu.

ZnachorkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz