Rozdział 30

67 13 2
                                    

Obmywając kark wodą z pobliskiej studni wzdychałam ociężale na upał, jaki panował dzisiaj. Naprawdę myśl o spacerze w ten gorąc był głupotą, ale co nie robi się dla dobrej ucieczki od problemów. Siadając na kamieniu tuż obok studni spojrzałam się na chałupy mieszkańców wsi, biel ścian odbijała się od promieni słońca drażniąc oczy. Było pusto, no prawie pusto gdyż jakaś gromadka dzieci siedziała przed jednym domem bawiąc się lalkami zrobionymi ze słomy, drewna i starych szmat.

-Małomira?

Głos rozbrzmiał tuż obok mnie, podskakując jak na szpilkach pisnęłam ze strachu całkowicie zaskoczona. Spoglądając w górę napotkałam brązowy głęboki odcień tęczówek kapłana wioski. Małomir ukucnął przy mnie a jego biała rozchełstana koszula uwydatniła obojczyki.

- W porządku? – zapytał nie odrywając ode mnie spojrzenia. Ja zaś taksowałam go wzrokiem, miał na sobie lniane czarne spodnie i lnianą białą koszulę z roślinnymi wzorami przy mankietach, jego czekoladowe włosy były rozwichrzone na wszystkie strony świata a zarost prawdopodobnie był kilkudniowy.

-T-tak...- jęknęłam po chwili dziwiąc się na swoje zachowanie.- Znaczy, tak, wszystko w porządku.- wstałam z miejsca poprawiając sukienkę.

-Dawno się nie widzieliśmy, słyszałem, że cię długo nie było.- powiedział zmartwiony marszcząc brwi.- Gdzie byłaś?

-A miałam mały wypadek w lesie.- mruknęłam drapiąc się po głowie w zakłopotaniu. Wolałabym, aby nikt mnie nie pytał o to a jednak ciekawscy muszą to zrobić.- Już jest w porządku.

-Cieszę się, że jest już wszystko dobrze z tobą.- uśmiechnął się od ucha do ucha i zakładając ręce z tyłu kiwał się na piętach.- Może pójdziemy na spacer?

-Z ogromną chęcią.- skłamałam, wolałam zostać przy cudownej wodzie, ale jak mus to mus. Przynajmniej porozmawiamy o nadchodzącej Nocy Kupały, którą mieliśmy się zająć wspólnie.

-A, więc...- zaczął, kiedy weszliśmy w zacienioną drogę do centrum wsi.- Załatwisz jakieś zioła na Noc kupały?

-Oczywiście, będą dla chłopów jak i specjalne dla nas.- powiedziałam poprawiając włosy.- Mam specjalne mieszanki odłożone na czarną godzinę.

-Na czarną godzinę? Czyli nie masz ich za bardzo?

-Mam, znaczy...Przez ten wypadek nie zdążyłam uzbierać dobrej ilości, więc zajrzę do moich zapasów, ale wszystko będzie, co potrzeba.- wyjaśniłam patrząc się na niego, jego smukła szczęka rozluźniła się, kiedy zapewniłam, że wszystko będzie tak jak powinno.

-Rozumiem, przykro mi, że cię spotkało to, co cię spotkało.- westchnął uśmiechając się na koniec.- Cieszę się, że jesteś już bezpieczna u nas.

I tak rozmowa się ciągnęła, tematy tworzyły się samoistnie od Nocy Kupały po temat o spotkaniach starszyzny i tego, co u nas się dzieje. Było miło, nawet nie zauważyłam jak dochodziło już południe a słońce schowało się za chmurami. Małomir świetnie zajmował mnie rozmową, przeszliśmy przez pół wioski i zawracaliśmy kilka razy. Jest to dobry człowiek, dość zabawny i bardzo mądry czasem poczułam się przy nim jak idiotka, ale szybko to naprawiał swoim charakterem. Ach, gdyby świat był normalniejszy może i sama bym dołączyła do wielbicielek mężczyzny. To idealny człowiek na męża a jednak woli zostać prawiczkiem dla bogów. Ciekawe czy naprawdę mu się objawiają?

Skręcając w piaszczystą ścieżkę podeszłam do ogromnej jabłoni, wzdychając z gorąca oparłam się o jej pień. Cień, który dawała był przyjemny, Małomir spojrzał się na mnie z uśmiechem a ja mu go odwzajemniałam, patrzył się na mnie jak szczeniak na kość. Dosłownie miałam takie wrażenie.

ZnachorkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz