Rozdział 25

64 11 1
                                    

Przerażona wstałam z ziemi, czułam jak moje serce przyśpiesza do niewiarygodnej prędkości, rozglądając się w blasku księżyca widziałam tylko spokojną niepozorną przyrodę w środku nocy. Szum rzeki huczał mi w głowię, był nieznośny. Łapiąc się za głowę spojrzałam się na ziemie gdzie... nie zastałam Dziewanny. Zostawiła mnie tutaj na pastwę losu albo prędzej potworów.

Nie wiedząc, co robić czy zostać czy wracać otrzepałam się i słysząc łamanie gałęzi zatrzymałam się w pół kroku sparaliżowana ze strachu. W oddali coś chodziło, dyszało wściekle i łamało gałęzie, to było na pewno coś niebezpiecznego.

-Myśl, myśl Małomiro.- Wyszeptałam do siebie i nie chcąc trafić na stworzenie zdecydowałam się wracać do domu. Teraz to by przydał mi się Plonek, ale oczywiście nie miałam jak go zawołać, bo pewnie grzał tyłek o ciepły piec, który mało, kiedy gasł odkąd jestem służką Swarożyca.

Klnąc na Dziewanne przedzierałam się przez krzaki aż doszłam do strumyka, który prowadził mnie przez długą, pustą jak dotąd polanę, na ten moment nie spotkałam nikogo ani niczego złego, jedynie zając przerażony, że ktoś idzie odskoczył od strumyka i pognał w las.

-O tutaj jesteś.- Dziewanna nagle wychyliła się zza mojego ramienia a ja nie hamując się krzyknęłam prawdopodobnie na całą puszczę.

-Nie strasz mnie! – krzyknęłam na nią a ona stanęła przede mną próbując się nie śmiać.- To nie śmieszne.

-Zsikałaś się ze strachu? Ponoć ludzie to robią jak się boją.- zaśmiała się chowając usta w dłoń.

-Nie, nie zsikałam się.- odburknęłam zakładając ręce na piersi.- Gdzie byłaś?

-Tu i ówdzie, trochę mi się nudziło pilnując ciebie, więc poszłam na mały spacer.- powiedziała znudzonym tonem głosu.- Spałaś tak długo!

-Mogłaś mnie obudzić, wiesz, że nie mogę być w nocy w puszczy.- powiedziałam prze zęby rozglądając się czy nic nie idzie w naszym kierunku.

Kobieta tylko wzruszyła ramionami i zaczęła iść, poszłam za nią mając nadzieję, że przy niej jestem bezpieczna i nic mnie nie dotknie. Szłyśmy w milczeniu, czasem Dziewanna ziewnęła lub wskazała na jakieś zwierzę chodzące nocą. Nim się spostrzegłam byłyśmy prawie na wysokości mojego domu, gdy nagle kobieta bez ostrzeżenia pociągnęła mnie w bok i idąc pośpiesznie wepchnęła mnie w drzewa.

-Co jest? – zdziwiona poprawiłam włosy z twarzy.- Dziewanno?!

-Cicho bądź.- syknęła chowając się za krzakiem, zrobiłam to samo.

Nie wiedząc, o co chodzi ukucnęłam przy niej i spoglądając pomiędzy gałęzie zobaczyłam przechadzającego się starego mężczyznę z siekiera w ręce.

Leszy.

O bogowie dzięki wam za Dziewanne i jej instynkt do ukrycia się! Jestem pewna, że nie przeżyłabym tego spotkania tym bardziej jak typ miał siekierę.

-Dziewanno, dziękuję.- powiedziałam oddychając z ulgą za to ona dalej siedziała niewzruszona i obserwowała.

-To nie koniec.- wyszeptała spoglądając z ukosa na mnie ja zaś przełykając z trudem ślinę wróciłam do obserwowania terenu mając nadzieję, że nikt nie zakradnie się za nasze plecy.

Dziewanna mówiła, że to nie koniec jednakże nic nie wskazywało na to żeby coś dalej miało trwać, było cicho, pusto i spokojnie. Dosłownie nie działo się nic, ani nikt się nie pojawił, mogłam już dawno iść do domu, ale ona upierała się, upierała, że coś jest i że nie możemy iść, dlatego nie chcąc się z nią kłócić usiadłam na ziemi jak najdelikatniej i najciszej potrafiłam. Nie rozmawiałyśmy, wpatrzone w dal skupiłyśmy się całą sobą na obserwacji aż tu nagle spomiędzy drzew wyszedł ...wilk tylko nie taki zwykły wilki. Był dwa razy większy od zwykłego wilka, miał gęstą dłuższą ciemno szarą sierść i piękne ślepia.

-Jakubek.- Dziewanna wyszeptała widząc wilka.

-Jakubek? – zapytałam szepcząc.

- Wilczy diabeł, lepiej nie mówić jego imienia, więc wołamy na niego Jakubek, ludzie też to robią.- powiedziała przełykając ślinę.- Nie tylko ludzie się go boją, również jest postrachem Rusałek i Wił zapewne wyruszył na polowanie na nie. Musimy uważać.

