Rozdział 19

77 13 8
                                    

Zabijanie, misje i inne takie nie tylko zaprzątały mi głowę, ale co było z Wisławą i słowami Swarożyca o tym, że się do niego modli? Nie wiem. Dosłownie siedziałam od trzech dni w domu przyjmując pacjenta za pacjentem, nie miałam czasu nawet pomyśleć o niej. Jedynie, co miałam w głowie to słowa Dziewanny i Swarożyca, identyczne, przeplatające się wzajemnie i tworzące w jedno, czyli misję morderstwa jednego z bogów, ale pytanie, którego wybrać? Któremu ufam tak bardzo, że mogłabym zaryzykować i spróbować zabić? Tego też nie wiem, ale wychodząc w końcu z domu szczęśliwie odetchnęłam z ulgą świeżym powietrzem. Nie zamierzałam iść do lasu, miałam go wręcz dość a tym bardziej, że było już popołudnie zdecydowałam się wybrać do Wisławy. Kobieta nie odzywała się do mnie długo odkąd wyszła z mojego domu, a ja tęskniłam, chciałam ją w końcu zobaczyć i dowiedzieć się, dlaczego modli się do Swarożyca. Czuję w kościach, że to nie będzie nic dobrego.

-Witaj Małomiro.- starsza kobiecina wstała z ławki przy domu i pomachała w moją stronę.

-Witajcie, witajcie.- odpowiedziałam jej jak i kilku innym przechodniom.

Każdy się ze mną witał, nikt nie chciał, aby spadł na nich zły urok za brak szacunku dla znachorki.

A więc idąc przez wieś i nie śpiesząc się mijałam domy wieśniaków, z uśmiechem na ustach na końcu drogi zobaczyłam przy ogromnej jabłoni dom Wisławy. Mieszkałyśmy obie na dwóch końcach wsi, dlatego wiem, że zawsze, gdy się do mnie wybierała miała długą drogę do przebycia. W końcu docierając pod drzwi domu kobiety zapukałam dwukrotnie, czekając tak nasłuchiwałam jak pięknie ptaki śpiewały schowane w gałęziach jabłoni.

-Och, Małomiro.- otworzyła mi matka Wisławy, zdziwiona odsunęła w głąb domu. Przypominała swoją córkę a prędzej córką ją, obie z mysimi blond włosami, niebieskimi oczami i zarysowanymi ostro szczękami. Obie o tym samym wzroście i również charakterze, choć jej matka była bardziej konsekwentna i stateczna niż jej córka.

-Witajcie.- odpowiedziałam uśmiechając się szeroko, nic poza uśmiechem ze sobą nie miałam.- Czy zastałam Wisławę?

-Tak, jest w stodole...- odpowiedziała niepewnie a ja chyba zrozumiałam, o co chodzi lub próbowałam lepiej nie zrozumieć.

Nie czekając zbyt długo przeprosiłam matkę Wisławy i decydując iść do stodoły wewnętrznie modliłam się o to by jej nie zastać tak jak sądzę, że mogłabym. Mijając dom, potem wychodek trafiłam przed wejście do stodoły, które pilnował mały kundelek o imieniu Suchar, a więc Wisława musiała być w środku. Przechodząc przez drzwi ujrzałam stosy siana, na które kobieta ma uczulenie, a za nimi usłyszałam dźwięk wzdychania. Nie chcąc, ale musząc zdecydowałam się iść na przód aż natrafiłam na kupkę ubrań, męskich i damskich.

-Och, Masławie.- chichot rozszedł się po całej stodole.- Nie, nie tutaj.

- Masz takie jędrne pośladki. – odpowiedział jej a ja dalej podsłuchiwałam.

-Mój Swarożycu.- zaszczebiotała a Masław warknął trochę podobnie do psa, chyba miało być to seksowne warknięcie, ale coś mu nie wyszło, przynajmniej dla mnie.

Rozglądając się po stodole znalazłam na ziemi kubki po alkoholu, prawdopodobnie miodzie pitnym, o który łatwo we wsi. Idąc za rozrzuconymi kubkami natrafiłam na ścianę zrobioną z siana, za którą leżała najprawdopodobniej ta dwójka, bawiąca się w...Sama nie wiem, co ale mówienie, że Masław jest Swarożycem to dopiero obraza boga ognia. Łapiąc kilka głębszych oddechów ominęłam ścianę siana natrafiając idealnie przed parę nagich kochanków. Przez moment poczułam ukucie w sercu widząc Wisławę nago oplatającą Masława, mój żołądek zrobił wywrotkę i coś nie chciał wrócić na miejsce. Zrobiło mi się niedobrze.

ZnachorkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz