Pot spływał mi po skroni, promienie słoneczne uderzały w moje plecy oraz tył głowy, czułam jak się nagrzewa pomimo założonej kwiecistej chustki. Dzisiejszy dzień zaliczał się do naprawdę upalnych dni majowych, jakby zamiast wiosny nastało już pełne lato a ja zamiast pić zimną wodę z miętą to klęczałam na ziemi grzebiąc w ziołowych grządkach. W oddali było słychać chłopów, jedni odpoczywali drudzy zaś pracowali. Słońce, gorąc i praca to połączenie często było nieprzyjemne na wzgląd spotkań z południcami, choć te dopiero przychodziły latem, ale kto wie, może tej ciepłej wiosny są wygłodniałe. Marszcząc brwi i zakrywając oczy przed słońcem rozejrzałam się po polach, jakie rozrastały się w oddali przed moim domem.
Żadnej nie zauważyłam i oby tak zostało.
Południcami nazywamy dusze kobiet zmarłych tuż przed lub w trakcie ślubu, bądź wkrótce po weselu. Ukazują się, jako młode dziewczyny lub stare kobiety owinięte w białe płótno, z rozpuszczonymi w nieładzie włosami. Na plecach noszą worki, w których porywają dzieci, w rękach trzymają zazwyczaj sierp, którymi dręczą swoje ofiary przed tym zadając im zagadki a od odpowiedzi zależał los pytanego. Lubią zabijać lub okaleczać swoje ofiary, duszą śpiących na polu żniwiarzy oraz porywają dzieci bawiące się na skraju pola, dlatego w lato trzeba być ostrożnym. Moim zdaniem nie tylko w lato, właśnie taka pogoda jak dzisiaj, czyli gorąc już daje znać demonom, że można żerować. Nigdy nie wiadomo, co tak naprawdę może się stać.
A więc patrząc się dalej uważnie na pola poczułam jak zasycha mi w ustach, sięgając po dzbanek wody upiłam kilka porządnych łyków.
-Od rana pracujesz?
Dziewczęcy głos rozbrzmiał za moimi plecami, gdy ja z ulgą smakowałam zimnej wody.
-Tak...-mruknęłam wiedząc doskonale, kto mnie odwiedził a była to Wisława.- Co u ciebie kochana?
Pytając odwróciłam się w jej stronę z szerokim uśmiechem, byłam zadowolona widząc swoją przyjaciółkę. Dzisiaj była ubrana w brązową spódnice do kostek, z zieloną koszulą z długim rękawem w białe duże kwiaty i jak zawsze miała na sobie czerwone korale. Zauważyłam, że spięła włosy w gruby warkocz zawiązując na końcu czerwoną chustkę, warkocz leżał przełożony przez ramię na jednej z jej piersi. Przełykając ślinę powędrowałam wzrokiem prosto na jej rumianą twarz, czując również na sobie jej spojrzenie.
-Dawno się nie widziałyśmy.- skwitowała poprawiając kosz, który trzymała w rękach.- Wyglądasz jakbyś się z kimś biła.
Racja, nie byłam tak odświętnie ubrana jak ona. Ja zamiast zapiętej koszuli miałam ją rozchełstaną aż prawie widać było moje piersi, czarna spódnica była podwinięta w taki sposób, że odkrywała moje brudne od ziemi kolana. Dłonie miałam brudne a za paznokciami uzbierałoby się sporo ziemi. Dzień, jak co dzień moi państwo.
-Dobrze mnie znasz, że jak biorę się do pracy to nie patrzę na wygląd.- odpowiedziałam zadowolona widząc w koszyku chleb i obrane jajka.- Dla kogo niesiesz te dary?
-Dla nas.
Jeszcze bardziej zadowolona poczułam jak mój brzuch zaczyna burczeć na myśl o świeżym chlebie i jajkach. Zaczęłam rozglądać się za jakąś szmatką, w którą mogłabym wytrzeć dłonie jednak niestety nic takiego nie miałam przy sobie, dlatego nie chcąc brudzić koszyka kobiety wskazałam dłonią drogę do domu, aby ta bez mojej pomocy mogła w spokoju usiąść w chłodnej chałupie.
Wchodząc za Wisławą zamknęłam drzwi, nie chciałam, aby ten ukrop z dworu doszedł do mojego domu. Chłód panujący w nim był tak przyjemny, że nie chciałam tego tracić. Dziewczyna położyła kosz na stole, zaś ja zaczęłam myć dłonie w misie, aby choć trochę je doczyścić przed zjedzeniem dobrych kanapek.
CZYTASZ
Znachorka
RomanceZioła, rośliny, demony, bogowie a w tym wszystkim ona pomiędzy życiem a śmiercią. Leczy, bada i pomaga. Wierzy, kocha i służy....co będzie kiedy pozna bogów? Co będzie kiedy poczuje smak słodkich ust nieznajomej? Czy straci wszystko a może zyska? Ma...