Mówiąc to usiadła niezgrabnie na ziemi tuż obok mnie i łapiąc moją dłoń ścisnęła raz mocniej w geście otuchy. Dziewanna również bała się Jakubka, siedziała ledwie oddychając i nasłuchując zaś wilk poszedł powolnym krokiem w stronę wcześniej spacerującego Leszego. W końcu po jakimś czasie upewniając się, że nic już nie ma wyszłyśmy spomiędzy krzaków i drzew. Kobieta w pewnym momencie się zatrzymała i oznajmiła, że dalej nie pójdzie, rozumiałam, że nie mogła a ja widząc w oddali swoją chałupę odetchnęłam z ulgą, że mogę teraz bezpiecznie iść do domu. Żegnając się z nią szybkim wręcz biegnącym krokiem wracałam do chałupy, łapiąc zadyszkę otworzyłam drzwi i wchodząc odetchnęłam głośno z ulgą.

-O bogowie, Plonku.- powiedziałam patrząc się na siedzącego przy stole psa.- Wszystko dobrze? To dobrze.

Zdejmując z siebie ubrania z uśmiechem na ustach wskoczyłam do swojego łóżka gdzie po chwili również w nim znalazł się pies. Szczęśliwa, że dotarłam bezpiecznie do domu ułożyłam się wygodnie zanim poczułam w nosie drażniący dym, który mógł oznaczać tylko jedno.

Zdenerwowałam się, nie chciałam by do mnie przychodził, nie po tym, co mi zrobił.

-Swarożycu, wyjdź, nie chcę cię widzieć.- powiedziałam drapiąc za uchem psa.

Dym zniknął zaś świeca na stole zapaliła się ukazując w cieniu kształt męskiego torsu. Swarożyc usiadł przy stole jak zawsze i wpatrywał się mnie swoimi ognistymi oczami. Nic nie mówił, ja również nie zamierzałam się odzywać, chciałam by sobie poszedł.

-Małomiro, myślałem, że będziesz zadowolona z mojego prezentu.- powiedział głębokim głosem stukając o blat stołu palcami.

-Prezentu? – zapytałam nic nie rozumiejąc.

-Myślałem, że seks z Wisławą dobrze ci zrobi jednakże ty jesteś jeszcze bardziej zdenerwowana niż wcześniej.- odparł a ja poczułam niewyobrażalną wściekłość.

-Słucham?! – warknęłam.- To miał być prezent? Zmuszenie jej?!

-Oj, ty umiesz inaczej a ja inaczej.- wzruszył ramionami, wstał z miejsca i podszedł do łóżka gdzie siedziałam.- Ja czasami muszę użyć dobrych argumentów żeby coś się udało, ty wystarczy, że się pięknie uśmiechniesz.

-Dobre sobie, czyli to niby miał być prezent, ale dlaczego? Po co ci to było? – zadawałam pytania, nic nie rozumiałam. To wszystko było dla mnie jak jedna wielka zagadka.

-Chciałem ci pokazać, że twoja wierność mi jest nagradzana, chciałem ci pokazać, że jestem kimś lepszym niż Dziewanna, bo wiem tu i ówdzie, że masz poczucie, że nie chcesz jej zabić.- jego oczy na moment się bardziej rozświetliły.- Chciałem ci sprawić ogromną przyjemność, a że Wisława sama się napatoczyła to wykorzystałem ją dla ciebie.

Moja złość osiągnęła maksimum, choć równie dobrze mogłam być spokojna, że Swarożyc nie chciał dla mnie zemsty tylko chciał dać nagrodę, szkoda, że wyszło jak wyszło.

-Czyli nie chciałeś się zemścić? – spytałam dotykając jego gorącego ramienia. Jego ciepło ponownie mnie obejmowało, było uzależniające.

-Zemścić? A po co? – zdziwił się, unosząc brwi do góry zakradł się jedną ręką do mojego boku i go pogładził.

-Nie wiem, za to, że oddałam się Dziewannie.

-Zrobiłaś to, bo musiałaś.- powiedział spokojnie, jego głos był taki przyjemny.- Jesteś moją służką, tylko mi oddaną i to najważniejsze. Dziewanna niech myśli sobie, co chce, jesteś moja i dobrze o tym oboje wiemy.

Przytaknęłam, nie chciałam nic mówić więcej, Swarożyc mnie objął w ciepłym uścisku a ja poczułam i tak niechęć do niego, niechęć do tego wszystkiego. Bolało mnie to, co stało się między mną a Wisławą, to wszystko poszło nie tak, nie w tą stronę, co trzeba. Zmusił ją, to najważniejsze, zmusił do oddania się a to mnie bolało, bo wiem, że nie chciała tego szczerze.

-Swarożycu, jestem zmęczona.- powiedziałam po chwili on zaś rozumiejąc, o co mi chodzi pocałował mnie w czoło i zniknął w chmurze dymu a ja wzdychając położyłam się w łóżku do snu. Miałam już tego wszystkiego po dziurki w nosie.

ZnachorkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz